Obserwatorka. Alicja Sinicka

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Obserwatorka - Alicja Sinicka страница 5

Obserwatorka - Alicja Sinicka

Скачать книгу

przesiąkło nim bardziej niż zwykle. Pod kanapą lśni duża mokra plama, widzę trochę piany. Znowu wylało jej się piwo. Z telewizora błyskają głośne, kolorowe reklamy. Przytłaczają mnie, przyprawiają o kolejne zawroty głowy. Wyciągam spod biodra matki pilot i wciskam czerwony guzik. Ekran gaśnie.

      Wychodząc z pokoju, słyszę chrobotanie w zamku. Po chwili w drzwiach staje moja siostra.

      Na mój widok przykłada dłoń do bordowych warg.

      – Co się stało?!

      Potrząsam głową i przyspieszam kroku, przechodząc do swojego pokoju. Zamykam za sobą drzwi, przekręcam metalowy klucz. Siostra puka i prosi, żebym ją wpuściła.

      – Proszę, powiedz! – nawołuje. – Izka!

      Słyszę, jak płacze pod drzwiami. Siadam na łóżku i zasłaniam dłońmi uszy. Niech odejdzie. Niech zostawi mnie w spokoju. Zdążyłam zauważyć jej błyszczące oczy, zanim się tu zamknęłam. Jest pijana, tak jak matka. Alkohol wyolbrzymia wszystkie reakcje. Dlatego teraz nie ustępuje – stoi i mamrocze jakieś przekleństwa. Zaczyna mnie wyzywać. Docierają do mnie stłumione inwektywy, choć mam zasłonięte uszy.

      W końcu odchodzi. Wtedy wstaję z łóżka, zdejmuję ubranie i wkładam koszulę nocną. Wyciągam z torebki smartfon i szukam w książce telefonicznej kontaktu do Arka. Chciałabym do niego zadzwonić, usłyszeć ponownie jego głos, poczuć spokój, jakim emanuje. Zamiast tego jednak piszę wiadomość.

      „Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie dzisiaj zrobiłeś”.

      Odpisuje po paru minutach:

      „Nie ma za co”.

      Choć twarz na powrót zaczyna mnie boleć, a do umysłu powoli dociera to, co faktycznie mnie spotkało, robi mi się ciepło gdzieś w okolicach podbrzusza. Dziś wydarzyło się coś strasznego, a później coś dobrego. Niech nadejdzie już nowy dzień. Chcę znowu spojrzeć w oczy mojego wybawiciela. W nich schowam się przed złem, które mnie dopadło i zadało mi potworny ból.

      Rozdział 3

      Budzę się rano cała odrętwiała. Warga wciąż boli, mam jednak wrażenie, że jest odrobinę lepiej. Pamiętam, że Arek zlecił podanie mi jakiegoś zastrzyku obkurczającego. Może to pomogło?

      Wychodzę z pokoju i pierwszy raz zbieram się na odwagę, by spojrzeć w lustro, które stoi przy drzwiach. Oddycham z ulgą. Powieka jest czerwona, ale nie nachodzi już na oko, zresztą widzę na nie dużo lepiej niż wczoraj. Górną wargę mam jeszcze obrzmiałą i ciemniejszą niż dolną, ale różnica nie jest aż tak kolosalna. Moje ciało się regeneruje.

      Z drugiego pokoju wychodzi siostra. Też ma spuchniętą twarz, ale u niej wynika to z nadmiaru alkoholu. Znowu mnie męczy, zadaje pytania o wczorajszy wieczór. Kłamię, że zostałam napadnięta w drodze z pracy. Nie, nie wiem, kto to był. Było ciemno, a ja tak się przestraszyłam, że nie wiem nawet, czy to mężczyzna, czy kobieta. Nie zabrał mi pieniędzy. Uderzył mnie dwa razy.

      Słucha wszystkiego z przestraszonym spojrzeniem, naciągając przykrótką koszulkę na fałdkę tłuszczu wylewającą się znad paska jeansów. Mam ponure wrażenie, że gdzieś w środku cieszy się z mojego nieszczęścia.

