Dziady, część III. Адам Мицкевич

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dziady, część III - Адам Мицкевич страница 10

Dziady, część III - Адам Мицкевич

Скачать книгу

jaki blady!

      porywają Konrada

      Uspokój się…

      KONRAD

                        Stój! stójcie! – jam się z krukiem zmierzył —

      Stójcie – myśli rozplączę —

                        Pieśń skończę – skończę —

      słania się

      KS. LWOWICZ

      Dosyć tych pieśni.

      INNI

                        Dosyć.

      KAPRAL

                        Dosyć – Pan Bóg z nami —

      Dzwonek! – słyszycie dzwonek? – runt, runt pod bramami!

      Gaście ogień – do siebie!

      JEDEN Z WIĘŹNIÓW

      patrząc w okno

                        Bramę odemknęli —

      Konrad osłabł – zostawcie – sam, sam jeden w celi!

      Uciekają wszyscy

      SCENA II. IMPROWIZACJA

      KONRAD

      po długim milczeniu

      Samotność – cóż po ludziach, czy-m śpiewak dla ludzi?

      Gdzie człowiek, co z mej pieśni całą myśl wysłucha,

      Obejmie okiem wszystkie promienie jej ducha?

      Nieszczęsny, kto dla ludzi głos i język trudzi:

      Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie;

      Myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie,

      A słowa myśl pochłoną i tak drżą nad myślą,

      Jak ziemia nad połkniętą, niewidzialną rzeką.

      Z drżenia ziemi czyż ludzie głąb nurtów docieką.

      Gdzie pędzi, czy się domyślą? —

      Uczucie krąży w duszy, rozpala się, żarzy,

      Jak krew po swych głębokich, niewidomych cieśniach;

      Ile krwi tylko ludzie widzą w mojej twarzy,

      Tyle tylko z mych uczuć dostrzegą w mych pieśniach.

      Pieśni ma, tyś jest gwiazdą za granicą świata!

      I wzrok ziemski, do ciebie wysłany za gońca,

      Choć szklanne weźmie skrzydła35, ciebie nie dolata,

      Tylko o twoję mleczną drogę się uderzy;

      Domyśla się, że to słońca,

      Lecz ich nie zliczy, nie zmierzy.

      Wam, pieśni, ludzkie oczy, uszy, niepotrzebne; —

      Płyńcie w duszy mej wnętrznościach,

      Świećcie na jej wysokościach,

      Jak strumienie podziemne, jak gwiazdy nadniebne.

      Ty Boże, ty naturo! dajcie posłuchanie. —

      Godna to was muzyka i godne śpiewanie. —

      Ja mistrz!

      Ja mistrz wyciągam dłonie!

      Wyciągam aż w niebiosa i kładę me dłonie

      Na gwiazdach jak na szklannych harmoniki kręgach.

      To nagłym, to wolnym ruchem,

      Kręcę gwiazdy moim duchem.

      Milijon tonów płynie; w tonów milijonie

      Każdy ton ja dobyłem, wiem o każdym tonie;

      Zgadzam je, dzielę i łączę,

      I w tęcze, i w akordy, i we strofy plączę,

      Rozlewam je we dźwiękach i w błyskawic wstęgach. —

      Odjąłem ręce, wzniosłem nad świata krawędzie,

      I kręgi harmoniki wstrzymały się w pędzie.

      Sam śpiewam, słyszę me śpiewy —

      Długie, przeciągłe jak wichru powiewy,

      Przewiewają ludzkiego rodu całe tonie,

      Jęczą żalem, ryczą burzą,

      I wieki im głucho wtórzą;

      A każdy dźwięk ten razem gra i płonie,

      Mam go w uchu, mam go w oku,

      Jak wiatr, gdy fale kołysze,

      Po świstach lot jego słyszę,

      Widzę go w szacie obłoku.

      Boga, natury godne takie pienie!

      Pieśń to wielka, pieśń-tworzenie.

      Taka pieśń jest siła, dzielność,

      Taka pieśń jest nieśmiertelność!

      Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę,

      Cóż Ty większego mogłeś zrobić – Boże?

      Patrz, jak te myśli dobywam sam z siebie,

      Wcielam w słowa, one lecą,

      Rozsypują się po niebie,

      Toczą się, grają i świecą;

      Już dalekie, czuję jeszcze,

      Ich wdziękami się lubuję,

      Ich okrągłość dłonią czuję,

      Ich ruch myślą odgaduję:

      Kocham was, me dzieci wieszcze!

      Myśli moje! gwiazdy moje!

      Czucia moje! wichry moje!

      W pośrodku was jak ojciec wśród rodziny stoję,

      Wy wszystkie moje!

      Depcę was, wszyscy poeci,

      Wszyscy mędrce i proroki,

      Których wielbił świat szeroki.

      Gdyby chodzili dotąd śród swych dusznych36 dzieci,

      Gdyby wszystkie pochwały i wszystkie oklaski

      Słyszeli, czuli i za słuszne znali,

      I wszystkie sławy każdodziennej blaski

      Promieniami na wieńcach swoich zapalali;

      Z całą pochwał muzyką i wieńców ozdobą,

      Zebraną z wieków tyla i z pokoleń tyla,

      Nie czuliby własnego szczęścia, własnej mocy

      Jak ja dziś czuję w tej samotnej nocy:

      Kiedy sam śpiewam w sobie,

      Śpiewam samemu sobie.

      Tak! – czuły jestem, silny jestem i rozumny. —

      Nigdym nie czuł, jak w tej chwili —

      Dziś

Скачать книгу


<p>35</p>

szklanne… skrzydła – obrazowo w znaczeniu: teleskop. [przypis redakcyjny]

<p>36</p>

dusznych – duchowych. [przypis edytorski]