Zatruty ogród. Alex Marwood

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zatruty ogród - Alex Marwood страница 19

Zatruty ogród - Alex  Marwood

Скачать книгу

jednej chwili są tylko we trzy, a zaraz potem na korytarzu słychać kroki i wrzawę, drzwi otwierają się i pokój wypełniają złoci ludzie. Potomstwo Luciena, Rodzina. Są wyżsi od niej, o włosach jasnych jak żadne inne i tak pewni siebie, że aż trudno to sobie wyobrazić. Uri, Zaria, Rohan, Jaivyn, Fai, Leana, Inara, Lesedi, Roshin, Farial, Eilidh, Heulwen. Teraz, kiedy Uri wrócił, jest ich dwanaścioro – Romy zna ich imiona, tak jak zna katechizm – a noworodek jest trzynasty. Przyszli nazwać swoją siostrę. Lada chwila dołączy do nich Lucien. Somer wita ich pełnym samozadowolenia uśmiechem; jest teraz członkinią tej dużej rodziny. Odchyla kocyk, żeby mogli zobaczyć dziewczynkę. Romy też się uśmiecha.

      – Dobra, możesz już spadać – rzuca Zaria i wskazuje kciukiem drzwi.

      Romy czuje, że coś w niej pęka.

      – Nie – odpowiada.

      – Tak – upiera się Rohan, krępy trzynastolatek.

      – Chodź, Romy – mówi Ursola pełniąca wartę w kącie pokoju. – To czas dla Rodziny. Później przyjdziesz.

      Romy spogląda na ich władcze twarze i zatrzymuje wzrok na Eilidh, z którą przyjaźni się w Chlewiku. Zna ją, odkąd skończyła osiem miesięcy. Eilidh ma otwarte usta, tak że widać drobne, białe zęby. Patrzy na Uriego, jak gdyby zobaczyła ducha. W Romy kiełkuje wściekłość, gdy uświadamia sobie, że nigdy nie będzie jedną z nich.

      – Tylko prawdziwe rodzeństwo może tu zostać – ciągnie Zaria. Ma piętnaście lat i wyjątkowo rude włosy. Wyróżnia się wśród mieszkańców Plas Golau niczym płonąca pochodnia.

      – Jestem prawdziwym rodzeństwem! – krzyczy Romy. – Moja mama…

      Eilidh spogląda na nią i mówi bezgłośnie: „Przepraszam”. Wówczas Romy wybucha gniewem.

      – Nigdzie nie pójdę – warczy. – To także moja siostra.

      Słysząc to, Jaivyn, arogancki dwunastolatek i łobuz, który zawsze dostaje najlepsze kąski, chwyta ją za rękę i ciągnie w stronę drzwi.

      Romy się broni. Nauczyciele wielokrotnie rozmawiali z nią na temat jej zachowania, wybuchów wściekłości, które przetaczają się przez nią jak fale oceanu.

      – NIE! Nie! Nigdzie nie idę! – Wierzga i chwyta za kostkę Uriego, który ma na nogach buty górskie. Ten spogląda w dół, jakby ugryzła go pchła. Wydyma wargi; oczy mu się śmieją. Dla ciebie to tylko cholerny żart, myśli Romy i pluje Jaivynowi w twarz.

      Osłupiały chłopak patrzy na nią z odrazą i robi się purpurowy. Podnosi wielką, mięsistą dłoń i chwyta Romy za włosy. Jej długie do pasa piękne, czarne włosy są dla niego jak kotwica. Romy nie może nic zrobić. Jaivyn jest dwukrotnie od niej starszy i dwa razy większy. Ból jest okropny, skóra na głowie piecze ją tak, jakby lada chwila miała oderwać się od czaszki. Romy płacze. Po jej policzkach spływają gorące łzy bezsilnej wściekłości. Patrzy błagalnie na matkę, ale Somer siedzi na łóżku z dzieckiem w ramionach. Na jej twarzy maluje się smutek. Milczy.

      Zabrała mi mamę, myśli Romy. Moja mama należy teraz do niej.

