To nie jest, do diabła, love story!. Julia Biel
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу To nie jest, do diabła, love story! - Julia Biel страница 5
Więc od dziś, tak od razu, na już
Jonasz Elli przeklętej jest stróż.
Zamrugałem. Przełknąłem ślinę. I szeroko się uśmiechnąłem.
To były najstraszniejsze rymy na świecie, które równocześnie porażały słodyczą. Nie zamieniłbym ich ani na malinowy chruśniak Leśmiana, ani na ekscentryczne piękno Dickinson.
Wsunąłem cudowną karykaturkę wierszyka do wewnętrznej kieszeni kurtki i z kartką na piersi powlokłem się do domu. Nałożyłem na siebie zakaz sprawdzania skrzynki mejlowej i zbliżania się do komórki, ale Joda zaskoczyła mnie zaraz po przekroczeniu progu mieszkania.
– Lily tu była – zameldowała. – I wydawała się bardzo rozczarowana, że cię nie ma.
– Mam nadzieję, że wywaliłaś ją na zbity pysk. – Poczułem, jak wzbiera we mnie fala wściekłości wymieszana z żółcią i jadem. Nie byłem świadom, że sama wzmianka o niej ciągle kosztuje mnie tyle emocji.
– Mnie nie było, tata ją przyjął. Podobno wypiła herbatę i zabrała jakąś książkę, którą ci pożyczyła.
Zacisnąłem powieki.
– Ojciec jest w domu? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
– Na spotkaniu wspólnoty mieszkaniowej.
– Powiedz, że nie wpuścił jej do mojego pokoju!
– Nie wiem, Jona. Ale jeśli nawet, to na pewno nie zostawił jej samej, nie przejmuj się.
Zamilkła na chwilę, jakby chciała się upewnić, że już mi przeszło, po czym uśmiechnęła się i dodała:
– Poza tym Ella prosiła, żebym – na wypadek gdybyś cieszył się dobrym zdrowiem, a nie gnił sześć stóp pod ziemią – przypomniała ci o pani Emily D. Podobno będziesz wiedział, o kogo chodzi. Więc właśnie ci przypominam i proszę, żebyście się pogodzili.
Komórka zawibrowała sygnałem WhatsAppa. Odczytałem wiadomość Jody. A może Emily. Czy raczej Elli.
Jestem nikim, nikim jestem.
Mamię słowem, ranię gestem.
Ruszasz ze mną na wygnanie,
czy wybierasz pożegnanie?
Westchnąłem ciężko i pomyślałem, że nie wytrzymałbym z Ellą na wygnaniu i postanowiłem odebrać mejle. Mojemu sercu to i tak nie zaszkodzi.
Nalałem sobie szklankę wody i powlokłem się do pokoju.
Na pierwszy rzut oka niczego nie brakowało, ale nie byłem w stanie powiedzieć tego ze stuprocentową pewnością. Zmora patrzyła na mnie niepewnie.
– Co z ciebie za pies obrończy, co? – ofuknąłem ją i wystawiłem za drzwi.
Proszę bardzo, nie byłem lepszy od Elli.
Opadłem na fotel przy biurku i uruchomiłem laptop, żeby przeczytać mejle od dziewczyny, która wywróciła moje życie do góry nogami. Nie wiedziałem, czy loguję się dlatego, że poprosiła mnie o to siostra, czy też potrzebowałem pretekstu, żeby otworzyć korespondencję. Prawda była taka, że czułem się jak narkoman na odwyku i potrzebowałem słów od Elli choćby w postaci elektronicznej.
Choćby już miały nic dla mnie nie znaczyć.
Wiadomości od niej przyjąłem nieufnie, jakby mogły zawierać wirusy, które sprawią, że znów zachoruję na Nutellę. Wiedziałem, że się na nią nie uodporniłem. Byłem czujny, ale bezbronny jak szczeniak, a jednak postanowiłem to sobie zrobić.
Postanowiłem się przekonać, co miała mi do powiedzenia.
Tłumaczyła się z tego, że mnie wyrzuciła. Jak zwykle słuchała kolejnych pościelowych piosenek. Przekonywała, że jestem kimś, kto mógłby ją uleczyć z popieprzenia.
