Kaprys szejka. Maya Blake
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kaprys szejka - Maya Blake страница 5
Kryształowa szklanka pojawiła się w okamgnieniu i Niesha upiła łyk. Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Z całego serca pragnęła cofnąć się w czasie do chwili, kiedy jeszcze była najmniej ważną osobą na dworze, sierotą bez przeszłości, przygarniętą przez państwowy sierociniec noszący imię rodziny królewskiej.
Używane ubrania, które nosiła, były dwa rozmiary za duże i dobrze skrywały jej sylwetkę. Wybrała je zresztą przez rozwagę, a nie ze względu na modę. W ten sposób przez jakiś czas nie będzie się musiała martwić o ubranie.
Niestety w tej chwili, choć okryta od stóp do głów, czuła się bardziej odsłonięta niż kiedykolwiek w życiu.
– Napij się jeszcze – polecił Zufar, a kiedy posłuchała, wyjął jej szklankę z ręki.
Nie dając jej czasu na zastanowienie, tylko skinął i zza jego pleców wyłoniła się główna dama dworu, Halimah, która do tej pory ledwo Nieshę zauważała.
– Przypominam, że liczę na twoją dyskrecję – zwrócił się do niej Zufar.
– Oczywiście, Wasza Wysokość – odparła skwapliwie, a on kiwnął głową.
– Wybrałem nową narzeczoną. Dopilnujesz, żeby była gotowa na wyznaczoną godzinę.
Halimah popatrzyła na króla rozszerzonymi ze zdumienia oczami.
– Czy to jakiś problem? – zapytał znacząco.
Skarcona, szybko spuściła głowę.
– Nie, Wasza Wysokość.
– Doskonale. Ubierzesz ją i za godzinę zaprezentujesz przed Wielką Radą, gotową na królewską paradę – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
To się nie dzieje naprawdę, myślała rozedrgana Niesha. Była przecież tylko służącą, sierotą. Nikim. Niegodną nosić rzeczy po Amirze, a co dopiero jej suknię ślubną.
– Proszę… – zaszemrała, ale znów nie usłyszał.
Odkaszlnęła i spróbowała jeszcze raz.
– Wasza Wysokość, przepraszam, ale ja nie mogę…
Przeszył ją ostrym spojrzeniem spod zmarszczonych brwi.
– Owszem, możesz. Chyba że wolisz ponieść konsekwencje sprzeciwienia się władcy.
Niesha przyłożyła dłoń do bijącego mocno serca. Dawno temu złożyła przysięgę wierności jemu i jego rodzinie. To był warunek zamieszkania w pałacu i zrobiła to chętnie. I choć nie miał pojęcia, kim ona jest i jak drobną rolę odgrywa w pałacu, zrobiłaby dla niego wszystko.
Lubiła myśleć, że darowuje mu coś od siebie, dbając, by jedzenie podawane w prywatnej jadalni miało właściwą temperaturę i by miał pod ręką ulubione wino, kiedy po dłuższej nieobecności wracał do pałacu. Któregoś razu, kiedy dostawa do pałacu się opóźniała, kupiła butelkę ze swoich skromnych oszczędności.
A kiedy jego sprzątaczki rozłożyła grypa, zgłosiła się do pracy w jego apartamentach. Do dziś pamiętała zapach pościeli i aromat jego wody kolońskiej.
To były drobne, ale jakże cenne wspomnienia.
Podobnie jak inni w pałacu zrobiłaby dla szejka niemal wszystko. Ale nie to.
– Z całym szacunkiem, ale Wasza Wysokość wcale mnie nie chce. Jestem nikim. Są inne osoby o wiele odpowiedniejsze do tej roli. Wasza Wysokość popełnia błąd.
Była zadowolona, że głos jej się nie załamał. Jednak już po chwili poczuła się mniej pewnie, bo przez pokój przeleciało kilka ciężkich westchnień, a złowroga mina władcy mówiła sama za siebie.
– Już podjąłem decyzję i wybrałem ciebie. Masz jeszcze jakieś uwagi?
Uwagi? Gdyby nawet jakieś miała i tak by jej nie posłuchał. Jaki sens miałoby w tej sytuacji tłumaczenie władcy, że popełnia szaleństwo?
Zresztą i tak nie zdobyłaby się na wypowiedzenie tych słów.
– Z twojego milczenia wnioskuję, że nie.
– Proszę się jeszcze nad tym zastanowić – poprosiła tylko.
– Sprawa jest przesądzona – oznajmił. – Oczywiście za odegranie tej roli zostaniesz hojnie wynagrodzona – zakończył i odwrócił się od niej.
Nie powinna była ufać uczuciu ulgi, jaką odczuła, uwolniona spod jego hipnotyzującego wzroku.
Od momentu, kiedy zobaczyła tego barbarzyńcę w oknie sypialni Amiry, nerwy miała napięte jak postronki.
Zmrożona tym widokiem, niezdolna zareagować, straciła kilka cennych minut zanim podniosła alarm i teraz czuła się winna, jakby dopuściła się zaniedbania.
Powinna była przynajmniej spróbować ich powstrzymać, zaalarmować szybciej… A teraz najwyraźniej spotykała ją kara. Jednak to, czego od niej zażądał, wydawało się nieprawdopodobne.
Ślub? Z nim?
Z oporami zrobiła krok w jego stronę.
– Wasza Wysokość? Możemy porozmawiać?
– Teraz nie mam czasu – odparł łagodnie, ale nie dała się zwieść. Był wściekły.
– To sprawa wymagająca doraźnego rozwiązania. Wszystkimi innymi kwestiami zajmiemy się później. Również twoimi wątpliwościami. – Wrócił do przerwanej wcześniej rozmowy.
Moment później sięgnęły po nią silne dłonie i pociągnęły za ubranie. Chyba nie chcieli jej rozebrać tutaj, przed nim? Porażona tą myślą, szarpnęła się gwałtownie.
– Nie!
Wszyscy w pokoju zamarli.
– Odmawiasz królowi? – szepnęła ze zgrozą Halimah.
Kilka par przerażonych oczu wbijało się w nią nieustępliwie, ale tylko jedna raziła jak laser. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że także i Zufar czeka na jej odpowiedź. A wyraz jego twarzy mówił wszystko, co powinna wiedzieć. Jeżeli się nie zgodzi, słono za to zapłaci. To ona pozwoliła odejść Amirze, to ona nie wszczęła alarmu na czas. To ona wpadła w histerię i nie umiała wyjaśnić, co się właściwie stało. I choć nie pomogła bezpośrednio, ucieczka Amiry powiodła się częściowo z jej winy.
Podszedł bliżej i teraz górował nad nią.
– Czekam na odpowiedź – oznajmił zimno.
W tym momencie dotarło do niej, że nie ma wyboru. Skoro przyczyniła się do powstałego chaosu, jej obowiązkiem było pomóc go uporządkować.