To nie jest, do diabła, love story!. Julia Biel
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу To nie jest, do diabła, love story! - Julia Biel страница 3
Kiedy w sobotę siedzieliśmy przy kolacji, wspominając co bardziej żenujące fragmenty naszej połatanej egzystencji, która wyglądała w życiorysie jak patchworkowa narzuta, odnosiłam wrażenie, że Dominik bardzo chce mi o czymś powiedzieć. Kilka razy byłam pewna, że się otworzy, że ma coś na końcu języka, że zaraz zrzuci jakąś bombę. Bałam się tego w tych krótkich momentach tak bardzo, że nie pytałam. Szybko się rozgrzeszyłam, że przecież gdyby to było coś ważnego, w końcu prędzej czy później by to z siebie wydusił, prawda?
Nie wydusił.
Poza tym czułam wprost perwersyjną przyjemność z tłumaczenia drugiej osobie, że Jonasz to naprawdę mój chłopak. Naprawdę mój. Mój chłopak. Każde z tych słów przynosiło wspomnienie oplatających mnie ramion, jego oczu wpatrzonych we mnie, jakby to wszystko mogło być na serio, jego dłoni wędrujących po mojej skórze, jakby chciał się przekonać, czy na pewno istnieję, jego zapachu, który otumaniał mnie i dawał siłę, żeby zmierzyć się z rzeczywistością.
Podobnie jak wygodnie było udawać z Jonaszem na szkolnych korytarzach, że jesteśmy parą, tak samo wygodnie było udawać przed sobą, że nic mnie to nie obchodzi. Że wcale mnie to nie rusza. Że jeśli dziś jesteśmy razem, a jutro rozejdziemy się w różne strony, nic mnie nie zaboli.
Wysyłałam mu sprzeczne sygnały? Ja sama byłam jedną wielką sprzecznością. Ścierały się we mnie przeciwstawne pragnienia jak ciepłe i zimne prądy morskie oblewające kontynent.
Ale po niespełna trzech miesiącach spędzonych w Poznaniu, który rodzice mi obrzydzili, a Jonasz uczynił pięknym, zabawnym i łagodnym dla żołądka, miałam świadomość, że coś we mnie drgnęło.
Czy mniej się bałam? Wręcz przeciwnie.
Czy byłam mniej zakompleksiona? Na pewno nie.
Czy bałam się ryzykować? Jak cholera.
Czy oprócz Jonasza istniała na świecie chociaż jedna osoba, która sprawiała, że chciało mi się żyć? Nie.
Nie. Zadrżałam, wcale nie z zimna.
Nie wiedziałam, co mam począć z tą myślą wywołującą takie poruszenie wśród motyli albo ciem, które na dobre zagnieździły się w moim brzuchu, że czułam, że mogłabym nie spać przez tydzień i trzymać się świetnie. Idąc korytarzem, napędzana adrenaliną, zastanawiałam się, co mam zrobić.
Poczekać, aż sam mnie znajdzie? Szukać go na każdej przerwie i przekupić koktajlem?
Czy mógł się naprawdę obrazić, wkurzyć, chcieć się uwolnić od wariatki z popieprzonym bratem i popapranymi rodzicami?
Czy jeśli natknę się na niego, będzie obejmował jakąś inną talię, wtulał twarz w inne włosy i szeptał nieprzyzwoite rzeczy do innego ucha?
Wiedziałam jedno, że dzięki temu narcystycznemu bufonowi stałam się odporna na mróz i promieniowałam wewnętrznym ciepłem. Że wręcz promieniałam. I tak bardzo nie chciałam znów się stać zimną suką wyzutą z marzeń z planem na życie niczym urzędnik, który musi realizować założone cele jednostki, w której haruje od rana do nocy! Tak bardzo chciałam nosić to ciepło w sobie każdego dnia.
Postanowiłam przeczekać Jonasza i po prostu systematycznie sprawdzać WhatsAppa.
Ptaszki wszystkich wysłanych przeze mnie wiadomości uparcie pozostawały szare jak pogoda za oknem.
