Zamek z piasku. Magdalena Witkiewicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zamek z piasku - Magdalena Witkiewicz страница 3
– Jesteś rozgoryczona, bo ci nie wychodzi. – Nie wiem, po raz który zastanawiałam się, dlaczego ją lubię. Ale zresztą, czy ja ją lubię?
– Nie wychodzi, nie wychodzi. Jak bym chciała, toby wyszło.
– Nie chcesz? – zapytałam z powątpiewaniem.
– Czy ja wiem… Dzieci nie chcę, to na co mi mąż? Jak będę chciała, w co wątpię, to się zakręcę za jakimś. Odpowiedzialnym i dorosłym facetem.
Nie mogłam jej znieść.
– Tylko czy dorosły, odpowiedzialny facet będzie chciał ciebie.
– Będzie. Każdy mnie chce. Muszę uciekać. Ewka, wychodzisz z tej łazienki? – Stanęła, nasłuchując. – Dobra, Wera, uciekam. Umówiłam się i muszę lecieć.
Po chwili Ewa wyszła z łazienki i pociągając nosem, zapytała:
– Naprawdę myślisz, że biała nie może być? – Pociągała nosem.
– Może. Welon też może – powiedziałam stanowczo. – Koniec tematu. Wybrałaś sobie kieckę taką, jaką chciałaś, prawda?
– Prawda.
– No i w takiej pójdziesz – oświadczyłam stanowczo.
Ślub Ewy i Jacka był w marcu. Od marca też mieliśmy zacząć starania o dziecko. „Starania”. Miałam wrażenie, że po prostu jak zawsze będziemy się kochać, za dwa tygodnie kupię test i będę w ciąży. Ot, tak. Pstryk.
Bo przecież to strasznie łatwo zajść w ciążę. Mąż Ewy się śmiał, że tylko na nią spojrzał, a ona już była w ciąży. My oboje zdrowi, wysportowani, nafaszerowani witaminami z pewnością od razu moglibyśmy być rodzicami.
Niestety.
Ewa zdążyła już urodzić, a my nadal „się staraliśmy”. O ile można to było nazwać staraniami. Seks chyba przestał sprawiać nam przyjemność. Był jedynie zwykłą czynnością prowadzącą do prokreacji.
A raczej do niej NIEprowadzącą.
ROZDZIAŁ 2
Kiedyś tam będziesz spodnie miał na szelkach,
Kiedyś tam, kiedyś tam…
Ale dziś jesteś mały jak muszelka,
Którą los zesłał nam.
Seweryn Krajewski „Kołysanka dla okruszka”
Na początku było fajnie. Seks bez zabezpieczeń, bez stresu, bez myślenia, co będzie, kiedy… Spontanicznie, elektryzująco i namiętnie.
Po prostu zew natury.
Kochaliśmy się w każdym miejscu i o każdej porze. Świece, kwiaty, bielizna z koronkami, przebrania pokojówek i wojskowe mundury. Bawiliśmy się sobą i prowokowaliśmy wzajemnie. Nie mogliśmy bez siebie żyć. Czasem nawet weekendy spędzaliśmy po prostu w łóżku. Nie, seks nie jest najważniejszy na świecie, ale dla normalnego, prawidłowo funkcjonującego związku jest bardzo ważny. Podczas tej jakże beztroskiej miłości jakby na nowo poznawaliśmy siebie. Jednak co miesiąc byłam rozczarowana…
– Znowu nie wyszło, kochanie – dzwoniłam do Marka.
– Będziemy próbować. Aż do skutku – pocieszał. – Kocham to próbowanie z tobą – mówił.
Wyglądało, jakby się nie martwił, ale ja po kilku miesiącach zaczęłam się denerwować.
Pamiętam, siedziałam wtedy w pracy, nie było mojego szefa, bo wyruszył w kolejną zagraniczną delegację. To był już ósmy miesiąc, kiedy nam nie wyszło. Córeczka Ewki kończyła właśnie osiem tygodni. Czułam, że to zupełnie nie tak miało być. Nie miałam siedzieć w pracy, nie miałam płakać w aptece, kupując kolejną paczkę tamponów.
Miałam być właśnie w ciąży. Z dumą wypinać wielki brzuch, siadać z trudem na krześle i mieć problemy ze wstaniem. Miałam sapać, wchodząc po schodach, i czule głaskać się po brzuchu takim niby mimowolnym, zupełnie niezobowiązującym ruchem, którego kobiety w ciąży nawet nie dostrzegają.
– Cholera – westchnęłam.
– Coś się stało? – zapytała księgowa, która właśnie weszła do sekretariatu.
– Zły dzień. – Uśmiechnęłam się.
Mariola była sześćdziesięcioletnią kobietą, która ciągnęła księgowość w naszej firmie już chyba trzydzieści lat. Z tego, co wiedziałam, była szczęśliwą żoną, matką, a od niedawna nawet babcią.
Oczywiście nowe trendy biznesowe nakazywały mówić jej po imieniu, co na początku było dla mnie niemal niewykonalne. Przez pół roku się przyzwyczajałam.
– Chcesz pogadać? – Usiadła przy biurku stojącym obok. – Czasem warto się pouzewnętrzniać.
– Ale… Ale ja nie mam… – westchnęłam. – Tylko… Chciałabym już mieć dziecko – powiedziałam i wybuchnęłam płaczem.
Mariolka milczała, wpatrzona we mnie.
– Mariolka… Nie udało nam się ósmy raz. Ósmy. Za każdym razem łudzę się, że to już teraz, że tym razem się uda. I… nim jeszcze dostanę okres, kupuję testy, zamykam się w łazience i sprawdzam. A potem i tak się okazuje, że nic z tego.
– Może powinniście się zbadać?
– Zbadać?
Byłam przerażona. Po raz pierwszy ktoś głośno powiedział coś, co od pewnego czasu kołatało mi z tyłu głowy.
Jak to zbadać? Mam dwie ręce, dwie nogi, dwa razy w tygodniu chodzę na pilates, jeżdżę na rowerze, zimą na nartach. Ostatni raz byłam chora chyba dwa lata temu. Biorę witaminy, kwas foliowy już od roku. Odstawiłam colę, alkohol, nie jem po dwudziestej. Jak to zbadać?
Przecież jestem zupełnie zdrowa.
Na co zbadać? Badania krwi mam całkiem niezłe, nic mi nie dolega… Okres jak w zegarku. Dwadzieścia dziewięć dni. Nawet o tej samej porze. Czasem zdarzały się nieznaczne odchylenia od normy. Ale rzadko.
Od tamtej rozmowy z Mariolką myślałam tylko o jednym. Może ja NIE MOGĘ mieć dzieci?
* * *
Nie od razu podzieliłam się swoimi wątpliwościami z Markiem. Nie chciałam go martwić.