Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety. Jacek Piekara

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety - Jacek Piekara страница 4

Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety - Jacek Piekara

Скачать книгу

nazywają go księciem? – zapytałem.

      – Książę Dymitr ofiarował mu tytuł kniazia – pospieszył z wyjaśnieniem Andrzej. – I takiego człowieka można z grzeczności nazywać księciem, choć z prawdziwymi książętami krwi niewiele on ma wspólnego.

      – Kupcy dają nam swoją pracę i swoje złoto, a my w zamian ofiarujemy im tytuły, które nic nas nie kosztują – uśmiechnęła się Ludmiła. – A ty, Mordimerze, z jakiego pochodzisz stanu? – Jej twarz znowu stała się łagodna.

      I księżna chyba była naprawdę ciekawa mojej odpowiedzi.

      – Inkwizytorzy nie zwracają uwagi na ród ani na przeszłość – odparłem. – Bycie inkwizytorem w Cesarstwie oznacza więcej niż bycie hrabią, baronem czy księciem. Ale jeśli Wasza Książęca Mość chce wiedzieć, w jakiej wychowałem się rodzinie, to była to bogata, naprawdę bogata rodzina mieszczańska z Koblencji.

      – Była?

      – Spotkało nas nieszczęście i straciliśmy cały majątek – odparłem. – Święte Officjum dało mi nie tylko nowe życie i nowe imię, ale co najważniejsze: wielki cel w tym nowym życiu.

      – Widzisz, Andrzeju, oto człowiek prawdziwej wiary – stwierdziła poważnie Ludmiła. – Niestety, Kamieński również ma w życiu swój cel, a tym celem jest stworzenie wolnej republiki kupieckiej.

      – Coś takiego. – Pokręciłem głową. – Bardzo ambitne zamierzenie, jeśli wolno mi wyrazić swoje zdanie.

      – Zważywszy, że wiąże się ze zwycięstwem nie tylko nade mną, lecz nad Nowogrodem i Moskwą, naprawdę trzeba przyznać, że jest to, jak powiedziałeś, ambitne zamierzenie – prychnęła Ludmiła. – Kamieński mówi: po co mamy oddawać nasze zyski i płacić podatki na bezsensowne wojny toczone przez książąt, skoro możemy założyć własne państwo i z samego handlu żyć w niewidzianym nigdzie na świecie dostatku – kontynuowała.

      Pokiwałem głową.

      – Jak sądzę, podobna idea przyświecała powstaniu Republiki Weneckiej – stwierdziłem.

      – Co się stało z tą republiką? – zainteresowała się Ludmiła.

      – Papiestwo i Cesarstwo mogą się różnić pod wieloma względami, ale w tym akurat temacie, że należy zniszczyć wenecką niezależność, zgodziły się doskonale. Zajęło to wiele lat, z uwagi na niezwykłe położenie miasta, wyjątkowo sprzyjające obronie, jednak w końcu się udało.

      Ludmiła uśmiechnęła się nieznacznie.

      – Nic tak nie jednoczy gwałcicieli wolności jak nawoływanie, by owa wolność zatriumfowała.

      – Nic tak nie jednoczy tych, którzy utracili zyski, jak perspektywa ich odzyskania – dodałem.

      Księżna uśmiechnęła się jeszcze wyraźniej. A potem przeciągnęła się w fotelu. Jej wielkie piersi wypchnęły materiał sukni, a ja szybko odwróciłem wzrok. Zauważyłem, że Andrzej również momentalnie uciekł ze spojrzeniem. Tymczasem dworka przestała czesać księżną i znieruchomiała, póki Ludmiła nie nakazała jej gestem, by kontynuowała.

      – Czas rozruszać stare kości – oznajmiła. – Wyruszamy na wojnę.

      – Wasza Wysokość, ależ… – zaczął Andrzej.

      Ludmiła uniosła dłoń.

      – Ani słowa – przykazała stanowczo. – Będzie, jak postanowiłam.

      – Wasza Wysokość tylko straci czas – burknął Andrzej, nieprzejęty jej decyzją i stanowczością. – Kamieński będzie się krył przed wojskiem na bagnach i po lasach, a jak Wasza Wysokość wróci do Peczory, znowu zaatakuje. I tak na okrągło.

      – A ty co o tym myślisz, inkwizytorze? – Ludmiła zwróciła twarz w moją stronę.

      – Gdyby to był zwykły buntownik, ośmielam się twierdzić, że Andrzej miał rację, opisując, jak by Kamieński postąpił. Ale Wasza Książęca Mość stwierdziła, że ów kniaź jest człowiekiem, któremu przyświeca wielka idea oraz który ma wielką wizję przyszłości…

      Ludmiła skinęła głową.

      – Musi więc osiągnąć sukces – kontynuowałem. – Bo jeśli nie uczyni tego przed jesienią, to ludzie mu się rozlezą na wszystkie strony świata. Obecność Waszej Wysokości uzna więc za dar od losu i możliwość rozstrzygnięcia konfliktu w ciągu jednego dnia. Skusi się…

      – I co ty na to? – Tym razem spojrzała na Andrzeja.

      – Na jego miejscu zdobyłbym któryś z fortów pilnujących szlaku – odparł dworzanin. – I tam spokojnie się umocnił, wyprawiając się na trakty i łupiąc kupców.

      Ludmiła spojrzała na mnie, czekając, co ja będę miał do powiedzenia.

      – Do pewnego momentu to niezły sposób – przyznałem. – Ale taki fort najpierw trzeba zdobyć, a potem utrzymać. Kiedy Wasza Wysokość wyruszy z wojskiem, wtedy każda taka mała forteca zamieni się w pułapkę. Równie dobrze buntownik może naciągnąć sobie pętlę na szyję. Te zameczki są dobre przeciw bandytom takim jak on sam, ale nie przeciw regularnemu wojsku. A przecież Wasza Wysokość ma nawet armaty…

      Ludmiła rzeczywiście dysponowała pięcioma armatami, które służyły jeszcze jej mężowi w czasie jednej z wypraw na Jugrów. Były to cztery nieduże falkonety i jedna nawet dość potężna hufnica. W dodatku księżna miała ludzi, którzy nie tylko umieli o ową broń zadbać, lecz nawet ją obsługiwać. W czasie obrony fortecy podobne armatki mogły narobić wielkiego spustoszenia wśród najeźdźców, a z kolei w czasie prowadzonego przez nas oblężenia wróg byłby przeciw nim zupełnie bezbronny. Oczywiście dopóki starczyłoby prochu do ich ładowania. Księżna skinęła głową.

      – On ma rację, Andrzeju – zwróciła się pobłażliwym tonem do oblanego rumieńcem doradcy. – Makary powiedział mi to samo – dodała. – Oczywiście już wtedy, kiedy zdążył nafukać na mnie, że w ogóle takie pomysły przychodzą mi do głowy. – Uśmiechnęła się dobrodusznie.

      Nie wyobrażałem sobie, by ktoś w Peczorze mógł nafukać na księżną. Ale rzeczywiście, jeśli kogokolwiek można by podejrzewać o podobne zachowanie, to tylko kanclerza Makarego, który towarzyszył jej od dzieciństwa i był wierny niczym pies. Tymczasem Ludmiła podniosła się z fotela i stanęła kilka kroków od płonącego w kominku ognia.

      – Obaj pojedziecie ze mną – zdecydowała.

      Można się było takiego postanowienia spodziewać. Z całą pewnością uczestnictwo w wojskowej wyprawie, ścigającej buntowników po lasach i bagnach, w błocku oraz w deszczu, nie było moim marzeniem, ale też rozumiałem, iż w żaden sposób nie wykpię się od udziału we właśnie tym istotnym dla Ludmiły przedsięwzięciu.

      – Natasza pojedzie z tobą – nakazała księżna.

      No tak, to również było logiczne, zważywszy na to, że miałem odgrywać przy księżnej rolę strażnika, rolę,

Скачать книгу