      Jakąś godzinę po naszej rozmowie słyszę, że powtarza wszystko swojemu narzeczonemu i kwituje słowami:

      – Łazi wszędzie w krótkich spódniczkach, odsłania nogi i tak wraca sama nocami do domu. Nic dziwnego, że ktoś ją w końcu zaatakował.

      Mówi to bez przekonania, jakby nie wierzyła w moją opowieść. Chcąc nie chcąc, przypominam sobie słowa kobiety wsiadającej wczoraj rano do vana: „Myślę, że Justyna za bardzo się odsłaniała. Krótkie spódniczki nawet zimą” i później: „To się mogło komuś nie spodobać albo spodobać aż nadto”.

      Między komentarzami mojej siostry i dalekiej sąsiadki dostrzegam uderzające podobieństwo. Jakby każda zadbana kobieta była sama sobie winna, gdy stanie się jej jakaś krzywda. Jedno wiem na pewno: nie mogę liczyć na swoją rodzinę nawet w tak trudnej chwili. Arek, którego nie widziałam tyle lat, jest dla mnie dużo bardziej przychylny. Matka w ogóle nie zauważa moich siniaków. Rozpoczyna dzień od wypicia puszki piwa, później bierze prysznic i wychodzi z domu.

      Zanurzam się w wyniszczających mnie wspomnieniach wczorajszego wieczoru. Mimowolnie zaczynam się czuć winna, że chodzę tak ubrana po naszej ulicy. Czy to naprawdę może się komuś nie podobać? Ale czy luźne, kwieciste szorty są aż tak wyzywające?

      Gdy wchodzę do pokoju, mój telefon wibruje, informując o nowej wiadomości. Otwieram ją. To Arek.

      „Jak się czujesz?”

      Odpisuję:

      „Dużo lepiej niż wczoraj, dziękuję”.

      „Obrzęk mniejszy czy większy?”

      Zapomniałam, że mam do czynienia z lekarzem. Kiedy pyta, jak się czuję, oczekuje merytorycznej odpowiedzi, faktycznej oceny stanu zdrowia. Odpisuję więc:

      „Obrzęk zdecydowanie mniejszy, mogę już w miarę normalnie mówić”.

      „Oszczędzaj się mimo wszystko. Kiedy opuchlizna schodzi, pojawia się nowy ból. Będę u ciebie za kwadrans”.

      Zamiast odpoczywać po nocnym dyżurze, przyjedzie do mnie. To spostrzeżenie dodaje mi sił.

      Otwieram szafę i przebieram się w getry i obcisłą czarną bluzkę. W tej chorej sytuacji chcę wyglądać porządnie, nie odstraszać go swoim żałosnym wyglądem. Wczoraj obudził we mnie dawne demony, zresztą one nigdy nie zasnęły.

      Siostra wychodzi gdzieś z narzeczonym. Zostaję sama. Po kilkunastu minutach rozlega się pukanie do drzwi. Otwieram.

      Arek stoi przede mną w tej samej kurtce, którą miał wczoraj, i z wilgotnymi włosami wystającymi spod grafitowej czapki. Trzyma małą foliówkę.

      – O, zdecydowanie lepiej – mówi bez przywitania, przyglądając się mojej twarzy. – Obrzęk ustępuje.

      – Wejdź, proszę. – Robię krok do tyłu i się odwracam, zerkając na wyłożony boazerią przedpokój. Oceniam go szybko oczami przyjaciela. Chyba dawno nie był w tak skromnym wnętrzu.

      On jednak nie zwraca uwagi na otoczenie, tylko wciąż przygląda się moim oczom i ustom. Powtarzam sobie w duchu, że to rutynowa czynność, że każdy lekarz na jego miejscu tak by robił, jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w jego wzroku kryje się coś więcej.

      – Na powiece tworzy się krwiak, ale płytki, usta dochodzą do siebie – mówi, nachylając się lekko nade mną.

      Jest dużo wyższy, a różnica we wzroście się powiększa, gdy stoję boso, tak jak teraz.

      – Masz

Скачать книгу