Słodko.
Nie wiedziała, ile z tego, co się między nami zdarzyło, było na serio.
No to było nas dwoje. Ja też całkowicie zgłupiałem.
Ostatni mejl kończył się… wierszem. Stop, stop, stop. Postanowiłem na chwilę zatrzymać świat. Wow. To był drugi wiersz, jaki kiedykolwiek napisała do mnie dziewczyna (no dobra, trzeci, drugi znalazłem przecież w szkolnej szafce, a pierwszy dostałem w przedszkolu od Matyldy. Kilka dni wcześniej wypadł jej przedni ząb i trochę się wstydziła, kiedy dawała mi liścik po podwieczorku. Napisała: „LUBIĘ LODY I JONASZA BARDZIEJ NISZ NATASZA”). Tym razem wiersz Nutelli na szczęście nie zawierał rymów i musiałem przyznać, że wbił mnie w fotel.
Przekaz tego, co napisała, był taki prosty. Czy między jawą a snem w końcu jej prawdziwe uczucia wzięły górę i przyznała się do tego, że mnie potrzebuje? Że mnie pragnie? Te kilka linijek napisał ktoś, kto cierpiał z powodu tego, że nie może się zbliżyć do drugiej osoby. Że zazdrości takim rzeczom jak ubranie czy łańcuszek. Jak tatuaż. Ta dziewczyna potrafiła do mnie przemówić, jeśli chciała. „Lecz, niestety, jestem tylko człowiekiem”, kończył się wiersz, określając w duchu dekadenckim postawę podmiotu lirycznego, dla którego nadszedł czas zwątpienia i poczucia beznadziei. Myślę, że Brydzia postawiłaby mi za interpretację utworu piątkę z plusem.
Rymy ze szkolnej szafki, które wciąż tkwiły w wewnętrznej kieszeni zimowej kurtki, rozbawiły mnie, ale wiersz biały nadesłany mejlem – rozczulił. Dlaczego Ella była taka trudna? Dlaczego nie mogła wyluzować i założyć, że nie musi się mnie bać? „Wiem, że Dominik i ja jesteśmy popieprzeni. Nie proszę, żebyś to zrozumiał. Ale przy Tobie chwilami udawało mi się zapomnieć, że mam do zrealizowania szerszy plan”. No tak, jej plan. Plan, o który poszło jej ojcu. Plan, który realizowała jak korposzczur. Byłem wściekły na wszelkie plany. Jeśli dojdziemy z Ellą do porozumienia, zamówię jej kubek z napisem: JONASZ – NA SPONTANIE, NA ROZGRZANIE (w zestawie z koszulką I TRIED TO BE NORMAL ONCE. WORST TWO MINUTES OF MY LIFE).
Niezależnie od tego, że rozumiałem, jak bardzo rodzice spieprzyli im życie, i widziałem, że wyciągała rękę do zgody, nie miałem chęci jej wybaczać. No dobra, trochę miałem, ale czułem się urażony i wciąż trochę wściekły. Funkcjonowanie w dużej rodzinie nauczyło mnie tego, że sprawy trzeba załatwiać rozmową. Że nie można zdzielić brata, wystawić go na balkon, na korytarz, zamknąć w lodówce. Siostry potrafiły siedzieć w łazience całymi godzinami, co miało niewątpliwe plusy, ale przejściowo; łazienka po pewnym czasie okazywała się jednak potrzebna pozostałym członkom rodziny i trzeba było walczyć o swoje. Ella nie potrafiła rozmawiać. Może powinienem ją zapisać na jakieś warsztaty komunikacji interpersonalnej? Szybki risercz w internecie potwierdził istnienie na rynku tego rodzaju oferty. Mnóstwo firm proponowało zajęcia z nabywania „umiejętności skutecznej komunikacji dwustronnej pozwalającej na aktywne słuchanie oraz zrozumiałe komunikowanie skomplikowanych treści”. No proszę. Pod choinkę jak znalazł. Zaśmiałem się, kiedy wyobraziłem sobie jej minę, gdyby coś takiego ode mnie dostała. Myślę, że zarobiłbym patelnią w głowę jak Flynn Rajtar od Roszpunki w Zaplątanych.
Myślała