To nie jest, do diabła, love story!. Julia Biel
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу To nie jest, do diabła, love story! - Julia Biel страница 4
ona bezkarnie dotyka twych włosów
odurzających i aksamitnych
chciałabym być łańcuszkiem na twojej szyi
tak blisko twej skóry rozgrzanej jak pustynia
i szyi apetycznej jak biała czekolada
chciałabym wrosnąć w ciebie jak tatuaż
który pachnie twoją krwią
i broni twojej piersi
być ubraniem, zegarkiem, płatkiem róży, który rozcierasz w palcach
lecz
niestety
jestem
tylko
człowiekiem
Dobranoc. Kurtyna.
eb
Życie jest do dupy. Było do dupy, jest do dupy i będzie do dupy.
Wszystkie laski są do dupy. Kiedyś byłem naiwny, ale potem szybko otrzeźwiałem. Zdrada Lily podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody. Z kostkami lodu.
Ella była upierdliwa, ale prawdziwa. Upierała się przy tym naszym idiotycznym układzie, który posypał się szybciej, niż się spodziewałem. I wcale nie posypał się przez jej starych, przez jej tak zwany plan, przez jej blokadę, nieufność czy zdziczałość.
Posypał się przez nią. W jednej chwili byłem wściekły na Lily i chciałem jej pokazać, że nic dla mnie nie znaczy, umawiałem się z kim popadnie, było mi totalnie wszystko jedno, kto mnie całuje i rozbiera. Nie szanowałem tych dziewczyn, bo one nie szanowały mnie.
Ale Ella była taka… trudna i wrażliwa. Niby nieprzystępna i chłodna, ale coś w niej natychmiast zareagowało na mnie. Na coś we mnie. A ja, pomimo stałego wkurwu na wszystkie dziwki tego świata, lubiłem z nią przebywać. Lubiłem doprowadzać ją do szału, widzieć, jak się czerwieni.
Nasz tak zwany układ sprawił, że dostałem pozwolenie, żeby jej dotykać, żeby ją całować. I to był bardzo zły pomysł. Uzależniłem się. Pieprzona piosenka dla nastolatek była o mnie. Nie mogłem przestać myśleć o tej dziewczynie, obsesyjnie pragnąłem wypełnić jej myśli, jej krtań, jej serce. Chciałem widzieć, jak się śmieje, chciałem, żeby usychała z tęsknoty za moim dotykiem.
A potem zapragnąłem uchronić ją przed jej pieprzoną rodziną, nienormalnym ojcem i nią samą. Zaczęło mi zależeć. Nawet nie wiem, kiedy zaczęło mi zależeć!!!
Dlaczego wtedy się nie odsunąłem, dlaczego jej nie odepchnąłem? Jak mogłem zakładać, że będę w stanie zderzyć się z Nutellą i przeżyć? Myślałem, że w nią zanurkuję i nie utonę? Chciałem z nią wyjechać, udawać przed jej kuzynką, babką, starymi? Całować ją i chłonąć, dotykać jej… i przeżyć? Wrócić do rzeczywistości? Odpuścić?
Ale na szczęście to ona obroniła mnie przed moją własną głupotą, zanim było za późno. Wyciągnęła nóż i wbiła mi go w plecy, w serce i w brzuch. Pięść jej brata idioty zadziałała wręcz ożywczo, krew przypomniała mi, że są pewne rany, które mogą się nigdy nie zabliźnić, więc lepiej uważać.
W piątek wywaliła mnie za drzwi. Pokazała, gdzie moje miejsce. A ja, debil skończony, powiedziałem jej, że chcę ją oswoić!!! Dobrze, że nie powiedziałem niczego więcej. Mogliby siedzieć we dwoje i nabijać się z durnia, który znów dał się nabrać.
Powiedziała, że się odezwie, kiedy ogarnie sytuację.
W niedzielę wieczorem napisała. Kilka żałosnych słów, jakie można by napisać do każdego. Pojechał, przepraszam. Spadaj, kretynie.
Mogła sobie darować dalsze mejle i WhatsAppy, bo nie zamierzałem przeczytać już nic więcej. W poniedziałek widziałem ją tylko z daleka, ale nawet z oddalenia dostrzegłem jej podkrążone oczy. Jeśli nie może spać, niech sobie weźmie do łóżka jakiegoś innego chętnego naiwniaka. Bo ja nie dam się nikomu okładać po twarzy.
Z tych przyjemnych myśli we wtorek wyrwał mnie łokieć Adama, który boleśnie wbił mi się w żebra.
– Stary, zaczynasz mnie wkurzać – syknął, kiedy matematyk odwrócił się do tablicy. – Jesteś dla mnie argumentem numer jeden, żeby trzymać się z daleka od lasek. Serio. Przez ciebie zostanę homo.
Uniosłem głowę i się uśmiechnąłem.
– Sorry, ale jeśli marzyłeś skrycie, żebym został twoim partnerem, to nie jestem jeszcze gotowy na takie eksperymenty – szepnąłem.
Nie wiedziałem, na co jestem gotowy, może na hipnozę, która pomogłaby mi wybić sobie z głowy pewną właścicielkę szarych oczu. I apetycznych piersi.
I nóg, długich pięknych nóg, które…
– Nie wiem, któremu z was mam ochotę przywalić, ale ponieważ jesteś moim kumplem, to chyba zacznę od niej – szepnął Adam.
– Daj spokój, to skomplikowane.
Czasem warto zacytować mądrość starszych sióstr.
– Co ci się stało?! – Adam wyraźnie był wkuty. – Jezu, stary, weź się ogarnij. Chcesz pogadać?
Popatrzyłem na niego, jakby go popieprzyło.
– Okej, no to będziesz dziś na treningu? – chciał wiedzieć.
– Jasne.
Nie miałem ochoty z nikim gadać. Chociaż nie, chętnie pogadałbym z Dominikiem, żeby mu powiedzieć, że świat to raczej trzeba chronić przed Ellą, a nie Ellę przed światem.
Że mnie trzeba chronić przed Ellą.
Zerknąwszy na ekran komórki, zauważyłem, że liczba nieodebranych wiadomości WhatsApp jeszcze wzrosła. Nie mogłem z jej powodu przestać korzystać z aplikacji. Może powinienem ją usunąć z kontaktów? Albo chociaż zablokować?
Dwadzieścia trzy wiadomości od Elli. I zmiana w miejscu jej zdjęcia profilowego, które dotąd było puste. Teraz ukazywało odkręcony słoik Nutelli. Z łyżeczką w środku.
Coś mnie ścisnęło w piersi tak bardzo, że przez chwilę nie byłem w stanie oddychać. Palec nad nieodebranymi wiadomościami zadrżał, ale nie uległ.
Gdybym raz jeszcze mógł dotknąć palcami jej warg… jej obojczyków…
I. Was. So. Fucking. Lost.
Gdy przed wyjściem ze szkoły po wieczornym treningu siatkówki sięgałem do szafki po kurtkę, na podłogę sfrunęła pojedyncza biała karteczka, na której ktoś napisał ślicznym charakterem osiem wersów. Przeczytałem.