      9 | Romy | Wrzesień 2001

      Nikt nie przychodzi jej na ratunek. Płaczące dzieci zostawia się do czasu, aż się uspokoją, chyba że któreś z nich jest ranne. Ojciec mówi, że zachowania manipulacyjne powodują, że tracimy czas, i nadszarpują naszą reputację. Po pięciu minutach, podczas których Kucharze w Wielkiej Sali nakrywają do stołów i zamiatają podłogę, omijając Romy, jakby była posągiem, ociera oczy i wstaje. Wraca do ogródka ziołowego i z dziką zajadłością zaczyna wyrywać chwasty.

      Napełniwszy płytki koszyk, idzie wyrzucić je na pryzmę kompostową, kiedy pod wiodącą na cmentarz łukowatą bramą pojawia się Eilidh. Romy unosi głowę i mija przyjaciółkę stojącą wśród liści balsamki.

      – Romy – zagaduje Eilidh, ale ona się nie zatrzymuje.

      Eilidh idzie za nią. Romy wie, że w końcu z nią porozmawia, ale nie jest jeszcze na to gotowa. Kiedyś różnica między nami nie miała znaczenia, myśli. Ale teraz ma, i to boli.

      – Przepraszam, Romy – mówi Eilidh i Romy czuje, że znowu ogarnia ją złość. Odwraca się, żeby spiorunować przyjaciółkę wzrokiem, i widzi, że jej niebieskie oczy są wilgotne od łez.

      – Płacz to manipulacja – mówi. – A może dzieci Ojca mogą płakać?

      Ona nigdy nie będzie Jedynym, myśli złośliwie Romy, patrząc, jak Eilidh próbuje przełknąć łzy. Jest za miękka. Ktokolwiek nim będzie, musi być bezwzględny. Nie tak brutalnie bezwzględny jak Jaivyn, ale i nie tak ckliwy jak Eilidh.

      Ale właśnie dlatego ją lubię. Nie potrafię być wobec niej złośliwa. Ona też nigdy nikogo nie potraktowała podle, aż do dziś, chociaż można jej zarzucić jedynie to, że nie stanęła w mojej obronie.

      – Przepraszam – powtarza przyjaciółka. – Co miałam zrobić? Jestem najmłodsza z nich, nie licząc Heulwen.

      – I mojej siostry – prostuje Romy.

      – Tak – zgadza się Eilidh. – Ale takie są zasady. Wiesz o tym. Nie mogę ich ignorować. Nikt z nas nie może ich ignorować. Ale to nie znaczy, że nie jesteśmy przyjaciółkami, Romy. Bo jesteśmy. Zawsze będziemy przyjaciółkami. Razem przetrwamy Koniec. Są jednak zasady.

      – Nawet jeśli to ty jesteś Jedynym?

      – Oczywiście.

      – Nawet jeśli jest nim moja siostra?

      – Nie martw się, Romy. Już zawsze będziemy przyjaciółkami. Obiecuję.

      – Nie musiałaś tak stać i pozwalać mu… – Romy czuje, że jej także łzy napływają do oczu. Odwraca się, żeby ukryć twarz. – Nie musiał mi tego robić.

      – Nie – zgadza się Eilidh. – Nie musiał. Jest okropny. Chłopcy są okropni. Myślę, że popisywał się przed Urim.

      – Bardzo to dojrzałe – rzuca Romy i opróżnia zawartość koszyka na pryzmę kompostową. Odwraca się i rusza w stronę grządki.

      – On nie jest dojrzały – stwierdza Eilidh. – Tylko głupi.

      Romy boi się tego, co wydarzy się, kiedy nadejdzie Koniec. Wszyscy się tego boją – strach ogarnia wszystkich za każdym razem, gdy pojawiają się wieści z Zewnątrz – ale świadomość tego, jak łatwo pokonał ją Jaivyn, uświadamia Romy ogrom niebezpieczeństwa. Kiedy upadnie cywilizacja, a miasta opustoszeją, będą musieli stawić czoło tysiącom Jaivynów, niezależnie od tego, jak dobrze są ukryci.

      Muszę być gotowa, myśli. Nie mogę być jak Eilidh, która wierzy, że wszyscy są mili. Uri ma rację, potrzebujemy Strażników. Lecz musimy też wiedzieć, jak się obronić. Przed najeźdźcami i przed Jaivynami, którzy żyją wśród nas. Potrzebuję broni. Za kilka lat pójdę na praktyki do Kowali. Nóż. Oto czego chcę. Noża, żebym mogła się obronić, kiedy przyjdzie po mnie

Скачать книгу