Zatruty ogród. Alex Marwood
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zatruty ogród - Alex Marwood страница 16
– Aha. – Romy myśli o swoim nowym rodzeństwie, nie tylko pobłogosławionym przez ich Przywódcę, lecz także poczętym z jego nasienia, i ze zdumieniem kręci głową. Sama nie wie, kim jest jej ojciec, ale to naprawdę bez znaczenia. To, kim ludzie byli na zewnątrz, nie ma wpływu na to, kim są teraz, a ponieważ ojciec nie przyszedł z nimi, jego los będzie przesądzony, gdy nadejdzie Koniec.
– Czyli myśleli, że Jezus był tym Jedynym? – dopytuje.
Somer zatrzymuje się, kładzie dłoń na obrzmiałym brzuchu i uśmiecha się do przyszłości – współczesna Madonna w lnianej tunice.
– Chyba tak – mówi. – Oczywiście różnica polega na tym, że to Ten jest prawdziwy.
– I nasze dziecko może być Jedynym? – pyta z dumą Romy, chociaż, oczywiście, zna odpowiedź. To dziecko Luciena, a tylko jedno z jego dzieci może być tym Jedynym. Wszyscy to wiedzą; tak brzmią słowa Przepowiedni. Ale już sama myśl o tym, że mogłaby być spokrewniona z Jedynym, jest szalenie ekscytująca.
– Tak – odpowiada Somer z fałszywą skromnością. – Ale nie spieszmy się zbytnio.
Romy dostrzega skupisko kurek rosnących wokół korzeni szlachetnego buka i piszcząc radośnie, wskazuje je palcem.
– Dobra robota – chwali ją Somer.
– Czyli twoi rodzice wierzą, że Jezus wróci? – ciągnie Romy. – Jak zombie?
– Ha, ha. Tak, chyba tak.
– To głupie – orzeka dziewczynka.
– Prawda? – rzuca Somer. – Do tego myślą, że kiedy wróci, będzie chciał zamieszkać w Finbrough. Zbudowali dla niego dom w centrum miasteczka i stworzyli wioskę dla najbardziej oddanych wyznawców. Wszyscy mieszkają w małych domkach, a największy czeka na niego. Jest w nim nawet kościół, żeby było wygodniej. Ale potem powstała tam autostrada… wielka, długa droga… i oddzieliła go od innych domów, co było dość zabawne.
– Jakie jest Finbrough? – pyta Romy. Wie, że tam się urodziła. Chce je sobie wyobrazić, bo większość dzieciaków w Chlewiku może dokładnie wskazać miejsce, w którym przyszły na świat.
– Właściwie… nijakie. To mała mieścina przy drodze z Londynu do Walii. Jej mieszkańcy przesypiają większość czasu, bo nie ma tam nic do roboty. Myślę, że mieszkają w Finbrough głównie dlatego, że stamtąd wszędzie jest blisko.
* * *
Kończą zbierać kurki – jak zawsze zostawiają co dziesiątą, żeby wyrosły nowe – i idą pośród cętkowanych cieni. Somer porusza się niezdarnie, jej ruchy są ociężałe, a brzuch zdaje się ciągnąć do ziemi jej kościstą sylwetkę. Ciężarne kobiety dostają codziennie dodatkowe pół litra mleka, lecz inne przejawy obżarstwa są niemile widziane. Ojciec mówi, że trzeba być zwinnym i stać na własnych nogach, żeby móc uciekać, kiedy wydarzy się najgorsze. Ale bez ciężaru na plecach dla przeciwwagi Somer często wygląda, jakby miała przewrócić się na twarz. Ma rumianą buzię, a grube, gęste, lśniące jasne włosy zebrała w spleciony naprędce warkocz, żeby nie było jej gorąco. Latem włosy to prawdziwa udręka; tu wszyscy noszą je długie i obcinają raz na trzy lata. Martwi kupują włosy. Coś takiego! A jasne są najdroższe. Romy trzyma matkę za rękę i po raz pierwszy uświadamia sobie, że to ona chroni Somer, a nie na odwrót, i znowu czuje się dumna. Wie jednak, że za trzy miesiące wszystko się zmieni.
