Tajemnica z Auschwitz. Nina Majewska-Brown

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tajemnica z Auschwitz - Nina Majewska-Brown страница 15

Tajemnica z Auschwitz - Nina Majewska-Brown

Скачать книгу

na niego z niedowierzaniem. Automatycznie kręcę korbą maszynki, sznurki mięsa spadają do emaliowanej, mocno poobijanej miseczki.

      – Auu!

      – Co się stało?! – Florian niewidzącym wzrokiem toczy po kuchni, a ja mam mroczki przed oczami i jestem bliska zsiusiania się z bólu.

      – Cholera, uuu! Jak boli!

      – Co zrobiłaś?

      – Wkręciłam palec! – Wyszarpuję gwałtownie rękę z upiornej maszynki i pospiesznie zanurzam ją w wiaderku z zimną wodą. Czuję, jak środkowy palec pulsuje i puchnie, jednocześnie staje się coraz bardziej siny. Zaczyna mi się robić słabo i muszę usiąść.

      Tymczasem Florian rozparty przy stole, najwyraźniej przyzwyczajony do cięższych kontuzji niż moja, spokojnie opowiada, jak to nad ranem zastrzelili w lesie dwóch gestapowców.

      W miarę jak mój naiwny i dumny z siebie małżonek opowiada o zasadzce, którą osobiście wymyślił, ból palca staje się dla mnie coraz mniejszym problemem.

      8

      Jest czwartek, słońce leniwie wzeszło o szóstej dwadzieścia jeden, imieniny obchodzą: Szymon, Tadeusz, Domabor, Faro, Fidelis, Honorat, Ksymena, Wielimir, Wszechciech. Zastanawiam się, co za szaleniec może dać dziecku na imię Domabor, ale wzruszam ramionami i zrywając kartkę z kalendarza, skupiam się na cytacie dnia: „Ale nie ma róży bez kolców, jak to powiedział jeden pan, kiedy zmarło się jego teściowej i przyniesiono mu rachunek za pogrzeb” – Jerome K. Jerome. Uśmiecham się do siebie i otwieram okno.

      Jak się później dowiem, w tym dniu został podpisany dekret mówiący o tym, że napis Bóg, Honor, Ojczyzna ma się pojawić na sztandarach Polskich Sił Zbrojnych, Amerykanie zaś przeprowadzili Eksperyment Filadelfia[10]. Nie myślę o tym, że dwa dni temu minęła czwarta rocznica utworzenia Generalnego Gubernatorstwa, ani o tym, jak przeczytałam w „Głosie Lubelskim”, który nie wiadomo jakim cudem pojawił się wczoraj w leśniczówce, że z tej okazji w niedzielę w Krakowie odbędą się wielkie uroczystości na Wawelu z udziałem samego gubernatora Hansa Franka. Nic, zupełnie nic nie wskazuje na to, że to ten dzień, gdy moje życie zmieni się diametralnie, gdy coś umrze, a ja nie będę potrafiła narodzić się na nowo. Skupiam się na tym, co dziś planuję zrobić. To dzień pieczenia chleba, powinnam też zebrać ostatnie jabłka w sadzie i przygotować z nich konfiturę na zimę. Gdybym tylko miała więcej słoików, mogłabym zrobić soki i kompoty, a tak jestem skazana na suszenie większości owoców. Nie dość, że to uciążliwe i należy uważać, by nie wyschły zbyt mocno i by nie weszły w nie robaki, to w dodatku bardzo czasochłonne.

      Czas mija leniwie, bo niby co mamy robić. Pozwoliłam dziewczynkom pospać trochę dłużej i teraz jesteśmy już po drugim śniadaniu, ale jeszcze na tak zwanym rozbiegu. Zapowiada się kolejny spokojny jesienny dzień. Mamy za sobą upalne lato, a jesień nas nie rozpieszcza. W lesie i na polach panuje okropna susza, a każde nawet najpowolniejsze przejechanie drogą samochodu czy bryczki wzbija w powietrze kłęby kurzu i nic nie zapowiada, by w najbliższym czasie miało się to zmienić. Życie lasu wydaje się przytłumione i jakieś spokojniejsze. Tylko nasze dwa koguty od rana pianiem nawołują kury, które pogdakując dumnie i nie zważając na nic, grzebią pazurami w ziemi. Kot z wysoko zadartym ogonem przemaszerował przez parapet, by położyć się w skrzynce przyniesionej wczoraj z ogrodu. Nim opadnie na drewniane dno, swoim zwyczajem kilka razy obraca się wokół własnej osi.

      Zastanawiam się, co mam zrobić z tak rozpoczętym dniem. Palec boli mnie jak nieszczęście i wyklucza z kilku codziennych zajęć. Dziś wypada dzień pieczenia chleba, a ja nie mogę zagnieść ciasta. Dobrze, że przyszła Zośka na poranną porcję ziółek, to poproszę ją o pomoc. Nasz zapas herbaty jest na wykończeniu, dlatego przerzuciłyśmy się na domowej roboty, a właściwie domowego suszenia, różnego rodzaju ziołowo-owocowe napary. Może Zosia pomoże mi wyprać kilka sukienek dziewczynek? Małe w tym kurzu brudzą się na potęgę. Właściwe całe dnie spędzają w ogrodzie i trudno im się dziwić. Jest w nim o wiele więcej ciekawych rzeczy niż w domu.

      Nim zdążę zdecydować, co powinnam zrobić najpierw, do domu wpada Florian. Już zdążyłam przyzwyczaić się do jego emocjonalnych wtargnięć, za którymi ciągnie się gęsty ogon obaw.

      – Szybko!

      Tym razem nie towarzyszy mu entuzjazm, raczej wydaje się spanikowany.

      – Co się dzieje?

      – Pospiesz się, zaraz tu będą!

      – Kto? – Choć doskonale wiem, kogo ma na myśli, nie potrafię powściągnąć pytania.

      – Niemcy, szybko, musisz mnie ukryć! – Florian pospiesznie odsuwa niewielką szafkę na buty, która stoi pod wieszakiem na nasze palta.

      – Co się stało? Coście znowu zrobili?

      – To nie pora na zadawanie pytań, pospiesz się! Ukryj mnie, bierz dzieci i uciekajcie.

      – Przecież

Скачать книгу