To nie jest, do diabła, love story!. Julia Biel
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу To nie jest, do diabła, love story! - Julia Biel страница 6
Sam nie wierzyłem w uczucie, które mną zawładnęło. Pomimo zdrady Lily i nieufności, jaka mnie toczyła przez parę tygodni niczym nowotwór, poczułem, że byłbym gotów zaryzykować. Kiedy zajrzałem jeszcze głębiej w siebie, postanowiwszy się nie oszukiwać, i zastanowiłem się, z czego to wynika, stwierdziłem jedno – Nutella była zupełnie inna niż wszystkie dziewczyny, jakie znałem. Miała marzenia, które były o lata świetlne od marzeń zwykłych śmiertelników, miała wyjątkową historię rodzinną i swoją małą traumę, z którą nie wiedziała, co począć. I była najpiękniejszą dziewczyną, jaką w życiu spotkałem. To musiało być jakieś dziwne spięcie gdzieś w mózgu – obca osoba pojawiła się znienacka na mojej drodze, a ja uważałem ją teraz za najśliczniejsze, najzgrabniejsze, najmądrzejsze i najbardziej wkurzające stworzenie pod słońcem.
Jakie to zabawne, że w dzisiejszych czasach rodzina jest towarem reglamentowanym. Miałem świadomość, że moje rodzeństwo i ja byliśmy wyjątkiem. Rodzice wspominali, że ludzie nieraz patrzyli na naszą gromadkę jak na patologię. Piątka dzieci? Alkoholizm i przemoc w rodzinie były oczywistym skojarzeniem.
A mimo to nawet taki buc jak ja dobrze się czuł, wiedząc, że za ścianą zawsze jest ktoś gotowy mu pomóc. Ella nie miała rodziny, a przynajmniej tak się czuła. Wow. Nowoczesny świat odbierał ludziom wszystko. Może angielski termin nuclear family miał dać nam wszystkim do myślenia? Rodzina nuklearna. Rodzina na wymarciu. Rodzina, która sama jest swoim końcem. Swoim unicestwieniem.
Rany, czułem, jak ogarnia mnie rosnący gniew. Może powinienem obejrzeć którąś z części Johna Wicka o niedoścignionym zabójcy i miłośniku psów. My kind of guy. Zmora uwielbiała strzelanki. I fajerwerki.
Ponieważ nie odpisywałem, Stalkella postanowiła bombardować mnie wiadomościami. Miałem je otworzyć? Kiedy to zobaczy, będzie wiedziała, że odczytałem wiadomości i piłeczka będzie po mojej stronie boiska.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju zajrzała Joda. Zmorka skorzystała z okazji i przecisnęła się do środka, żeby położyć się na moim łóżku.
– Nie wiem, czy debatujesz teraz o losach świata czy co, w każdym razie tak właśnie wyglądasz. Ale gdybyś potrzebował dodatkowej motywacji, żeby otworzyć te pieprzone WhatsAppy, coś ci przyniosłam. – Wyciągnęła w moim kierunku jakąś karteczkę.
Wziąłem, nie patrząc, co to jest.
– Skąd wiesz, że ich nie przeczytałem? – zainteresowałem się.
– Bo inaczej Ella korespondowałaby z tobą, a nie ze mną.
– A o czym tak sobie piszecie?
– Wymieniamy się dowcipami o facetach.
– O, a co tym razem spieprzył Jeremi?
– Zapomniał, że dziś minęło pół roku od dnia, w którym pierwszy raz zaprosił mnie do kina.
– Przecież wtedy jeszcze nie byliście razem.
– I co z tego? Dla mnie to była nasza pierwsza randka!
Zrobiłem sobie mentalną notatkę, żeby zapamiętać nasze pierwsze wspólne wyjście z Nutellą. Cholera, chyba go tak naprawdę nie było. Wszystkie były przypadkowe, udawane albo źle się kojarzyły.
– Okej. To rzuć jakimś dowcipem.
– Dlaczego tak trudno kobiecie znaleźć mężczyznę, który byłby wrażliwy, troskliwy i przystojny?
– No, oświeć mnie.
– Bo on przeważnie już ma chłopaka.
– Bardzo śmieszne.
– Dlaczego faceci lubią mądre kobiety?
Uniosłem brwi.
– Przeciwieństwa się przyciągają.
– Czy ty w ogóle znasz jakikolwiek zabawny kawał?
– Co powiedział Bóg, kiedy stworzył faceta?
Czekałem.
– Stać mnie na więcej.
– Wyobraź sobie, że znam ciąg dalszy. Kiedy Bóg stworzył kobietę, stwierdził: Wracamy do pierwowzoru.
Wybuchnęła śmiechem.
– Dobranoc, Jona. Przeczytaj kartkę.
– Dobranoc, Joda. Nie pij już więcej.
Z ciężkim westchnieniem i mimo woli się uśmiechając, zwróciłem się do mojej rottweilerki.
– Jak to dobrze, że chociaż ty mnie rozumiesz.
Mruknęła. Wziąłem to za dobrą monetę.
Kiedy spojrzałem na to, co przyniosła mi Joda, ze zdziwieniem odkryłem wczorajszą kartkę zdartą z kalendarza. Rodzice od lat trzymali na bufecie dwujęzyczny zdzierak Mały poradnik życia, który podobno zawierał rady, jakie spisał ojciec dla syna wyjeżdżającego na studia. Poniedziałkowa rada z dziewiątego grudnia brzmiała jak motto mojego dnia: „Podchodź do konfrontacji z otwartym umysłem i chęcią słuchania. Approach confrontations with an open mind and a willingness to listen”.
Znów westchnąłem, otworzyłem zieloną aplikację z białą słuchawką i wyświetliłem wiadomości od Elli.
Na wieść o zdjęciach szklanek się uśmiechnąłem, przy złotej poszetce – przestraszyłem, wyznaniem, że potrzebuje kogoś, żeby się nim leczyć i żeby go posiadać – wzruszyłem, a zapowiedzią biegania w nocy nad Wartą – przeraziłem.
Przełknąłem ślinę. Rodzice Elli byli nienormalni. Pomyślałem, że ona niedługo zwariuje z samotności, złości i żalu i w dodatku wpadnie w alkoholizm.
To dlatego miała takie podkrążone oczy. Nie spała i czekała. Zapraszała mnie na śniadanie. Poczułem ukłucie żalu, że tak długo miałem jej za złe ten cały teatr z Dominikiem. Myśl o wspólnym śniadaniu przyniosła wspomnienie poranka, kiedy się przy niej obudziłem. Ku swojemu przerażeniu odkryłem wtedy, że było w moim życiu niewiele rzeczy, które w tamtej chwili dorównywały poczuciu szczęścia, jakie mnie rozpierało.
Swoją drogą, to nie fair, że szczęście jest takie ulotne. Tak mogłaby to ująć moja osiemdziesięcioletnia babcia, pomyślałem. Oto efekt kontaktów z Ellą – postrzegałem życie z filozoficznym nastawieniem godnym staruszki i siedziałem w domu z psem, zamiast zdobywać świat. Żałosne? Owszem. I trzeba to było jak najprędzej zmienić.
Wróciłem do ostatniego mejla Elli.
Podrap ode mnie Zmorkę za uchem. Czy myślisz, że chciałaby trochę u mnie pomieszkać?
Może powinienem ją kiedyś odwiedzić ze Zmorą? Ciekawe czy Nutelli udałoby się ją ściągnąć z kanapy…
Postanowiłem ukrócić męki nas obojga i zacytowałem tej okropnej Beckównie jej własne słowa:
Jonasz: