Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety. Jacek Piekara

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety - Jacek Piekara страница 5

Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety - Jacek Piekara

Скачать книгу

upewniliśmy się, że jesteśmy sami z Andrzejem, mój towarzysz rzekł:

      – To wielkie ryzyko. – Widziałem, iż jest prawdziwie zasmucony. – Jedna zabłąkana strzała, a nawet jeden upadek ze spłoszonego w bitwie konia i całe księstwo padnie w tej samej chwili.

      – Co by się wtedy stało?

      – Z Nowogrodu przysłaliby pewnie nowego księcia. A z Moskwy wojsko. Mogłaby się zacząć wojna. Jeszcze jak ktoś tutaj… – obniżył głos – z miejscowych, obwołałby się księciem… – Machnął ręką. – Chaos i rzeź – westchnął.

      – Z miejscowych?

      – Księżna miała braci, ale pomarli. Został jej tylko stryj. Izjasław. – Andrzej prychnął pogardliwie. – Paskudnie ambitna i nieprzyjemna bestia, mówię wam. A zważcie też – spojrzał na mnie złośliwie – że śmierć księżnej i dla was oznaczałaby pewną zagładę. Może nawet zadaną w dość nieprzyjemny sposób – dodał.

      – Inkwizytorzy od początku szkolenia są przygotowywani do śmierci i męczeństwa – odparłem bez zmrużenia powiek. – A tym słodsza jest dla nas wizja śmierci za wiarę, skoro wiemy, że jesteśmy najbardziej umiłowanymi ze stworzeń Pana i będziemy się weselić przy Jego stole i u Jego boku.

      Przyjrzał mi się podejrzliwie, ale odpowiedziałem mu szczerym, poważnym spojrzeniem, więc tylko wzruszył ramionami.

      – Jak tam sobie chcecie – rzekł wreszcie. – Ja jednak wolałbym żyć, a kiedy księżnej przydarzyłoby się coś złego, Boże Jezu w niebiesiech, zmiłuj się, to i ja jestem zgubiony.

      Powszechnym na Rusi gestem nakreślił w powietrzu znak krzyża i zdusił go w pięści.

      – A co, nie lubi was ten stryjaszek?

      – On nikogo i niczego nie lubi, co należy do księżnej Ludmiły. Zabije mnie dla samej satysfakcji zniszczenia wszystkiego, co do niej należało.

      – Ruś – westchnąłem. – Jak ja kocham ten kraj…

      – Coś dziwnego jest z tym Izjasławem, bo jak wam mówiłem, tak ten łotr ma na imię. Gadają o nim, że diabłu sprzedał duszę – dodał Andrzej.

      – Żeby diabeł tak chętnie chciał kupować dusze, jak mu się to przypisuje… – odparłem.

      – Ma miasto otoczone częstokołem, twierdzę na wzgórzu i rozległe uprawne pola, rzecz rzadko spotykana w naszym księstwie, żeby nie powiedzieć: niebywała.

      – Czarne żyto – domyśliłem się.

      I w tym momencie rzeczywiście uzmysłowiłem sobie, że słyszałem o bogatym grodzie leżącym tydzień drogi od Peczory. Nie wiedziałem tylko, że zarządza nim krewny księżnej. I to tak bardzo niechętny jej krewny.

      – Ba, ale jakie żyto! – rzekł z podziwem. – Nigdy, powiadam wam, nigdy u niego czarne żyto ani nie marnieje, ani nie gorzknieje, ani nie przyprawia ludzi o szaleństwo. Zawsze plony mają obfite, a ziarno słodkie. W dodatku jeziora ma zarybione, rzeki spławne, lasy pełne zwierzyny. A że jest taka obfitość i różnorodność jedzenia wszędzie wokół, to ludzie chętnie się osiedlają w okolicy. Bo wiedzą jedno. – Andrzej wystawił kciuk. – Że z głodu nie pomrą. I wiedzą drugie. – Pokazał palec wskazujący. – Że Izjasław obroni ich przed bandytami, bo ma i solidne mury, i dobrze uzbrojonych żołnierzy.

      – Tak zaczynały powstawać państwa. – Pokiwałem głową. – Od tego wszystko się zaczynało: że ludziom nie brakowało jedzenia.

      – I czarne żyto o wiele lepiej przechowywać niż jakiekolwiek inne zboże – dodał jeszcze Andrzej. – Tylko trzeba pilnować przed myszami i szczurami, bo bardzo na nie są łase.

