La Belle Sauvage. Cykl Księga Prochu. Tom 1. Philip Pullman

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу La Belle Sauvage. Cykl Księga Prochu. Tom 1 - Philip Pullman страница 15

La Belle Sauvage. Cykl Księga Prochu. Tom 1 - Philip  Pullman

Скачать книгу

przechowywane.

      – A ile ich jest?

      – Naszym zdaniem skonstruowano ich łącznie sześć. Znamy lokalizację pięciu z nich: oczywiście ten tutaj, w Uppsali, poza tym Bolonia, Paryż, Genewa (tam właścicielem jest Magisterium) i ostatni, piąty, w Oksfordzie.

      – W Oksfordzie?

      – W Bibliotece Bodlejańskiej. Wiąże się z nim zresztą niezwykła historia. Kiedy w ubiegłym stuleciu Konsystorski Sąd Dyscyplinarny rósł w siłę, jego prefekt dowiedział się o istnieniu bodlejańskiego alethiometru i zażądał jego wydania. Bibliotekarz odmówił. Konwokacja, czyli ciało zarządzające uniwersytetem, nakazała mu spełnić żądanie prefekta. On jednak ukrył instrument w wydrążonej książce z dziedziny teologii doświadczalnej, której mieli w bibliotece kilka egzemplarzy, i normalnie postawił ją na półce, na widoku. Oczywiście wśród milionów woluminów znajdujących się w bibliotece nie sposób było znaleźć ten jeden. Wtedy Sąd Konsystorski się poddał, ale nie zaprzestał wysiłków. Następnym razem prefekt przysłał do biblioteki oddział uzbrojonych ludzi, którzy zagrozili bibliotekarzowi śmiercią, jeśli nie wyda im alethiometru. Bibliotekarz ponownie odmówił, twierdząc, że nie po to obejmował swoje stanowisko, żeby rozdawać zawartość biblioteki na prawo i lewo, i że jego świętym obowiązkiem jest chronić ją dla dobra nauki. Oficer dowodzący oddziałem kazał swoim ludziom go aresztować, wyprowadzić na dziedziniec i rozstrzelać. Znalazłszy się przed plutonem egzekucyjnym, bibliotekarz po raz pierwszy stanął twarzą w twarz z oficerem (wcześniej, trzeba panu wiedzieć, porozumiewali się tylko przez pośredników) i... rozpoznał w nim dawnego kolegę ze studiów! Oficer ponoć okrutnie się zmieszał i zamiast dać rozkaz do otwarcia ognia, odwołał swoich ludzi i poszedł pić z bibliotekarzem. Ostatecznie alethiometr pozostał w Bibliotece Bodlejańskiej i po dziś dzień się tam znajduje, bibliotekarz zachował stanowisko, a oficer został odwołany do Genewy, gdzie niedługo potem zmarł, prawdopodobnie wskutek otrucia.

      Gipcjanin gwizdnął przeciągle przez zęby.

      – Kto w Oksfordzie zajmuje się odczytywaniem wskazań przyrządu? – zapytał.

      – Istnieje nieliczna grupa akademików, którzy specjalizują się w badaniu alethiometru. Jest ponoć wśród nich kobieta, niezwykle utalentowana, która poczyniła znaczące postępy w tej dziedzinie... Ralph? Relph? Jakoś tak się nazywa.

      – Rozumiem. – Sącząc wino, Coram dokładnie oglądał alethiometr. – Powiedział pan, że jest ich sześć, po czym podał pan lokalizację tylko pięciu z nich. Gdzie jest szósty?

      – Dobre pytanie. Nikt tego nie wie. To znaczy, śmiem twierdzić, że ktoś jednak wie, ale nie sądzę, żeby wiedzę tę posiadł któryś z akademików. Wracając do pańskiego pytania, panie van Texel: jest ono dość skomplikowane, ale nie na tym polega główny problem z nim związany. Problem polega na tym, że naszego czołowego specjalisty od odczytów nie ma w tej chwili w Uppsali. Wyjechał do Paryża, gdzie spędza urlop naukowy w Bibliothèque Nationale. Ja jestem zbyt powolny i nieporadny, żeby sprawnie poruszać się pomiędzy poziomami znaczeń, dostrzegać łączące je związki i zgadywać, czego powinienem w następnej kolejności szukać w księgach. Oczywiście chętnie pokusiłbym się o odpowiedź na pańskie pytanie, gdybym tylko potrafił to zrobić.

