Kaprys szejka. Maya Blake

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kaprys szejka - Maya Blake страница 4

Kaprys szejka - Maya Blake

Скачать книгу

porządku spytał jeszcze:

      – Jesteś z kimś związana?

      Na ułamek sekundy zacisnęła wargi, ale zaraz zaprzeczyła ruchem głowy.

      – Nie.

      Chciał poprosić, żeby to powtórzyła, patrząc mu w oczy. Ale czas uciekał błyskawicznie.

      Zerknął na nią i przeniósł wzrok na ślubną suknię. Obie kobiety były mniej więcej tego samego rozmiaru. Ta stojąca przed nim miała może trochę większe piersi i szersze biodra, ale obie miały też podobny wzrost i koloryt.

      Oczywiście Amira przewyższała Nieshę elegancją. Lata spędzone w szwajcarskiej szkole, mające na celu przygotować ją do roli królowej, dały jej ogładę i pewność siebie. Kobiecie stojącej przed nim tych cech brakowało.

      Ale on nie potrzebował klejnotu, wystarczył mu wypolerowany kamyk do czasu, kiedy będzie mógł wszystko poukładać spokojnie i na swoich warunkach.

      – Podejdź tutaj – polecił, stając przy manekinie z suknią ślubną.

      Teraz, kiedy już zdecydował, co zrobi, nie mógł pozwolić na żadne łzy ani tym bardziej kaprysy powodujące dalsze opóźnienie.

      Stanęła przed nim, przerażona jak królik w świetle reflektorów, oddychając płytko i szybko. Przyjrzał jej się uważnie i dopiero teraz zauważył, że oczy ma barwy ametystu, a nie brązowe, jak wcześniej sądził. Rzęsy też miała dużo dłuższe niż mu się wydawało. Ładnie wykrojone wargi z pewnością dodałyby jej uroku, gdyby się tylko uśmiechnęła.

      Dalsza ocena też wypadła zaskakująco korzystnie. Smukła sylwetka, delikatna skóra, ładnie zarysowane kształty – doprawdy, było dużo lepiej, niż mógł przypuszczać.

      Nieźle oszlifowany kamyk, choć wciąż nieco kanciasty na brzegach, zdecydował. Przede wszystkim trzeba uspokoić te nerwowe palce. Miał też ochotę powiedzieć jej, żeby się wyprostowała i patrzyła mu w oczy, kiedy się do niej zwraca. Ale nie wszystko naraz, zdecydował.

      – Stój spokojnie – polecił.

      Pierwsze osiągnięcie miał za sobą, bo palce przestały się poruszać. Tematu innych braków postanowił na razie nie poruszać.

      Taki trening był konieczny dla tego, co wymyślił. Konieczny, jeżeli nie miała się zmienić w kupkę nieszczęścia, zanim on osiągnie zamierzony cel.

      Podjął decyzję i właśnie wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Marwan z resztą doradców wtargnęli do środka.

      – Wasza Wysokość? Czy są jakieś wiadomości o królowej? Czy mamy rozpocząć poszukiwania?

      – To już nieaktualne – odparł z niejaką satysfakcją.

      O dziwo, zdrada narzeczonej nie zabolała go tak mocno, jak można by się spodziewać. Znacznie gorsza była obraza ze strony przyrodniego brata.

      – Jak to? Czy ceremonia zostanie odwołana?

      Zerknął na skamieniałą w kącie pokoju kobietę. Wyglądała teraz jeszcze gorzej niż wcześniej, ale to nie zmieniło jego decyzji.

      Ślubny bukiet zajmie jej nerwowe dłonie, welon zakryje twarz, a wysokie obcasy dodadzą wzrostu i być może zdołają choć trochę skorygować postawę. Wszystko inne nie miało znaczenia.

      – Nic podobnego. Ceremonia się odbędzie.

      Zaklaskał w dłonie. Zdziwione szepty umilkły, więc kontynuował w zapadłej ciszy.

      – Ślub odbędzie się za dwie godziny. Panną młodą będzie Niesha Zalwani, a wy wszyscy postaracie się, żeby moje życzenie zostało spełnione.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      „Powiedz swojemu bratu, że nie tylko uwiodłem jego narzeczoną, ale że chętnie ze mną uciekła. Powiedz mu, że odbieram mu jego królową tak samo, jak on odebrał prawa przysługujące mi z urodzenia”.

      Te słowa widniały na przeznaczonej dla Galili kartce, którą Niesha dostała dla niej w dniu, który miał być radosnym świętem, a zmienił się w ponurą farsę.

      Kiedy w sypialni swojej oblubienicy pojawił się szejk, nabrała nadziei, że wszystko się jeszcze ułoży. Niestety słowa, które wypowiedział król Zufar, były kompletnie pozbawione sensu. Pomyślała nawet, że zniknięcie Amiry pomieszało mu rozum.

      Stojący przed nią niezwykle atrakcyjny mężczyzna, rządzący swoim królestwem z niespotykaną charyzmą, powiedział właśnie…

      Nie, to niemożliwe, musiała się przesłyszeć…

      Jej przypuszczenia potwierdził Marwan, który aż pochylił się do przodu.

      – Wasza Wysokość? – bąknął z najwyższym niedowierzaniem.

      Król, jej król, bo przecież też była obywatelką Kalii, przysunął się niepokojąco blisko. Widziała stalowe błyski w jego oczach i czuła wibrujący w nim gniew. Bliska paniki Niesha bardzo żałowała, że nie ma w pobliżu księżnej Galili.

      Siostra króla przez większość czasu ledwo zauważała Nieshę, ale kiedy już to się stało, uśmiechała się do niej z dobrocią, tak bardzo różną od srogiego wyrazu twarzy jej brata. A teraz podobnie srogie miny mieli wszyscy obecni w pomieszczeniu, co, ku jej zgrozie, oznaczało, że dobrze zrozumiała słowa króla.

      Użył jej imienia i nazwiska w kontekście swojego ślubu, który miał się odbyć jeszcze tego samego dnia. Serce prawie stanęło jej z przerażenia.

      Musnęła palcami materiał sukni ślubnej, najpiękniejszej, jaką w życiu widziała. Kilka dni wcześniej wyobraziła sobie nawet, jak ją wkłada, by związać się z mężczyzną swojego życia…

      A teraz życzeniem króla było…

      – Przepraszam, Wasza Wysokość – wyszeptała, ale jej nie słuchał.

      – Czas jest najważniejszy – zagrzmiał. – Musimy rozpocząć przygotowania natychmiast.

      – Wasza Wysokość – ośmielił się wtrącić Marwan. – To byłoby coś bezprecedensowego.

      – Owszem, ale nie ma innego wyjścia. – Nawet nie spojrzał na starszego mężczyznę. – Ceremonia ślubna musi się odbyć. Ona – wskazał Nieshę – zastąpi Amirę.

      Strach dławił dziewczynę za gardło, ale wiedziała, że musi się jak najprędzej pozbierać. Pod wpływem tej świadomości i hipnotyzującego wzroku króla wyprostowała się i wysoko podniosła głowę.

      Zanim jednak zdołała się odezwać, zrobił to Marwan.

      – Wasza Wysokość, powinniśmy to przedyskutować…

      – Ostrzegam, że kwestionując moje polecenie, ryzykujesz niesubordynację. Temat nie

Скачать книгу