Wybór Crossa. Sylvia Day

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wybór Crossa - Sylvia Day страница 18

Автор:
Серия:
Издательство:
Wybór Crossa - Sylvia Day

Скачать книгу

Kalifornii było dopiero po dziesiątej, ale w Nowym Jorku już minęła północ. Dla mnie zbyt późno, by jeść, ale byliśmy bez kolacji.

      – Umieram z głodu – odparł Cary, siadając z tyłu.

      – Ty zawsze jesteś głodny – powiedziałam ze śmiechem.

      – Ty także, cukiereczku – rzucił, gramoląc się na miejsce pośrodku. Pochylił się do przodu, wciskając głowę między nas. – Ja po prostu nie wstydzę się do tego przyznać.

      Oddalając się od odrzutowca, patrzyliśmy, jak maleje w oczach. Zerknęłam na profil taty, starając się odczytać, co myśli na temat stylu życia, jakie wiodłam, zostawszy żoną Gideona. Prywatne odrzutowce. Ochroniarze. Wiedziałam, co tata myśli o bogactwie Stantona, ale on był moim ojczymem. Miałam nadzieję, że męża będzie traktował łagodniej.

      Wiedziałam jednak, że teraz jest zupełnie inaczej. Dawniej przylecielibyśmy do przystani w San Diego. Poszlibyśmy do dzielnicy Gaslamp i usiedli przy stoliku w Dick’s Last Resort, gdzie spędzilibyśmy godzinę lub więcej, śmiejąc się z różnych głupot i popijając piwo do kolacji.

      Teraz dawało się wyczuć między nami wyraźne napięcie. Nathan. Gideon. Moja mama. Ich obecność zdawała się nam ciążyć.

      Trudno było o nich zapomnieć.

      – Co powiecie na tę knajpkę w Oceanside, gdzie podają kiepskie piwo, a na podłodze walają się łupiny od orzeszków? – zaproponował Cary.

      – Świetnie. – Obróciłam się ku niemu, uśmiechając się z wdzięcznością. – Będzie zabawnie.

      Miejsce znane z dawnych czasów. Idealne.

      Wiedziałam, że tata jest tego samego zdania. Spojrzałam na niego, a on powiedział z krzywym uśmieszkiem:

      – Robi się.

      Zostawiliśmy lotnisko za sobą. Wygrzebałam komórkę i włączyłam ją, by podłączyć do aparatury w samochodzie, żebyśmy mogli posłuchać muzyki, jak dawniej, gdy sytuacja była mniej skomplikowana.

      Na ekranie telefonu natychmiast pojawiły się SMS-y.

      Ostatni był od Bretta: „Zadzwoń, jak dotrzesz do miasta”.

      W tej samej chwili, jak na zawołanie, radio nadało melodię Golden, jego piosenkę o jasnowłosej dziewczynie, której pierwowzorem byłam ja.

      *

      Następnego dnia wchodziłam po schodkach na maleńki ganek domu mojego ojca, gdy zadzwoniła komórka. Wyjęłam ją z kieszeni szortów i na widok twarzy Gideona na ekranie poczułam radosne podniecenie.

      – Dzień dobry – powiedziałam, opadając na jedno ze stojących przy drzwiach wyściełanych krzeseł z kutego żelaza. – Dobrze spałeś?

      – Dość dobrze. – Na dźwięk jego miękkiego, nieco chrapliwego głosu zalała mnie fala słodyczy. – Raul mówi, że kawa parzona przez Victora obudziłaby nawet pogrążonego w śnie zimowym niedźwiedzia.

      Zerknęłam na mercedesa zaparkowanego po przeciwnej stronie wąskiej ulicy. Szyby były tak mocno przyciemnione, że nie widziałam, czy ktoś jest w środku. Trochę dziwne, że Raul już zdążył powiedzieć Gideonowi o kawie, którą właśnie mu zaniosłam, podczas gdy ja nawet jeszcze nie weszłam do domu.

      – Chcesz mnie zastraszyć tym, że jestem tak uważnie śledzona?

      – Gdybym chciał cię zastraszyć, nie robiłbym tego tak subtelnie.

      Wzięłam kubek, który zostawiłam na małym stoliku, niosąc kawę Raulowi.

      – Przecież wiesz, że mówiąc tym tonem, prowokujesz mnie do kłótni.

      – Bo lubisz, jak ci nie ustępuję – odparł przymilnie, przyprawiając mnie o gęsią skórkę, chociaż letni dzień był bardzo ciepły.

      – To, coście wczoraj porabiali, chłopcy? – spytałam wyzywająco.

      – Zwyczajnie. Popijaliśmy. Dogadywaliśmy sobie nawzajem.

      – Wyszliście dokądś?

      – Na kilka godzin.

      Ścisnęłam mocniej komórkę, wyobrażając sobie tych ostrych facetów na polowaniu.

      – Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś.

      – Nie było źle. Powiedz, jakie masz plany na dzisiaj.

      Wyczułam w jego głosie takie samo napięcie, jakie przed chwilą zabrzmiało w moim. Niestety, małżeństwo nie jest lekarstwem na zazdrość.

      – Gdy Cary się obudzi i zwlecze tyłek z kanapy, zjemy szybki lunch z moim tatą. Potem pojedziemy do San Diego spotkać się z doktorem Travisem.

      – A wieczorem?

      Upiłam łyk kawy, by nabrać siły przed kłótnią. Wiedziałam, że Gideon ma na myśli Bretta.

      – Agent zespołu przysłał mi maila z informacją, gdzie odebrać bilety dla VIP-ów, ale ja postanowiłam, że nie pójdę na występ. Myślę, że Cary może zabrać ze sobą któregoś z przyjaciół, jeśli będzie chciał. To, co mam do powiedzenia Brettowi, nie zajmie mi wiele czasu. Spotkam się z nim jutro przed odlotem albo zadzwonię do niego.

      Gideon odetchnął cicho.

      – Spodziewam się, że wiesz, co mu powiesz.

      – Powiem mu po prostu, że po Golden i moich zaręczynach nie powinniśmy się widywać na gruncie towarzyskim. Mam nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi i będziemy w kontakcie. Najlepiej za pomocą maili i SMS-ów, a jeśli zechce mnie widzieć, to tylko w twojej obecności.

      Gideon długo milczał, aż przestraszyłam się, że połączenie się urwało.

      – Gideonie?

      – Powiedz mi, czy boisz się spotkania z nim?

      Zakłopotana, znów napiłam się kawy. Już wystygła, ale ja i tak nie czułam jej smaku.

      – Nie chcę się kłócić o Bretta.

      – A, więc wolisz go unikać.

      – Mamy wystarczająco dużo innych powodów do kłótni, by tracić czas na Bretta. On nie jest tego wart.

      Gideon znów milczał. Tym razem cierpliwie czekałam, aż się odezwie.

      – Jakoś się z tym pogodzę, Evo – powiedział wreszcie stanowczym i pewnym tonem.

      Poczułam ulgę i odprężyłam się. A potem przypomniałam sobie, jak kiedyś powiedział mi, iż jeśli tylko będzie mnie miał, gotów jest pogodzić się z tym, że kocham innego mężczyznę.

      Kochał mnie bardziej

Скачать книгу