      – Mimo niebezpieczeństwa? – zapytał Coram.

      Profesor nie odpowiedział od razu.

      – Niebezpieczeństwa... – zaczął po chwili niepewnie.

      – Perspektywy przyśpieszonej egzekucji – wyjaśnił Coram, ale uśmiechnął się przy tym.

      – Ach, tak. Ha, ha, ha. Na szczęście wydaje mi się, że te czasy już nie wrócą.

      – Miejmy nadzieję – powiedział Löfgren.

      Coram napił się jeszcze złotego wina i rozsiadł się wygodnie w fotelu, na pozór ukontentowany i rozluźniony. Alethiometr – choć prześliczny – niezbyt go interesował, a pytanie, które zadał profesorowi Hallgrimssonowi, było tylko zasłoną dymną. Gipcjanie mogli bez wielkiego trudu sami znaleźć na nie odpowiedź, ba, nawet już ją znaleźli. Coram, którego myśli zaprzątał zupełnie inny problem, musiał teraz naprowadzić rozmowę na interesujące go tory.

      – Miewacie tu pewnie sporo gości – zagaił.

      – Czy ja wiem... Chyba nie więcej niż inne uczelnie. Oczywiście specjalizujemy się w jednej, dwóch dziedzinach i zainteresowani nimi akademicy przybywają nieraz z bardzo daleka. Zresztą nie tylko akademicy.

      – Także badacze, jak się domyślam. Odkrywcy.

      – Między innymi, owszem. Po drodze do Arktyki.

      – Miał pan okazję poznać niejakiego lorda Asriela? To przyjaciel mojego ludu i sławny w tej części świata odkrywca.

      – Był u nas, ale już dość dawno. Podobno... – Profesor zmieszał się przelotnie, ale ostatecznie jego zapał okazał się silniejszy niż skrępowanie. – Nie jestem plotkarzem, pan rozumie.

      – Ja też nie – zapewnił go Coram. – Czasem jednak zdarza mi się to i owo zasłyszeć. Przypadkiem, rzecz jasna.

      – Zasłyszeć! – powtórzył Löfgren. – Wyborne.

      – Otóż niedawno zasłyszałem nadzwyczaj interesującą historię o lordzie Asrielu – podjął Hallgrimsson. – Skoro przybywa pan z północy, mógł pan jej jeszcze nie słyszeć. Podobno jest zamieszany w sprawę morderstwa.

      – Morderstwa?!

      – Spłodził dziecko z żoną innego mężczyzny, po czym zabił tego mężczyznę.

      – Wielkie nieba! – wykrzyknął Coram, który doskonale znał tę historię. – Jak do tego doszło?

      Wysłuchał wersji profesora, która nieznacznie różniła się od znanej mu wcześniej. Cały czas czekał na okazję do poruszenia interesującego go tematu.

      – A co się stało z dzieckiem? – zapytał. – Zapewne zostało przy matce?

      – Nie. Wydaje mi się, że trafiło pod opiekę sądu. Przynajmniej tymczasowo. Matka odznacza się niezwykłą urodą, ale nie należy do kobiet, powiedzmy, w których płomień macierzyństwa płonąłby szczególnie jasno.

      – Mówi pan o niej w taki sposób, jakby znał ją osobiście.

      – Owszem, znam ją – przytaknął Hallgrimsson. Gdyby Coram miał opisać wyraz jego twarzy w tej chwili, powiedziałby, że profesora troszeczkę rozpiera duma. – Miałem okazję zjeść z nią kolację, kiedy odwiedziła nas przed miesiącem.

      – Ach, tak... Czy ona również udawała się w podróż w nieznane?

      – Nie. Przyjechała skonsultować się z Axelem. Nie wiem, czy pan o tym wie, ale pani Coulter sama jest wybitną akademiczką.

      Nadeszła wyczekiwana chwila.

      – I przybyła tu, żeby się z panem skonsultować? – upewnił się Coram, zwracając się do Löfgrena.

      Profesor

Скачать книгу