To nie jest, do diabła, love story!. Julia Biel
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу To nie jest, do diabła, love story! - Julia Biel страница 2
To: Jonasz Meller <[email protected]>
Sent: Monday, December 09, 2019 01:44 AM
Subject: Friends?
Dobranoc/Dzień dobry, JM.
Grudniowe poranki nadchodzą powoli, czając się, jakby nie miały odwagi. Jak ja.
Czy jeśli człowiekowi brakuje odwagi, można uznać inne jego cechy za rekompensatę? „Sorry, nie mam za grosz odwagi, ale za to mam ładne oczy”.
Wiem, wiem, jak to brzmi. Chyba pójdę poukładać przyprawy w szufladzie w porządku alfabetycznym.
Zrobione. Jeśli myślałeś, że to dowcip, muszę Cię rozczarować. Szybko mi poszło, niestety, nie miałam ich aż tyle, żeby zająć ręce i mózg na dłużej. Dominik sporo przywiózł, ale ku mojej rozpaczy wygrywasz z przyprawami.
Może zareagujesz na WhatsAppie.
eb
Ella:
Wiem, że odbierasz mejle.
Przepraszam, głupio wyszło.
Mam Twój numer, więc wiesz…
mogę pisać i pisać…
bez końca.
Albo wysyłać Ci po kolei fotki wszystkich szklanek.
Wiedziałeś, że w przezroczystej szklance z IKEA bourbon i desperados wyglądają tak samo?
Amber przesłała info o sukniach dla druhen.
Będzie nas sex sześć i sześciu drużbów.
Mamy mieć zło te złote suknie.
Wszyscy goście są proszeni o elementy stroju w kolorze starego złota.
O rany.
Kolor whisky bardziej mi się podoba.
Poza tym Bimber Amber to bursztyn.
Muszę ją zapytać, dlaczego nie chce mieć bursztynowego wesela.
Do czyta łamsię
Doczytałam się, że bursztyn patronuje 44. rocznicy „pożycia małżeńskiego”, więc jeśli wytrzyma z Joshem, za pół wieku będzie miała swój nomen omen.
Swoją drogą „pożycie” trzeba by wykreślić ze słownika.
Jak się chajtniesz, masz już po życiu.
Będziesz miał złotą poszetkę.
Jakby co, Dżona, nie pomyliłam się. Poszetkę, nie saszetkę, pamiętaj.
I need Dżona to heal
Dżona to know
Dżona to have
Dżona to hold
Capaldi śpiewa o jakimś SOMEBODY. Ale ja nie chcę SOME BODY tylko YOUR BODY.
Dżona, gdzie jesteś? Jonasz?
Ptaszki w WhatsAppie pozostają szare. Patrzę, myśląc, kiedy będą niebieskie.
Lubię nie pieski. Niebieski.
Jak Twoje oczy.
Ech, chyba nie ma sensu już iść spaść spać.
Biegałeś kiedyś po alkoholu?
Jeździć nie można, ale jogging chyba nie jest zakazany, co?
Czorta Czwarta nad ranem to już spox, prawda?
Poza tym jakoś muszę dojść do siebie przez przed szkodą.
Szkołą.
Dzień dobry.
Nie wpadłam do Warty.
Ale Ty możesz wpaść do mnie.
Stawiam śniadanie.
Drugie śniadanie?
Lunch?
Obiad?
Kolację?
Maybe I’m scared, mam to gdzieś, I’m addicted…
Amber będzie wyglądała olśniewająco. To pewne. Śnieżnobiała beza na złotym torcie. Uśmiechnęłam się do tej myśli. Nie chciałam być złośliwa, po prostu po nieprzespanej nocy chyba potrzebowałam cukru. Beza i tort, albo najlepiej tort bezowy, sprawdziłyby się wyśmienicie.
Po weekendzie byłam naładowana jak nabój u Żeromskiego w Przedwiośniu. Najpierw musiałam obłaskawić Dominika, w którym chyba po latach też coś w końcu pękło. Zawsze myślałam, że on jako facet lepiej znosił karierę naszych rodziców i to, że kiedy już, już się wydawało, że człowiek zapuścił korzenie, trzeba je było odcinać piłą mechaniczną i lecieć na inny kontynent. Byłam pewna, że znalazł w Berlinie swoje miejsce i pomysł na życie, że miał w dupie rodziców, bo trafił na swoją Ilonę, którą zamierzał tam ściągnąć…
Ale najwidoczniej liczba zawirowań wokół mnie totalnie go przerosła. Podczas jednej rozmowy z Robertem Beckiem dowiedział się, że Ella ma chłopaka. Że ten chłopak wyłudził od Roberta Becka kasę. Że ten sam chłopak za pieniądze babki wbija się na wesele Amber i Josha. Że to zwykły kaprys Elli, Elli foch, że Ella świruje, bo jest sama jak palec (heloooł, pewnie nie byłaby sama, gdyby ktoś jak zwykle nie zmienił planów, myśląc wyłącznie o swojej dupie, przepraszam – widząc tylko czubek własnego nosa).
Dominik stwierdził, że musi działać i przynajmniej czasowo zabrać mnie do siebie. Dużo rozmawialiśmy w sobotę i niedzielę, przeważnie przy garach. To znaczy on stał przy garach i robił to, co potrafi najlepiej, czyli obłędnie gotował, a ja stałam przy nim przy garach, czyli nakładałam na talerze, żeby smakować kolejne pyszności. W dodatku postanowił przygotować mi kilka potraw do zamrożenia na później, bo jego zdaniem za bardzo schudłam. (No cóż, dieta alkoholowa nie tuczy). Chili con carne mojego brata uratowało mi sobotę. Ale tylko częściowo. Miałam ochotę wyjawić mu wszystko, powiedzieć, że to z Jonaszem NIE JEST na serio. Że chciałam wyjść na poukładaną dziewczynę, która błędy popełnia tylko i wyłącznie podczas korespondencji przez WhatsAppa, ale nigdy w prawdziwym życiu, i że nie ma się czym przejmować. No i że Robert od lat zdradza Judytę i szantażuje mejlowo młodych chłopaków. I że Jonasz uczynił z Roberta bohatera remontu szkolnego dachu. I że to pewnie wkurza go najbardziej.
Ale opowiedziałam mu zaledwie część. Byłam mistrzynią półprawd. Wolałam myśleć o przemilczaniu fragmentów rzeczywistości jako o formułowaniu półprawd,