Wzlot Persopolis. James S.a. Corey
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wzlot Persopolis - James S.a. Corey страница 6
Dla większości członków Związku Transportowego to zdjęcie było jedynym kontaktem z nią. Tysiąc trzysta światów, a w ciągu dziesięciolecia większość, jeśli nie wszystkie, będzie miała swoje wersje STL-5. Stacje transferowe, wyznaczające granice bańki, gdzie kończyła się sfera kontroli planety i zaczynała władza Związku. Wszystko, czego kolonie potrzebowały z pierwszego domu ludzkości lub od siebie nawzajem, wędrowało w górę studni grawitacyjnej. To był problem wewnętrznych. Przewożenie towaru z jednego układu do innego było zadaniem Pasa. Stare terminy. Wewnętrzni. Pasiarze. Utrzymały się, ponieważ język taki już był, nawet gdy zmieniały się realia jego stosowania.
Koalicja Ziemsko-Marsjańska była kiedyś centrum ludzkości, najbardziej wewnętrznymi wewnętrzniakami. Teraz stanowiła ważną szprychę koła, którego piastą była stacja Medyna, gdzie znajdowała się dziwna kula obcych, wisząca pośrodku nieprzestrzeni łączącej wszystkie pierścienie wrót. Gdzie mieściła się jej cywilna kwatera w chwilach, gdy nie odwiedzała próżniowych miast. Gdzie był Saba, jeśli nie leciał statkiem wraz z nią. Stacja Medyna była jej domem.
Tylko że nawet dla niej czarno-błękitny dysk Ziemi na ekranie także był domem. Może zawsze będzie to prawdą. Były już dzieci dość duże, by głosować, które nigdy nie doświadczyły sytuacji, gdy ma się tylko jedno słońce. Nie wiedziała, czym dla nich była Ziemia, Mars lub Sol. Może ta atawistyczna melancholia odczuwana tuż pod mostkiem zaniknie wraz z jej pokoleniem, a może po prostu była zmęczona, marudna i potrzebowała snu.
Znowu usłyszała dźwięk łamanego bambusa.
– Proszę pani?
– Już idę.
– Tak, proszę pani. Ale dostaliśmy priorytetową wiadomość od kontroli ruchu na Medynie.
Drummer nachyliła się do ekranu, kładąc dłonie płasko na chłodnym blacie biurka. Cholera. Cholera, cholera, cholera.
– Straciliśmy kolejny?
– Nie, proszę pani. Żadnych straconych statków.
Poczuła lekkie rozluźnienie niepokoju. Ale nie ustąpił do końca.
– Co w takim razie?
– Zgłosili nieplanowany przelot. Frachtowiec, ale bez transpondera.
– Poważnie? – rzuciła. – Myśleli, że ich nie zauważymy?
– Nie mogę skomentować – odpowiedział Vaughn.
Wywołała kanał administracyjny z Medyny. Mogła tam dostać wszystko ze swojej krainy – dane kontroli ruchu, środowiska, informacje o mocy oraz odczyty czujników z dowolnego wycinka widma elektromagnetycznego. Z drugiej strony opóźnienie światła oznaczało, że wszystkie te dane miały ponad cztery godziny, a każdy wydany przez nią rozkaz dotrze jakieś osiem, osiem i pół godziny po tym, jak pojawi się prośba o instrukcje. Potężna inteligencja obcych, która stworzyła pierścienie wrót i olbrzymie ruiny w układach poza nimi, znalazła sposoby na manipulowanie odległością, ale prędkość światła wciąż stanowiła nieprzekraczalne ograniczenie i wyglądało na to, że zostanie tak już na zawsze.
Przewinęła rejestry, znalazła właściwy kawałek i odtworzyła go.
– Tu Medyna. Confermé. – Zwykły spokój kontroli ruchu.
W odpowiadającym głosie słyszała trochę interferencji. Artefakt wrót.
