Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety. Jacek Piekara
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety - Jacek Piekara страница 9
– W Peczorze mówią, że inkwizytor tańczy, jak Natasza mu zagra. – Spojrzała na mnie uważnie.
– Wasza Wysokość sądzi, że tracę pod jej wpływem niezależność oceny wydarzeń oraz ludzi? – spytałem.
– A tracisz?
– Trudno być sędzią we własnej sprawie – odparłem ostrożnie. – Ale ośmielam się uważać, że nie, nie tracę…
– Jakież zło mógłby spowodować udział Nataszy w wyprawie?
– Mówi, że tego nie zobaczyła – zawahałem się.
– A ty uważasz, że…?
– Może ujrzała własną śmierć? Odrzucając kwestie sentymentalne, to przecież pod żadnym innym względem nie byłaby to dobra wiadomość, prawda?
– Och, na pewno. – Moje słowa chyba poruszyły Ludmiłę. – Nie wiem, jakiej ceny zażądałaby mateczka za następną dziewczynę dla ciebie… Ale nie byłaby ona niska.
Westchnęła i pokręciła głową.
– Wierzysz jej?
– Wierzę, że ona wierzy, że mówi prawdę – wyjaśniłem. – Ale czy rzeczywiście udział Nataszy w wyprawie okazałby się nieszczęśliwy? Wasza Wysokość, nie mam żadnych przesłanek, by uważać tak lub inaczej, poza właśnie wiarą, o której wspomniałem.
Ludmiła zastanawiała się dłuższą chwilę, spoglądając gdzieś ponad moją głową. I miałem wrażenie, iż rozważa sprawę tylko dzięki temu, że przedstawiłem ją szczerze.
– Jeśli odmówię spełnienia jej prośby, co wtedy uczyni? – spytała.
– Będzie nieszczęśliwa i przestraszona, ale rzecz jasna, bez najmniejszego wahania usłucha rozkazu Waszej Wysokości – odparłem natychmiast z wielką pewnością w głosie.
W sercu wcale tej pewności nie miałem, gdyż Nataszę cechował silny charakter i potrafiła być bardzo uparta, jeśli tylko uważała, że ma rację.
Ludmiła skinęła wyniośle głową.
– A więc zezwalam, by została – zdecydowała wreszcie.
Poznawałem po niej, że ani nie była przekonana, ani nie była zadowolona. Ale chyba obawiała się, iż postępowanie wbrew wyraźnemu żądaniu dziewczyny takiej jak Natasza mogło nie okazać się dla nikogo korzystne. Bo jeśli nawet wątpliwości Nataszy nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, to wystarczyło, iż dziewczyna szczerze wierzyła, że jej wyjazd sprowokuje nieszczęście. Sama ta wiara mogła zaburzyć jej wizje, postrzeganie świata, zdolności. Krótko mówiąc: z wielu względów niebezpiecznie zmuszać dziewczyny wołchów do tego, czego robić nie chciały. Być może prawdziwy czarownik potrafił odróżnić, czy obawy są uzasadnione, czy bezpodstawne. Ja nie tylko tego nie umiałem, ale nawet nie wyobrażałem sobie, jak miałbym spróbować to sprawdzić.
To była ostatnia noc z Nataszą. Kochaliśmy się wyjątkowo nie z namiętną gwałtownością walczących zwierząt, ale z czułością i delikatnością wypływającymi z tego, że już teraz, jeszcze będąc razem, zaczynaliśmy tęsknić za sobą. I żałować, że zostaniemy rozdzieleni. Natasza obudziła się, kiedy przez szpary w okiennicach sączyło się blade światło świtu. Podniosła się tak gwałtownie, że i ja natychmiast zerwałem się ze snu. Zobaczyła mnie i jej spojrzenie na moment się uspokoiło, po czym wtuliła się we mnie.
– Widzę drogi – powiedziała tak rozpaczliwym tonem, jakby mówiła: widzę potwory, które zaraz nas pożrą.
– Jakie drogi, Nataszka?
– Widzę drogi, którymi kroczyć będą ludzie. Lub którymi nie będą kroczyć, ale kroczyć by mogli. Wiesz o tym, prawda?
Teraz miałem wrażenie, że już właściwie rozumiem jej słowa. Tak, wiedziałem oczywiście, że Natasza miewała prorocze sny, które dotyczyły nie tylko wydarzeń, jakie muszą zajść, ale wydarzeń, jakie zaledwie zajść mogą. Przecież każdy z nas, ludzi, stoi każdego dnia przed tysiącem wyborów. Zjeść chleb czy mięso? Iść na spacer czy zostać w domu? Wyznać miłość ukochanej czy raczej wstrzymać się z podobną szczerością? I tak dalej, i tak dalej. W większości wypadków nic ważnego od tych naszych wyborów nie zależy. Ale czasami ten, kto pójdzie na spacer, może spotkać mordercę. Albo chore na wściekliznę zwierzę. Albo uratuje życie bogaczowi. Albo zobaczy kobietę, dla której straci głowę. Bóg rozpisał nasze życie jako labirynt z milionem drzwi, które otwieramy, kierując się naszą wolną wolą – darem od Niego. Czasami otwieramy drzwi dające nam szczęście, bogactwo i długie życie, a czasami otwieramy takie, które prowadzą wprost do paskudnej śmierci. Natasza niekiedy postrzegała przyszłe wydarzenia lub ich możliwy cień, ich zwiastun.
– Ujrzałaś coś złego?
– Nigdy cię już nie zobaczę – rzekła. – Nigdy cię już nie zobaczę! – powtórzyła z tak bezbrzeżną rozpaczą, że poczułem, jakby moje serce miało za chwilę się zatrzymać.
– Nataszka, sen mara, Bóg wiara – powiedziałem łagodnie, nadając głosowi uspokajające brzmienie. – Pogłaskałem ją po włosach i plecach. – Przecież nigdy nie jest tak, że musi być na pewno, prawda? Zawsze jest jedynie: być może. Czyż nie?
Poczułem, że kiwa głową, bo wbiła mi podbródek w ramię.
– Ale tak może być, mój miły. Widziałam to tak wyraźnie, jakby działo się właśnie teraz. Płynęliśmy przez kosmiczny przestwór, ty na jednej z gwiazd, a ja na drugiej. I nagle obie te gwiazdy zgasły, a my zniknęliśmy. – Jej głos zadrżał. – Poczułam taką straszną pustkę, taką rozpacz, takie osamotnienie. A potem już nie czułam nic, bo wcale mnie nie było…
Wzdrygnąłem się, ale starałem się to wzdrygnięcie ukryć.
– Nataszka, taki sen może oznaczać wszystko i nic – rzekłem spokojnie. – Może jest ostrzeżeniem. A może pokazuje jedną z możliwych dróg przyszłości. A może oznacza kompletnie coś innego, coś, z czego w tej chwili nie zdajemy sobie nawet sprawy?
Odsunąłem się od niej, wziąłem jej dłonie w swoje ręce i spojrzałem prosto w stężałą od smutku twarz.
– Nataszka, nie mogę ci obiecać, że zawsze z tobą będę, bo człowiek jedynie w ograniczonym stopniu jest panem własnego losu. Czasami ten los zostaje zmieniony wolą władców, a czasami zardzewiałym nożem w ręku pijanego głupca…
– Nie mów tak! – krzyknęła i uderzyła mnie w twarz.
Uniosłem