Emancypantki. Болеслав Прус
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Emancypantki - Болеслав Прус страница 45
Potem – zdawało jej się, że mówi do córki:
„Jakaś ty szczęśliwa, Helu, mając męża brzydkiego i energicznego!… Moi dwaj byli bardzo piękni, ale za słabi dla mnie, a to jest przyczyną, że zmarnowałam życie… Twój mąż będzie szalał za tobą, ale nie pozwoli na żaden wybryk…”.
Pani Latter znowu otworzyła oczy i znowu zamiast bogatej sali, gdzie królowała jej córka, zobaczyła swój gabinet. Nagle przyszła jej myśl:
„A jeżeli Helenka nie wyjdzie za Solskiego?”.
Twarz pani Latter skurczyła się, a w oczach błysnął gniew, prawie nienawiść.
– Wolałaby mnie zabić… – szepnęła.
Pani Latter już nie mogła pogodzić się z myślą, że jej córka nie wyjdzie za Solskiego, w dodatku – bardzo prędko. Helenka musi w tych czasach zrobić świetną karierę, bo – od tego zależała przyszłość Kazia.
Troska o pana Kazimierza była cierniem, którego nic nie mogło wyrwać z duszy matki. Pani Latter czuła, że dla jej zupełnego szczęścia potrzeba, ażeby syn zajął kiedyś stanowisko między najznakomitszymi świata i był równy jeżeli nie Napoleonowi, to przynajmniej Bismarckowi. Zwątpiłaby o boskiej sprawiedliwości, gdyby syn prędzej czy później nie posiadał nie tylko majątku, sławy i władzy, ale jeszcze tych przymiotów, które wybraną jednostkę wynoszą ponad zwykłych śmiertelników. To zaś ją truło, to spędzało sen z powiek, że nie mogła wyobrazić sobie: jakim sposobem syn dojdzie do upragnionego stanowiska? Oczywiście powinien wyjechać za granicę, najlepiej do którego z niemieckich uniwersytetów, gdzie często w audytorium można spotkać się z książętami panujących domów. A niechby się tylko zetknął Kazio z takim młodym mocarzem, już tamten nie puści go od siebie – i kariera gotowa!… Na nieszczęście, na zagranicę trzeba pieniędzy, dużo pieniędzy, a pani Latter nie wątpiła, że sama już ich nie wypracuje.
Więc skąd pieniądze dla Kazia?… Oczywiście jest jeden tylko sposób: ażeby Helenka jak najprędzej wyszła za Solskiego. Krocie Solskiego, jego związki rodzinne i znajomości za granicą były szczeblami, po których miał wejść pan Kazimierz na przeznaczoną mu wyżynę.
Pani Latter znowu zaczęła marzyć. Nie jestże w tym oczywisty palec Opatrzności, że Ada wzięła do Włoch Helenkę, w której teraz zakochał się Solski?… A czy mógłby trafić się podobny wypadek, gdyby Ada wcześniej zostawszy sierotą nie weszła na jej pensję, gdyby pani Latter nie straciła majątku i nie zajęła się wychowywaniem obcych dzieci?…
Był to cudowny łańcuch wydarzeń, który ciągnął Kazimierza na jakiś szczyt już wówczas, kiedy o tym jeszcze nie myślała jego matka. Ten szereg cudów spełniał się w jej oczach; więc dlaczego nie miałby się spełnić jeszcze jeden cud… Do wakacyj jest przecie trzy miesiące: przez ten czas Helenka wyjdzie za mąż, a Kazio od wakacyj wyjedzie za granicę.
Dziś wyjechać nie może. Gdyby bowiem pani Latter dała synowi potrzebne pieniądze, groziłoby jej bankructwo przed końcem szkolnego roku.
– Cudu!… cudu!… – szeptała pani Latter wznosząc oczy do nieba i pobożnie składając ręce. Nagle wstąpiła w nią nadzieja: uczuła, że niebo musi wysłuchać próśb matki błagającej za synem.
21. Rzeczywistość
W tej chwili zapukano do drzwi gabinetu raz i drugi. Pani Latter ocknęła się z marzeń i spojrzała na zegar.
– Jedenasta wieczór – rzekła. – Cóż się stało? Proszę…
Weszła panna Howard. Miała tak nieśmiałe ruchy i tak skromnie spuszczone oczy, że pani Latter zaniepokoiła się.
– Cóż – odezwała się cierpko – czy znowu uczennice chcą wypędzić jakiego nauczyciela?
Panna Howard zarumieniła się po swojemu.
– Nie może pani zapomnieć wypadku z Dębickim – odparła cicho. – Przecież stało się to przez wzgląd na panią… Pani nie cierpiała tego człowieka…
– A, panno Klaro, mogłaby pani zostawić mi swobodę przynajmniej w nielubieniu kogoś! – wybuchnęła pani Latter. – Cóż pani znowu przynosi?
Nieśmiałość panny Howard znikła.
– Więc to jest podziękowanie za moją życzliwość? – zawołała. – Od tej chwili – mówiła szyderczym tonem – może pani być pewną, że do osobistych jej spraw mieszać się nie będę, choćby…
– Zatem obecnie przyszła pani nie w moim interesie? Chwała Bogu.
– Zgadła pani. Sprowadziła mnie tu niedola osoby trzeciej, będąca zarazem wielką sprawą czy wielką niesprawiedliwością społeczną.
– Sądzi pani, że mam odpowiednią władzę? – zapytała pani Latter.
– Władzę?… nie wiem. Prędzej obowiązek. Joasia znajduje się w stanie… – dokończyła cicho panna Howard.
Pani Latter drgnęły usta. Nie zmieniając jednakże tonu odparła:
– Czy tak?… Winszuję.
– Winszuje pani… swemu synowi…
Pani Latter pożółkła, usta i powieki zaczęły jej drżeć.
– Pani chyba ma gorączkę, panno Klaro – odparła stłumionym głosem. – Czy pani zastanowiła się, co pani mówi?… Gubi pani, prawda że szaloną, ale w gruncie niezłą dziewczynę, powtarzając jakieś plotki bezsensowne… Przecież Joanna ciągle bawi się, bywa między ludźmi… Jest nawet w przyszłym tygodniu gospodynią jakiegoś rautu…
– Nie może robić inaczej – rzekła panna Howard wzruszając ramionami. – Przyjdzie jednak czas…
Pani Latter chwilę patrzyła na nią drżąc z gniewu. Spokój panny Howard doprowadzał ją do szału.
– Co pani mówi?… Co to jest?… Co to wreszcie mnie obchodzi?… Na żądanie pani wydaliłam Joannę… już nie jest na mojej pensji, więc… co mnie po tych nowinach?…
– Ależ sprawa ta obchodzi syna pani…
– Mego syna?… – zawołała pani Latter. – Chcesz pani wmówić we mnie, że gdy jakiejś guwernantce podoba się mieć wypadek w życiu, to ja będę za to odpowiadała?… O Joasi jest kłamstwo, ale nawet choćby tak było, kto ma prawo zaczepiać mego syna?…
– Naturalnie, że jego ofiara.
– Cha… cha… cha! Joasia ofiarą mego syna… Ja zaś mam zostać protektorką młodej osoby, która od roku spacerowała po mieście bez mojej wiedzy… Powtarzam: nie wierzę w to, co pani mówi o Joasi; ale choćby tak… to ja chyba powinna bym najpóźniej dowiedzieć się o tym, jak mój syn był zapewne ostatnim w tej awanturze, jeżeli się naprawdę w nią zaplątał.
Panna