– Tu frachtowiec Ostre lądowanie z Castilii, Medina. Przesyłam nasz status.
Otworzyło się nowe okienko. Status statku jako lekkiego frachtowca. Marsjański projekt. Stary, ale wciąż całkiem w porządku. Kontrola ruchu potrzebowała kilku sekund na odpowiedź.
– Visé bien, Ostre lądowanie. Masz pozwolenie na przejście. Kod kontroli to... Kurwa! Przerwij, Ostre lądowanie! Nie przechodź!
Nagły skok na krzywej bezpieczeństwa i status alarmu świecący na czerwono. Na panelu sterowania Medyny pojawiła się nowa sygnatura silnika, ze smugą wylotową mknącą przez bezgwiezdną czerń powolnej strefy.
Dokonało się. Wszystko to zdarzyło się godziny temu, ale Drummer i tak poczuła, jak przyśpiesza jej tętno. Kontrola ruchu wrzeszczała do nowego statku z poleceniem identyfikacji, aktywując jednocześnie stanowiska dział szynowych. Jeśli wystrzelili, wszyscy na statku lecącym bez pozwolenia już nie żyli.
Krzywa bezpieczeństwa opadła, zakłócenie wywołane masą i energią przelatującą przez pierścień gasło, aż zeszło poniżej progu. Intruz wykonał zwrot i lecąc z dużym ciągiem, przemknął przez inne wrota, ucieczką znowu podnosząc wartości krzywej.
Kontrola ruchu klęła w kilku językach, wysyłając polecenia zatrzymania do trzech przylatujących statków. Ostre lądowanie się nie odzywało, ale strumień danych z ich systemu pokazywał boleśnie ostry ciąg, którym odrywali się w bok, schodząc z kursu na wrota Castilii.
Opadła na oparcie fotela, czując powrót spokoju. Zuchwały dupek przeleciał z Freehold i skierował się na Auberon. No oczywiście. Resztkowe promieniowanie z wrót Auberonu zdradzało, że statek zdołał dotrzeć na drugą stronę. Choć leciał bardzo blisko granic krzywej bezpieczeństwa, nie przepadł. Z drugiej strony, gdyby Dzikie lądowanie przeszedł zgodnie z planem, jeden z tych statków lub oba zniknęłyby w objęciach tego, co połykało statki przy nieudanych przejściach.
Na krótką metę oznaczało to przesunięcie Dzikiego lądowania na później. Trzeba będzie wprowadzić całe mnóstwo wymaganych modyfikacji. Pewnie kilkanaście jednostek zostanie zmuszonych do zmiany ciągu i skoordynowania nowych czasów przejść. Co nie było groźne, ale upierdliwe.
I nie było dobrym precedensem.
– Mam odpowiedzieć – zapytał Vaughn – czy woli pani załatwić tę sprawę osobiście?
Bardzo dobre pytanie. Ustalanie zasad działało jak przekładnia z blokadą. Jeśli pociągnie za spust, jeśli rozkaże zniszczyć następny statek, który przeleci bez upoważnienia, nie będzie to coś, z czego zdoła się później wycofać. Ktoś dużo lepszy od niej w tę grę nauczył ją zachowywać bardzo dużą ostrożność przy robieniu czegoś, na czego zrobienie nie była gotowa za każdym razem od tej pory.
Ale, Chryste, jak ją kusiło.
– Niech Medyna zarejestruje przelot i doda pełny koszt do rachunków Freehold i Auberon, razem z karami za spowodowane przez nich opóźnienia – poleciła.
– Tak, proszę pani – potwierdził Vaughn. – Coś jeszcze?
Tak, pomyślała, ale jeszcze nie wiem co.
* * *
Salę konferencyjną zaprojektowano z myślą o tej chwili. Sklepiony sufit wyglądał dostojnie jak katedra. Sekretarz generalny Li z Ziemi stał na swoim podium, prezentując