Milion małych kawałków. James Frey
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Milion małych kawałków - James Frey страница 19
Ty tez się pierdol, Ken.
Joanne mówi, spogląda na Kena i Lincolna.
Możecie nas zostawić na chwilę samych?
Lincoln mówi.
Jeszcze nie skończyliśmy.
Joanne mówi.
Myślę, że najlepiej będzie, jeżeli zostawicie nas na chwilę samych.
Za moment znowu porozmawiamy w grupie.
Lincoln odwraca się i bez słowa wychodzi z Pokoju. Ken spogląda na mnie i mówi.
Jeżeli będziesz chciał porozmawiać, będę w Gabinecie.
Wychodzi za Lincolnem i zamyka drzwi, a ja zostaję sam z Joanne. Opiera się o ścianę i zamyka oczy i bierze głęboki oddech i wypuszcza powietrze, a ja siadam na łóżku i patrzę na nią, a ona tylko tam siedzi i oddycha, a mnie męczy cisza i odgłos jej oddechu. Chcę być sam i muszę się zastanowić, co dalej. Mówię.
Czego chcesz?
Otwiera oczy.
Pomyślałam, że posiedzę z tobą parę minut. Może jest coś, o czym chcesz porozmawiać.
Nie ma.
Jasne.
Wstaje.
Mogę ci jakoś pomóc, zanim pójdę?
Tak.
Jak?
Chcę przestać brać librium.
Dlaczego?
Bo od niego wariuję, wydaje mi się, że to wszystko jakiś jebany koszmar. Jak mam brać to gówno, wolę już nic nie brać.
Powiem Pielęgniarce, żeby skończyła twój cykl.
Dziękuję.
Coś jeszcze?
Co mam teraz robić?
Dzień jak co dzień. Śniadanie za dziesięć minut, potem Wykład. Masz wizytę u Dentysty o wpół do jedenastej i musisz spotkać się tu z Kierowcą o dziesiątej. Po prostu rób to co zwykle, a jeżeli zechcesz o czymś porozmawiać, będę w Gabinecie trzysta dwanaście. Dziękuję.
Idzie w stronę drzwi.
Zobaczymy się niedługo?
Może.
Wychodzi, a ja zostaję sam i dziwi mnie, że tu jestem, i część mnie czuje ulgę i część mnie jest rozczarowana i część mnie jest zdezorientowana i nie wiem, co dalej. Mogę odejść albo zostać. Mogę odejść albo zostać? Odejść znaczy wrócić do nałogu i stawić czoło śmierci albo Więzieniu. Zostać znaczy rzucić nałóg i stawić czoło nieznanemu. Nie jestem pewien, co przeraża mnie bardziej. Wstaję i otwieram drzwi i widzę, że jestem na Oddziale Medycznym. Staję w kolejce i robię to co zwykle i pamiętam numer Gabinetu Joanne. Trzysta dwanaście.
Biorę antybiotyki i wchodzą łatwiej niż przedtem i idę przez czyste jasne puste Korytarze do Stołówki. Kiedy wchodzę do szklanego Korytarza, widzę, że się spóźniłem, i widzę, jak Ludzie spoglądają na mnie i gapią się na mnie i ignoruję ich i dostaję talerz szarej papkowatej owsianki i wsypuję do niej łyżkę cukru i znajduję miejsce przy pustym stoliku i siadam. Wiem, że Ludzie ciągle się na mnie gapią i ignoruję ich. Leonard pokazuje na mnie i podchodzi z dwoma mężczyznami. Pierwszy mężczyzna jest niski i krępy i ma na głowie czarną bandanę. Spod bandany wystają mu długie ciemne włosy. Ma na sobie dżinsy i czarny T-shirt i jeden z policzków przecina mu blizna. Drugi mężczyzna jest wysoki i szczupły i ma na sobie obcisłe czarne dżinsy, czarną koszulę z przypinanym kołnierzykiem i czarne kowbojskie buty. Jego twarz jest napięta i ściągnięta i niebieskie żyły sterczą mu na przedramionach.
Obydwaj mężczyźni wyglądają na agresywnych i zirytowanych. Obydwaj są daleko bardziej niepokojący od przeciętnego Pacjenta. Leonard kładzie tacę na stoliku.
Hej, Młody.
Hej.
To jest Ed.
Pokazuje na niskiego mężczyznę.
A to jest Ted.
Pokazuje na wysokiego mężczyznę.
Mężczyźni kiwają do mnie. Kiwam do nich.
Możemy się przysiąść?
Jak chcecie.
Leonard siada.
Dzięki.
Ed i Ted robią to samo. Leonard mówi.
Słyszałem, że spuściłeś wczoraj Royowi bęcki.
Patrzę na owsiankę. Nie odpowiadam.
Nienawidzę tego Chujka, więc nie bój się, nic nikomu nie powiem. Spoglądam na Leonarda. Nie odpowiadam.
Ted mówi. Ma mocny południowy akcent.
Trzeba go było widzieć po wszystkim. Rozjebany. Chlipał i jęczał i darł ryja i takie tam. Tak się spietrał, że się zeszczał.
Spoglądam na Teda. Nie odpowiadam.
Ed mówi. Ma niski zużyty głos. Głos robola.
Coś ty mu zrobił?
Spoglądam na Eda.
Nic przecież nikomu nie powiem.
Patrzę na bliznę. Jest głęboka i przerażająca.
Chcę tylko wiedzieć, coś mu zrobił.
Zapytałem go, czy Toalety są wystarczająco czyste, trochę go poszturchałem.
Leonard mówi.
To wszystko?
Tak, to wszystko.
Wstaję i podnoszę tacę i idę do pustego stolika i siadam i zaczynam jeść. Owsianka jest szara i papkowata i ohydna, ale cukier mi smakuje. Wsiąka mi w język, a słodycz to pierwszy smak, jaki rozpoznałem poza smakiem whisky czy wina czy dymu czy wymiocin od wieczoru, kiedy miałem wypadek. Lubię słodycz i ten smak oznacza, że wraca mi część zmysłów. Jeżeli tu zostanę, to wrócą wszystkie. Będę mógł smakować i wąchać i mieć normalne doznania, jakich normalni ludzie doświadczają na co dzień. Jeżeli zostanę. Wpycham ostatnią słodką łyżkę owsianki do ust, a kiedy ją połykam, czuję, jak żołądek stara się odesłać ją z powrotem. Zaciskam szczęki i wstrzymuję oddech i napinam mięśnie brzucha i próbuję to powstrzymać. Zaczynam się krztusić, mam krótkie gwałtowne bolesne torsje. Czuję papkę podchodzącą mi do gardła, nie ma już tak słodkiego smaku, i biorę oddech i przełykam jeszcze raz i papka wraca na dół. Gdy tylko znajdzie się na dole, próbuje wrócić na górę. Powtarzam