Milion małych kawałków. James Frey
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Milion małych kawałków - James Frey страница 23
Teraz założymy koronę na prawą dwójkę.
Kiwam na tak.
Chcesz odpocząć, zanim zaczniemy?
Kręcę głową na nie.
Chwila przygotowań i potem wiertło wraca i znoszę to bez problemu. Nie ma ubytku i nie ma wiertła, więc kit i światło wracają i nic nie czuję. Trzymam piłki, ale nie ściskam, nie ma monotonnego jęku, serce mi odpoczywa. Łatwa i bezproblemowa odbudowa prawej dwójki. Dwa z głowy, dwa przede mną.
Słyszę szelest stóp i brzęk przekładanych narzędzi i szmer otwieranych i zamykanych szuflad i otwieram oczy. Doktor Stevens rozmawia z drugim Dentystą, a Pielęgniarki odkładają użyte narzędzia do małego zlewu do sterylizacji. Doktor Stevens kończy mówić i drugi Dentysta wychodzi.
Jest jakiś problem?
Nie, nie ma problemu.
Podnoszę się.
Dokąd on poszedł?
Doktor Stevens przysuwa stołek.
Nie chciałem ci tego mówić, dopóki nie będziemy gotowi, ale chciałbym cię przypiąć na czas leczenia kanałowego.
Po co?
Podczas leczenia kanałowego pacjenci są znieczulani nie tylko po to, by oszczędzić im bólu, lecz również po to, żeby się nie ruszali. Żebyśmy mogli pracować, musisz być nieruchomy, a nie jestem pewien, czy zdołasz leżeć nieruchomo, jeżeli nie będziesz przypięty. Dobra.
Jesteś pewien, że nie masz nic przeciwko?
Tak, wszystko gra.
Dentysta wraca, niosąc dwa długie grube niebieskie nylonowe paski z dużymi klamrami. To paski używane do przypinania dużych przedmiotów do dachów samochodów, do mocowania łódek do przyczep, do zabezpieczania drzwi klatek ze zwierzętami. Te były już używane i są oprócz mnie i piłek tenisowych jedyną rzeczą w Gabinecie, która nie lśni czystością.
Opadam na fotel i podchodzi Dentysta. Pielęgniarki przerwały sterylizację narzędzi i patrzą na mnie.
Mógłbyś położyć ręce wzdłuż ciała?
Kładę ręce wzdłuż ciała.
Dentysta kładzie na mnie paski tak, że klamry spadają pod fotel. Schyla się i zahacza luźny koniec i pociąga go i paski zaczynają się na mnie zaciskać.
Powiedz, kiedy będzie ciasno.
Nadal ciągnie, paski zaciskają się coraz bardziej. Kiedy nie jestem w stanie podnieść ramion ani nimi poruszyć i kiedy paski zaczynają wrzynać mi się w skórę i wciskać książkę o Babarze w klatkę piersiową, daję Dentyście sygnał, że paski są dobrze umocowane. Zapina klamry i wstaje i idzie do umywalki umyć ręce. Podchodzi Doktor Stevens i Pielęgniarki.
Postaramy się zrobić to możliwie szybko.
Tylko poproszę porządnie, żebym nie musiał tu więcej wracać.
Na pewno.
Do roboty.
Zamykam oczy i próbuję się przygotować i wygodnie ułożyć. Mam w ustach waciki, po poprzednim borowaniu pozostał pulsujący ból, a grube niebieskie nylonowe paski wrzynają mi się w skórę i przyciskają mi książkę do piersi. Palce chwytają górną wargę i odciągają ją, a zimny strumień wody zalewa odsłonięte resztki obydwu jedynek. W każdej dłoni ściskam piłkę tenisową i mam świadomość, że zaraz będę przechodził podwójne leczenie kanałowe bez znieczulenia. Dudnienie bijącego coraz szybciej serca. Oczekiwanie. Strach. Nie ma ulgi.
Wiertło wraca i przewierca się przez kawałek lewej jedynki. Przebija się przez cieńszą, bardziej kruchą część kości, więc idzie szybko. Rozpryskuje drobiny, wierci otwór, przebija się. W momencie przebicia zostaję porażony prądem, który nie jest bólem, daleko mu do bólu, jest czymś nieskończenie potężniejszym.