– Czekasz na to? – pyta. – Żeby go poznać?
– Albo ją – poprawia ją Somer. – Tak. Nawet nie wiesz jak. Tym razem wszystko wygląda inaczej. To niesamowite, jak bardzo wszyscy się cieszą.
– Nie tak, jak to było ze mną – mówi ze smutkiem Romy.
Somer patrzy na nią i ściska jej dłoń.
– Byłyśmy w niewłaściwym świecie, skarbie. Chciałam cię. Chciałam cię od chwili, gdy dowiedziałam się o twoim istnieniu. Wiesz przecież, prawda?
Romy czuje się udobruchana.
– Po prostu… chciałabym tu pasować – mówi.
Matka patrzy na nią zszokowana. Osuwa się na kolana przed córką i ściska ją za ramiona.
– Ależ, Romy, pasujesz. Pasujesz. Nie wiesz o tym? Vita wybrała nas obie, nie tylko mnie. Byłaś tak bardzo upragniona, że zostałaś wybrana. Jesteśmy najważniejszymi ludźmi na świecie, Romy. Wiesz o tym. Dzięki Arce ludzkość przetrwa. Będziemy ojcami i matkami przyszłości. Po prostu oprócz nas nikt o tym nie wie.
– Wszyscy są nikim – recytuje Romy. – Każdy jest kimś.
– Właśnie.
– Ale to… – Kładzie dłoń na napęczniałym brzuchu matki. – To może być Jedyny. Ja nigdy nim nie będę.
Somer niezgrabnie dźwiga się z kolan.
– Nie. Ale to nie znaczy, że rzeczy, które robisz, nie będą miały znaczenia. Będziesz musiała się opiekować braciszkiem albo siostrzyczką. Kiedy się urodzi. Będziesz musiała dbać o maleństwo i strzec go, bo być może właśnie ono ocali cały świat.
– Skąd będziemy wiedzieć? – pyta Romy. – Czy to ono?
Jej matka kręci głową. Lucien ma trzynaścioro dzieci, ale tylko jedno będzie tym Jedynym.
– Właściwie nie wiem. Lucien mówi, że kiedy nadejdzie czas, Jedyny powstanie i powiedzie nas gdzieś, gdzie będziemy bezpieczni. Nie wiem, czy będziemy wiedzieć wcześniej. Musimy zaufać jego słowom.
– Lucien jest bardzo mądry – mówi Romy.
– Tak – zgadza się Somer głosem pełnym miłości i tęsknoty. – Jest najmądrzejszy. – Dziwnie rozmarzona, dotyka dłonią brzucha. – Do roboty – rzuca po chwili i podejmuje przerwaną wędrówkę.
* * *
– A więc to prawda, że chrześcijanie zjedli Jezusa? – pyta Romy, prowadząc matkę ścieżką biegnącą wzdłuż strumyka.
– Co?
– Tak powiedział Kiran. W Chlewiku. Mówił, że co niedzielę mają ceremonię, na której jedzą jego ciało i piją jego krew.
– Tak powiedział?
– Tak.
– To… – Somer się zatrzymuje. – Tak. Tak właśnie jest. Masz rację. Cokolwiek robisz, Romy, trzymaj się z dala od chrześcijan. To kult kanibali i jeśli nie będziesz ostrożna, zjedzą cię żywcem.
– Czyli nikt nie mieszka w domu Chrystusa? – dopytuje się Romy. Trudno jej to sobie wyobrazić. To takie… marnotrawstwo. W Plas Golau wykorzystują każdy skrawek przestrzeni. Mieszkańcy Arki śpią po sześciu, a czasami nawet po ośmiu w jednym pomieszczeniu, a wszystkie inne miejsca