Zamek z piasku. Magdalena Witkiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zamek z piasku - Magdalena Witkiewicz страница 2

Zamek z piasku - Magdalena Witkiewicz

Скачать книгу

nasz pierwszy taniec, nie żaden wyuczony walc angielski na potrzeby gości weselnych…

      W tańcu rozpięłam mu koszulę, w tańcu przylgnęłam do niego naga, tak blisko, że bliżej już nie można. Płonęłam, bo jakże nie płonąć, kiedy czułam go całym ciałem. Całował mnie całą, to już nie był pokaz, którym moglibyśmy raczyć gości weselnych, to była nasza prywatna uczta namiętności.

      Takie było nasze życie. Pełne namiętności, czułości, przyjaźni.

      Bo chyba bez przyjaźni by nie wyszło. Czyż można było chcieć więcej?

      * * *

      Czasami się zastanawiałam, czy potrzebna mi jest przyjaciółka, kiedy był ON. Na szczęście ja byłam potrzebna przyjaciółkom.

      Co jakiś czas umawiałyśmy się z dziewczynami na wino. Taki typowy babski wieczór. Wino, plotki, malowanie paznokci i maseczki na twarz.

      – Weronika, a nie przeszkadza ci to, że cały czas będziesz z jednym facetem? – zapytała Dominika, piłując sobie paznokcie u nóg. – Przecież nie wiesz, jak jest z innym.

      – No nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. – Ale mi dobrze.

      – Ale jak jest dobrze, to nie kusi cię, by było jeszcze lepiej?

      – O co ci chodzi, Domino? – Byłam już lekko poirytowana tą rozmową. – Męża mi zazdrościsz?

      – Jak jest taki idealny, że nawet nie chcesz spróbować z innym, to zazdroszczę. – Roześmiała się.

      Dominika była kobietą idealną. Piękną, zgrabną, inteligentną. Taką, że człowiek czuł się przy niej gorszy i chciał się schować w czeluściach przydużego swetra. Niezależnie od pory roku prezentowała swoje długie nogi, tylko kolor i grubość rajstop się zmieniały w zależności od pogody. Facetów trzymała krótko. Zarówno jeżeli chodzi o długość związku, jak i jego charakter.

      Tym razem też była właśnie w trakcie kończenia kolejnego romansu.

      – Nie ma mnie w domu. – Na chwilę oderwała się od robienia sobie pedicure’u, aby odebrać telefon. – Naprawdę nie powinno cię interesować, gdzie jestem. – Zaciągnęła się cienkim papierosem. Jako jedyna z naszego towarzystwa paliła. – To koniec! Przeliterować ci to? Koniec! Nie, nie ma najmniejszych szans.

      – Nie żal ci go? – zapytała Ewa, gdy Dominika skończyła rozmowę.

      – Kogo? – zapytała Dominika, która zarzuciła już swoje stopy na rzecz nowego katalogu z modą. – Zobacz, ta jest fajna. – Pokazała mi nową, kolejną bardzo krótką sukienkę.

      – Roberta.

      – Roberta? – zdziwiła się Dominika. – Łatwo przyszło, łatwo poszło.

      – Lubisz tylko trudne zdobycze? – zapytałam.

      – Coś w tym jest. – Roześmiała się. – Kocham wyzwania.

      Czasami się zastanawiałam, czy lubię Dominikę. Zawsze była gdzieś obok nas, choć trzymałyśmy się we trójkę. Dominika, Ewa i ja. Była zupełnie inna niż my. Ewa mawiała, że ona lubi się z nami pokazywać na zasadzie kontrastu. My dwie szare myszki, a ona przy nas błyszczy i pokazuje wszędzie gdzie się da te długie nogi. Myślę, że ona wcale nie potrzebowała kontrastu.

      Marek jej nie lubił. Twierdził, że jest wampirem energetycznym i wysysa z niego energię. Może coś w tym było? Podejrzewałam, że ta jej pewność siebie jest udawana. Była jedynaczką, rodzice nie mieli dla niej zbyt wiele czasu, prowadzili dwa sklepy z ciuchami, wiecznie ich nie było. Zatem miała nas. I ciuchy. Swego czasu bardzo jej ich zazdrościłyśmy.

      – Jestem w ciąży. – Ewa przerwała naszą nic niewnoszącą rozmowę o kolejnym związku Dominiki, który już stawał się przeszłością.

      – Co? – zdziwiła się Dominika. Nie lubiła, gdy ktoś inny był w centrum uwagi. – Jak to się stało?

      – Kto jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć, jak to się dzieje… – Ewa wzruszyła ramionami. – Po prostu.

      – O matko! Cieszymy się? – zapytałam. Usiadłam obok niej i przytuliłam. – A Jacek co na to?

      – Nie wiem… Chyba musimy…

      – Jak to nie wiesz? Nie powiedziałaś mu?

      – Jeszcze nie… Nie chcę, by był ze mną tylko ze względu na dziecko.

      – Zwariowałaś. Przecież on cię kocha. Leć do niego i mu powiedz!

      Ewa siedziała i wyglądała tak bardzo bezradnie, jakby naprawdę się bała, że Jacek, prawie trzydziestoletni facet, nie stanie na wysokości zadania. Dominika siedziała z naburmuszoną miną, niezbyt zadowolona, że ktoś jej zabrał monopol na bycie gwiazdą. A ja?

      Ja… Poczułam po raz pierwszy w życiu, że nadszedł czas i że chcę mieć dziecko. Że jestem gotowa, by przyjąć na siebie odpowiedzialność za tego małego, drugiego człowieka. Objęłam Ewę i tak siedziałyśmy przytulone. Po chwili dołączyła do nas Dominika, już pogodzona z tym, że czasem trzeba ustąpić miejsca na podium uwagi komuś innemu.

      * * *

      – Marek, Ewa jest w ciąży! – Zaczęłam przy obiedzie.

      – O! A to się Jacek ucieszy. – Roześmiał się. – Nici z całonocnych imprez przy wódeczce… Ale czas się ustatkować. Tak jak my, kochanie. Na każdego przyjdzie pora.

      – Może też byśmy się zdecydowali? – zapytałam nieśmiało.

      – Kiedyś trzeba, prawda? – Marek się uśmiechnął i mnie przytulił. – A dziecko miałoby towarzystwo…

      Myśleliśmy z Markiem dokładnie tak samo i dokładnie to samo. Zawsze. W kwestii dziecka również byliśmy jednomyślni. To nasze życie było tak idealne, że aż doprawdy nudne. Nawet czasami się zastanawiałam, kiedy czar pryśnie…

      No i prysnął.

      Ale o tym później.

      Tamtego dnia podjęliśmy decyzję o odstawieniu tabletek, zdrowym odżywianiu, witaminach i innych rzeczach, z których przyszli, świadomi rodzice zdają sobie sprawę.

      Nawet zrobiłam badania. Ich wyniki były zupełnie niezłe. Ewa w tym czasie została narzeczoną i martwiła się, że biała sukienka, w której pójdzie do ślubu, nie zakryje jej coraz to większego brzuszka.

      – Przecież i tak wszyscy wiedzą – zdziwiła się Dominika, gdy spotkałyśmy się krótko przed ślubem Ewy. – Po co zakrywać brzuch.

      – Cicho, tradycja. – Ewa się uśmiechnęła.

      – Tradycja? Tradycją jest biel i welon. Biel i welon symbolizują czystość, niewinność, a ty chcesz iść w welonie do ślubu z wystającym brzuchem? Nie

Скачать книгу