La Belle Sauvage. Cykl Księga Prochu. Tom 1. Philip Pullman

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу La Belle Sauvage. Cykl Księga Prochu. Tom 1 - Philip Pullman страница 12

La Belle Sauvage. Cykl Księga Prochu. Tom 1 - Philip  Pullman

Скачать книгу

Świetny pomysł. Wtedy nawet jeśli o coś zapytamy, wyjdziemy po prostu na ciekawskich plotkarzy.

      Padało coraz bardziej i Malcolm ledwie widział drogę przed sobą. Asta zmieniła się w sowę i przysiadła na dziobie kanoe. Jej pióra nie nasiąkały wodą dzięki sprytnej sztuczce, którą odkryła, próbując zmienić się w nieistniejące zwierzę. Najlepszym, na co było ją na razie stać, było przyjęcie postaci jednego zwierzęcia i dodanie wybranego aspektu drugiego – i tak oto stała się sową o kaczych piórach. Ale robiła to tylko wtedy, gdy nikt poza Malcolmem nie mógł jej zobaczyć.

      Prowadzony jej wielkimi oczami Malcolm wiosłował, ile sił w ramionach; przestał tylko na chwilę, żeby wybrać z kanoe wodę, gdy sięgnęła mu do kostek. Wrócił do domu przemoczony do suchej nitki, za to Asta tylko się otrzepała i była suchutka.

      – Gdzie byłeś? – zapytała matka, ale wcale się na niego nie złościła.

      – Podpatrywałem sowę. Co jest na kolację?

      – Zapiekanka z mięsem i cynaderkami. Umyj ręce. Jak ty wyglądasz?! Jesteś cały przemoczony! Po jedzeniu zaraz się przebierz w suche ubranie. I nie zostawiaj mokrych rzeczy na podłodze w sypialni.

      Malcolm opłukał ręce pod kranem w kuchni i byle jak wytarł je w ścierkę.

      – Znaleźli już pana Boatwrighta? – zapytał.

      – Nie. A co?

      – W barze wszyscy są okropnie podekscytowani. Widać, że coś się wydarzyło, ale nie udało mi się usłyszeć żadnych szczegółów.

      – Odwiedził nas sławny człowiek. Mógłbyś mu usługiwać, gdybyś nie wolał podglądać tych swoich przeklętych sów.

      – Kto taki? – zainteresował się Malcolm, nakładając sobie tłuczone ziemniaki.

      – Lord Asriel, słynny odkrywca.

      – Aha. – Malcolm nigdy o nim nie słyszał. – A co odkrył?

      – Głównie Arktykę, tak ludzie mówią. Pamiętasz, o co cię pytał lord kanclerz?

      – Masz na myśli tego nieletniego? Czy zakonnice opiekowały się kiedy nieletnim?

      – Właśnie. Okazuje się, że to dziecko lorda Asriela. Jego ukochane maleństwo. Dziewczynka.

      – I powiedział o tym wszystkim klientom?

      – Skądże! Słowem się nie zająknął. Przecież nie będzie o tym paplał na prawo i lewo w jakimś barze, prawda?

      – Bo ja wiem... Pewnie nie. Ale w takim razie skąd wiesz...

      – Umiem dodać dwa do dwóch! Miesiąc temu gazety rozpisywały się o tym, jak lord Asriel zabił pana Coultera, tego polityka.

      – Skoro kogoś zabił, to dlaczego nie...

      – Jedz, nie gadaj. Nie poszedł do więzienia, bo to była sprawa honorowa. Żona pana Coultera urodziła dziecko lorda Asriela. Pan Coulter wparował do jego posiadłości i zaczął mu grozić, że go zabije. Wywiązała się walka, w której lord Asriel zwyciężył. Okazało się, że jest takie prawo, które pozwala człowiekowi bronić siebie i swoich krewnych, w tym wypadku dziecka, więc nie trafił do więzienia ani na szubienicę, za to musiał zapłacić taką grzywnę, że stracił prawie cały majątek. Jedzże tę zapiekankę, do licha.

      Zauroczony opowieścią matki Malcolm niezbyt się przykładał do pracy nożem i widelcem.

      – A skąd wiesz, że przyjechał tu po to, żeby oddać nieletnią pod opiekę sióstr?

      – Tego nie wiem, ale na pewno o to właśnie chodzi. Możesz zapytać siostrę Fenellę, kiedy się następnym razem spotkacie. I przestań z tą „nieletnią”, nikt tak nie mówi. To jeszcze dziecko, niemowlę właściwie, ma pewnie... ile, ze sześć miesięcy? Może ciut więcej.

      – Czemu matka się nim nie zaopiekuje?

      – Nie wiem, na Boga. Niektórzy mówią, że nie chciała mieć z dzieckiem nic wspólnego, ale może to tylko plotki.

      – Zakonnice nie będą umiały się nim zająć, jeżeli nigdy wcześniej tego nie robiły.

      – Na pewno będzie im miał kto doradzić. No, dawaj talerz. Tam masz deser: rabarbar w kremie.

      * * *

      Najprędzej, jak tylko się dało – czyli trzy dni później – Malcolm pognał do klasztoru, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o dziecku sławnego odkrywcy. Pierwszym portem, do którego zawinął, była kuchnia, gdzie usiedli z siostrą Fenellą przy stole i gdy deszcz łomotał o szyby, zabrali się do zagniatania ciasta na klasztorny chleb. Kiedy Malcolm po raz trzeci umył ręce, nie wywołując większych zmian w ich wyglądzie, siostra Fenella dała mu wreszcie spokój.

      – Co ty masz za paznokciami? – zapytała.

      – Smołę. Naprawiałem kanoe.

      – No, jeśli to tylko smoła... – mruknęła siostra. – Podobno jest dobra dla zdrowia – dodała z powątpiewaniem.

      – Robi się przecież mydło ze smoły węglowej – wytknął jej Malcolm.

      – To prawda, wątpię jednak, żeby miało taki kolor. Nieważne, reszta jest czysta. Zagniataj śmiało.

      Na przemian rozciągając i ugniatając ciasto, Malcolm zasypywał siostrę pytaniami.

      – Czy to prawda, z tym dzieckiem lorda Asriela?

      – A co takiego słyszałeś na jego temat?

      – Że opiekujecie się nim, bo lord Asriel zabił człowieka i sąd zabrał mu wszystkie pieniądze. To dlatego kilka dni temu lord kanclerz rozpytywał o to w Pstrągu. Czy to wszystko prawda?

      – Tak, to prawda. Mamy pod opieką małą dziewczynkę.

      – Jak ma na imię?

      – Lyra. Nie wiem, czemu nie nadali jej porządnego imienia po jakiejś świętej.

      – Zostanie u was do czasu, aż dorośnie?

      – Tego nie wiem, Malcolmie. Mocniej z tym ciastem, pokaż mu, kto tu rządzi.

      – Widziała siostra lorda Asriela?

      – Nie. Próbowałam zerknąć z korytarza, ale siostra Benedicta starannie zamknęła drzwi.

      – To siostra Benedicta będzie się nią opiekowała?

      – Wiem tylko, że to właśnie ona rozmawiała z lordem Asrielem.

      – No to kto się zajmuje dzieckiem, karmi je i tak dalej?

      – My wszystkie.

      – Skąd wiecie,

Скачать книгу