Anioł życia z Auschwitz. Historia inspirowana życiem Położnej z Auschwitz. Nina Majewska-Brown
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Anioł życia z Auschwitz. Historia inspirowana życiem Położnej z Auschwitz - Nina Majewska-Brown страница 2
Dystrybucja:
Dressler Dublin sp. z o.o.
ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarow Mazowiecki
tel. (+ 48 22) 733 50 31/32
e-mail: [email protected]
www.dressler.com.pl
ISBN 978-83-11-15865-8
Skład wersji elektronicznej
W ciemności gwiazdy błyszczą najjaśniej
Wszystkim, tym którzy kiedyś byli dziećmi
Jerzy Zieleziński, Apel kobiecy, 1946, zbiory Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau (PMO-I-1-1991)
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Sierpień 1944
1
To nie tak miało wyglądać. Nie miało się wydarzyć w takiej chwili, o takim czasie. Ale stało się: trzy miesiące temu wzięłam ślub. Mieliśmy, a raczej mamy z Maćkiem wrażenie, że nasz czas się kurczy. Wojna przybierała na sile. Tydzień po wybuchu powstania w Warszawie w domu pojawiły się kuzynka Wanda z dwiema koleżankami i nieustannie opowiadają straszne rzeczy. W nocy mają koszmary, którymi wybudzają wszystkich domowników. Krążą po pokojach niczym piekielne mary. Podobno w walkach na Pradze zginął nasz kuzyn Franciszek. Rodzice i ciocia trzymają się kurczowo nadziei, że to tylko plotka, pomyłka, że to nie miało prawa się wydarzyć, że przecież Franio ma dopiero szesnaście lat. Ale ja mam złe przeczucia. Coraz trudniej mi pozytywnie myśleć. A to wszystko odbiera resztki nadziei.
W jej miejsce zakrada się strach, a za nim nie kroczy już nic.
Maciej oświadczył się niespodziewanie w niedzielne popołudnie. Jak zwykle spacerowaliśmy ścieżką wiodącą nad niewielki staw na tyłach ogrodu, nieśmiało trzymając się za ręce. Znamy się jeszcze z gimnazjum, jednak wtedy nawet nie patrzyliśmy na siebie z zaciekawieniem. Raczej byliśmy towarzyszami tych ładniejszych – w moim przypadku, a w jego – tych bardziej energicznych i rzutkich. Ginęliśmy w ich cieniu, niczym szczególnym się nie wyróżniając. Wielkim zaskoczeniem było nasze spotkanie jakiś czas temu na targowisku. Okazało się, że Maciek, podobnie jak ja, zamieszkał u rodziny na wsi, niemal za miedzą mojej ciotki.
Dopadliśmy do siebie z ogromną ciekawością: co słychać u naszych znajomych, kto żyje, kto uciekł, a komu się nie udało. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam o obozie i kamieniołomach w Mauthausen-Gusen[1], gdzie trafił nasz szkolny przyjaciel Władek. Maciek mówił o rzeczach, które nie mieściły mi się w głowie. O masowej eksterminacji Żydów i Polaków, o pracy przymusowej i tragicznych warunkach, jakie tam panowały.
– To jednoznaczne z wyrokiem śmierci.
– Niby skąd możesz to wiedzieć?
– Uwierz mi, to nie plotka. Stamtąd się nie wraca. Zresztą coraz więcej mówi się o obozach. To nie są żadne obozy pracy, tylko obozy śmierci.
Nie mogłam w to uwierzyć albo zwyczajnie wolałam nie wierzyć, bo tak zdawało się bezpieczniej.
– Przesadzasz. Pewnie jeśli pracujesz…
– Nie wiem, ale podobno tam są głodowe racje żywieniowe, a z każdej strony…
– Proszę, nie strasz mnie.
– Myślę, że powinniśmy mieć tego świadomość i jeszcze bardziej uważać.
– Oczywiście, tylko że jakoś nie jestem przekonana, że coś od nas zależy. Wychodzę z założenia, że co ma być, to będzie.
– Może i tak, ale zdecydowanie powinniśmy być bardzo ostrożni, mając świadomość, co może nas…
– Błagam. Przestań mnie straszyć.
– Madziu, przecież wiesz, że nie taki mam zamiar.
– Wiem. – Wtuliłam się w jego silne ramiona, jakby one mogły ocalić mnie przed całym złem.
Choć nie mogłam w to wszystko uwierzyć, to nieświadomie zaczęłam się jeszcze bardziej bać. Wyobrażałam sobie, że jeńcy pracują całe dnie, chociaż nie umiałam pojąć, co tysiące ludzi mogą robić w jednym miejscu przez wiele miesięcy. Może mają tam jakieś fabryki? Zupełnie też nie potrafiłam sobie wyobrazić, co powinnam rozumieć pod pojęciem „głodowe racje żywieniowe” i jak można za ciężką pracę nie wynagradzać choćby w miarę porządnym jedzeniem. Wkrótce miałam się o tym przekonać na własnej skórze.
Póki co spijałam słowa z ust Maćka. Wydawał się taki doświadczony, tyle wiedział, tłumaczył mi świat. Imponował mi siłą i tym, że był w partyzantce, że tak się angażował. Nigdy, pewnie żeby mnie nie narażać, nie chciał mówić, co dokładnie robią i jak wyglądają te ich akcje, ale i tak byłam z niego dumna i pełna podziwu. Nie pytałam.
Z dnia na dzień, z opowieści na opowieść, stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. Zresztą ja też miałam swoją tajemnicę. W szopie za domem ciotka ukrywała młodą Żydówkę z dwójką małych dzieci, a ponadto co jakiś czas jeździłam do Litzmannstadt[2] z przesyłką, którą odbierał ode mnie ktoś, kto miał kontakt w getcie[3]. Po każdym takim wyjeździe wracałam coraz bardziej przerażona. Czuć było, że dzieje się coś złego. Zniknął nasz kurier, co chwilę pojawiał się ktoś nowy. Szeptano, że Żydzi są wywożeni, że się ich morduje, a próby kontaktu z kimś z getta są coraz surowiej karane. Nie robiło to jednak szczególnego wrażenia na ciotce. Irena podkreślała, że kiedyś Żydzi jej pomogli i teraz ona musi oddać im to, co od nich otrzymała. Nigdy nie chciała zdradzić, o co chodziło, a ja w końcu przestałam pytać.
W miarę upływu kolejnych miesięcy stawaliśmy się z Maćkiem coraz bardziej nierozłączni. Wojna, która niosła ze sobą strach i niepewność, sprawiła, że łaknęliśmy siebie nawzajem jeszcze bardziej. Przy nim czułam się bezpieczna. Otaczał mnie troską i wydawał się taki mądry, taki zorganizowany. Miałam wrażenie, że staje się również kimś ważnym w partyzantce, ale jak zwykle o nic nie pytałam. Wolałam nie wiedzieć.
I wreszcie Maciek się oświadczył. Dostałam maleńki pierścionek, który bardziej przypominał splątany drucik niż biżuterię, i znalazłam się w niebie. Tak bardzo chciałam być z Maćkiem! Tak pragnęłam, byśmy razem zamieszkali. Tak się cieszyłam, że się na to odważył.
Mamy przeświadczenie, że los, wojna zabiera nam to, co najcenniejsze – czas.
Ślub był bardzo