      – No dobrze, a oprócz bajd o sprzedaniu duszy diabłu to ktoś ma jakiekolwiek pojęcie, dlaczego temu Izjasławowi udaje się co roku dobry plon, a innym na świecie podobna sztuka nie wychodzi?

      Mój towarzysz wzruszył ramionami.

      – Jak dla mnie zaprzedanie diabłu całkiem nieźle tłumaczy całą sprawę. Bo skoro to jest czarcie zboże, to i czart może się nim w szczególny sposób opiekować.

      – Musi być coś w ziemi – powiedziałem w zamyśleniu. – Musiał obsadzić czarnym żytem jakiś szczególny rodzaj gleby, który tak bardzo odpowiada tej roślinie.

      W najdalszych, najdzikszych częściach Rusi czarne żyto było jedynym zbożem potrafiącym przetrwać krótkie lata i długie, mroźne zimy. Przy swoich wielu strasznych i śmiercionośnych wadach miało jedną niezwykłą cechę. Mogło wyrosnąć nawet na kompletnym ugorze i było niemal całkowicie odporne na mróz. Dojrzałe, niezniszczone kłosy można było ścinać nawet znad śniegu albo kiedy stały zanurzone w lodowatej wodzie. Jedynie silny grad, przewlekła susza czy ogień mogły zniszczyć tę dziwną, nadzwyczajnie odporną roślinę. W naszym błogosławionym Cesarstwie zboże to uznawano za wynalazek diabła, a jego uprawy zakazano pod karą śmierci. Zresztą nie było u nas szczególnej potrzeby, by siać ową szatańską roślinę, skoro klimat mieliśmy zazwyczaj łagodny i mogliśmy zbierać plony nienaznaczone czarcim piętnem. W Cesarstwie bajano, że czarne żyto narodziło się, kiedy Szatan, zstępując na ziemię, nadepnął na jego nasiona bosą stopą. Inni znowu bzdurzyli, iż po zdobyciu Rzymu przez Chrystusa i Jego armię krew bluzgająca z ran pokonanego cesarza Tyberiusza splugawiła zboże, którego ziarna porwał wiatr i zaniósł w najdalsze krańce świata. Dlatego też czarne żyto w Cesarstwie nazywano czasem „plugastwem Tyberiusza”.

      A ja pamiętałem rozmowę, jaką prowadziłem z uczonym inkwizytorem Barnabą Biberem, kiedy jadąc z Nowogrodu do Peczory, po raz pierwszy ujrzeliśmy gigantyczne pole czarnego żyta, przypominające niezwykłą, smolistoczarną, falującą rzekę, której ani końca, ani początku nie było widać.

      „Dlaczego Rusini nie boją się uprawiać tego zboża?” – zapytałem wtedy.

      „Boją się” – odparł mój towarzysz. „Ale głód przezwycięża trwogę. Na północy, w Księstwie Peczorskim, to jest jedyna jadalna roślina, którą można bez trudu uprawiać”.

      „Uodpornili się na jej szkodliwe działanie?”

      „Co to, to nie. Nie wiem, czy podobna odporność jest w ogóle możliwa. Czarne żyto jest nieprzewidywalne. Jednego roku rodzi soczyste, słodkie ziarna w wielkich, nabrzmiałych kłosach, innego zaś suche i gorzkie, choć nadal jadalne, jeszcze kiedy indziej nie wyrasta nic poza pustym kłosem”.

      Potem Biber dodał jeszcze, że czasami zjedzenie nasion czarnego żyta wywołuje piekielne wizje i obłęd charakteryzujący się tym, iż jego ofiara nabiera niezwykłej siły fizycznej, odporności na ból oraz przepełnia ją żądza zadawania cierpienia i śmierci innym żywym istotom.

      „Rusini jednak świetnie radzą sobie z tą klątwą” – tłumaczył mi dalej towarzysz ówczesnej wędrówki. „Kiedy kłosy dojrzewają, wybierają spośród swoich człowieka, by ich popróbował. Jeżeli nie zachoruje, wiedzą, że będą bezpieczni, a wybraniec w nagrodę nie musi pracować przez resztę roku, gdyż uważają, że przyniósł wszystkim wielkie szczęście. Lecz jeśli ów zachoruje, wtedy palą uprawę do żywej ziemi, a wybrańca zabijają i tną na kawałeczki. Szczątki rozrzucają po całym

Скачать книгу