Wszystko zalewa biel i nie mogę oddychać. Zaciskam powieki i zagryzam pozostałe zęby i myślę że szczęka może mi pęknąć i zaciskam dłonie i przebijam się palcami przez twardą gumową powierzchnię piłek tenisowych i paznokcie mi pękają i paznokcie mi się łamią i paznokcie zaczynają krwawić i podwijam palce stóp i kurewsko bolą i napinam mięśnie ud i kurewsko bolą i tors mi się napina i mięśnie brzucha wydają się zapadać i żebra wydają się uginać pod swoim ciężarem i kurewsko boli i jaja mi się kurczą i kurczenie kurewsko boli i kutas mi stoi bo krew mnie boli i krew chce się wydostać i szuka wyjścia przez mojego kutasa i kutas mnie kurewsko boli i ramiona napierają na grube niebieskie nylonowe paski i grube niebieskie nylonowe paski wrzynają mi się w ciało i kurewsko boli i twarz mi płonie i żyły na szyi chcą wybuchnąć i mózg jest biały i roztapia się i kurewsko boli. Mam w ustach wiertło. Mózg jest biały i zdaje się kurwa roztapiać. Nie mogę oddychać. Męczarnia.
Wiertło wycofuje się i ssak zaczyna zasysać obumierającą tkankę wokół korzenia z kanału, który go utrzymuje. Męczarnia nie ustępuje. Zasysanie ustaje i resztki tkanki są zdrapywane z wnętrza kanału jakimś ostrym szpikulcem. Męczarnia nie ustępuje. Ssak wraca i wycofuje się, zdrapywanie trwa. Męczarnia nie ustępuje. Korzeń musi być czysty. Proszę, wyczyść szybko tego Skurwysyna. Proszę proszę proszę wyczyść szybko Skurwysyna. Męczarnia nie ustępuje. Zaczynam odpływać w stan białej świadomości, gdzie nie jestem już bezpośrednio połączony z tym, co się ze mną dzieje. Ramiona nie są już moimi ramionami, nogi nie są moimi nogami, klatka piersiowa nie jest moją klatką piersiową, twarz nie jest moją twarzą, zęby nie należą do mnie. Ciało nie jest już moim ciałem. Nastaje biel.
Biel jest wszędzie. Męczarnia. Męczarnia jest bezdenna. Próbuję zmusić się do powrotu do rzeczywistości i do wierteł i ssaków i narzędzi i wacików i strumienia i drobin i Lekarzy i Pielęgniarek i odbudowy zębów, ale nie mogę wrócić. Ciało nie pozwala mi wrócić. Jakby chciało oszczędzić umysłowi cierpień, ile się tylko da, i przepychało go w sferę, która jest straszna, ale jakby mniej straszna. Poddaję się i oddaję się i pochłania mnie biel i męczarnia i zdaje mi się, że jestem tam przez całą wieczność. Biel i męczarnia. Biel i męczarnia. Biel i męczarnia.
Piskliwe zawodzenie wiertła sprowadza mnie z powrotem. Czuję górną lewą jedynkę i wiem, że wiertło nadchodzi, żeby naprawić prawą. Uderza i przebija się i podczas przebicia jestem przytomny i powtarza się rytuał wytrzymania. Ucieka ze mnie powietrze i nie mogę oddychać. Zaciskam powieki i zagryzam zęby i ściskam piłki tenisowe i wydaje się, że każda pojedyncza komórka mojego ciała eksploduje z bólu. Gdyby istniał Bóg, splunąłbym mu w twarz za oddanie mnie na coś takiego. Gdyby istniał Diabeł, sprzedałbym mu duszę, żeby to przerwać. Gdyby istniało coś Wyższego, co kontroluje nasze indywiualne losy, powiedziałbym mu, żeby wzięło mój los i wsadziło sobie w pierdoloną dupę. Wsadź mocno i głęboko, ty Skurwysynu. Proszę skończ. Proszę skończ. Proszę skończ.
Ssak zasysa, narzędzie zdrapuje i wytrzymuję. Wnętrze kanału jest oczyszczone i obmyte i wytrzymuję. Kanał jest wypełniony i korzeń jest zabezpieczony i wytrzymuję. Gutaperka i niebieskie światło i narzędzie,