Około godziny trzynastej ogarnęło mnie poczucie zwątpienia i beznadziei.
O czternastej nie mogłam utrzymać otwartych oczu.
O piętnastej poczułam, że weekendowe emocje, które zafundował mi Dominik, niepewność co do tego, czego chcę, a czego nie, co powinnam, a czego nie, co lubię, a czego nie lubię czuć do Jonasza, brak snu i odwyk od pocałunków, które dotąd otrzymywałam prawie za darmo i prawie na serio, sprawiły, że znów poczułam się żałośnie.
Przecież człowiek nie mógł funkcjonować na ciągłej huśtawce (swoją drogą, czy psychologowie nie traktowali ludzi, jakby byli przedszkolakami? Huśtawka nastrojów, karuzela uczuć; naprawdę nie czułam się ani jak dziecko na placu zabaw, ani jak widz w cyrku. To, co przeżywałam, kojarzyło mi się raczej z burzą – nawałnicą emocji).
Dawna Ella domagałaby się konkretów i chciałaby wiedzieć, na czym stoi. Ella Dzisiejsza była po pierwsze chyba trochę niedzisiejsza, a po drugie bała się, że nie stoi na niczym, więc prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu postanowiła wykonać unik.
Wróciłam do domu i sprawdziłam pocztę tylko po to, żeby nie znaleźć w skrzynce nic ważnego.
Kiedy brałam prysznic, wmasowując we włosy kokosowy szampon i namydlając ciało kokosowym żelem, aby następnie natrzeć je mleczkiem kokosowym, doszłam do wniosku, że potrzebuję innej woni. Woni, której, nie będąc Janem Baptystą Grenouille’em w obsesyjnej pogoni za idealnym zapachem, nie mogłam wyizolować, posiąść i nałożyć na skórę.
Zastanawiałam się, czego pragnę – wreszcie się zakochać czy popełnić morderstwo na pewnym niebieskookim zarozumialcu.
Ella Beck <[email protected]>
To: Jonasz Meller <[email protected]>
Sent: Monday, December 09, 2019 06:52 PM
Subject: Friends? Scars
Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, żebyś przestał się dąsać – specjalnie użyłam tego słowa, bo dąsanie naprawdę do Ciebie nie pasuje! Jesteś facetem! Serio, nie mam pojęcia. Napisałabym wszystko, gdybym tylko była pewna, że zadziała. No dobra, prawie wszystko. Nie mogłeś zostać, musiałam porozmawiać z Dominikiem sama. W spokoju.
Im dłużej nie reagujesz, tym jest mi trudniej – trudniej myśleć, trudniej działać, trudniej mieć nadzieję.
Ale łatwiej tęsknić za Twoim śmiechem, Twoim oddechem, Twoją bucowatością niepospolitą. Dobrze by było dać się zamknąć w Twoich ramionach i już nigdzie się stamtąd nie ruszać. I strasznie chciałabym Ci obiecać, że już Cię nigdy nie odepchnę. Ale choć bardzo tego pragnę, nie mogę napisać tych ostatnich wersów.
Słucham piosenki o bliznach Jamesa Baya. Czy blizny, których nie widać, istnieją naprawdę? Czy to tylko urojenia?
Podrap ode mnie Zmorkę za uchem. Czy myślisz, że chciałaby trochę u mnie pomieszkać?
Ponieważ mój umysł jest już nieco zamglony zmęczeniem i ociężały ze smutku, że życie wymyka mi się spod kontroli i przepływa między palcami, które już dawno nie trzymały Twoich, obawiam się, że muszę się zdrzemnąć. Nie sypiam dobrze, to już wiesz, więc położę się tylko na chwilę na kanapie, ona pamięta Cię najlepiej.
Ale ponieważ nie piszę tak dobrych tekstów jak James Bay ani tym bardziej nie tworzę do nich muzyki (na szczęście dla sąsiadów!), za to po raz pierwszy w życiu czuję, że straciłam coś, choć tego nigdy nie miałam, i że poddałeś nas, chociaż nas nigdy nie było, chcę Ci powiedzieć