TELEFON OD ANIOŁA. Guillaume Musso
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу TELEFON OD ANIOŁA - Guillaume Musso страница 6
Przestraszony Charly upuścił swoją tacę i zaczął płakać.
Co za kretynka! – zdenerwował się Jonathan, z trudem podnosząc się z posadzki.
– Nie może pani uważać?! – krzyknął.
Co za idiota! – zdenerwowała się Madeline, uświadamiając sobie, co się stało.
– Bo to moja wina, tak?! To raczej pan powinien uważać! – wykrzyknęła, wiedząc, że najlepszą obroną jest atak. Podniosła z podłogi telefon, torebkę i klucze.
Jonathan pochylił się ku przestraszonemu synkowi, żeby go uspokoić, i podniósł kanapkę w celofanowym opakowaniu, butelkę wody i swoją komórkę.
– Ja pierwszy zauważyłem ten stolik! – oburzył się. – Już prawie siedzieliśmy, kiedy nagle zwaliła się pani na nas jak meteoryt z kosmosu…
– Chyba pan żartuje?! To ja pierwsza go zauważyłam!
Złość podkreśliła jej angielski akcent, do tej pory niezauważalny.
– Tak czy inaczej, pani jest sama, a ja mam pod opieką dziecko.
– Ładne mi usprawiedliwienie! Dlaczego niby fakt posiadania dzieciaka daje panu prawo atakowania mnie… I jeszcze zniszczył mi pan bluzkę! – dodała Madeline z żalem, zauważając z przodu wielką plamę z czerwonego wina.
Speszony Jonathan pokręcił głową i wzniósł oczy do nieba. Chciał zaprotestować, ale Madeline była szybsza.
– A poza tym wcale nie jestem sama! – wykrzyknęła, zauważając Raphaëla.
Jonathan wzruszył ramionami i wziął Charly’ego za rączkę.
– Chodź, pójdziemy gdzie indziej… Idiotka! – rzucił, wychodząc z restauracji.
*
Samolot linii Delta, lot numer 4565 do San Francisco, wystartował z Nowego Jorku o siedemnastej. Jonathan tak się cieszył ze spotkania z synem, że czas minął mu bardzo szybko. Od chwili kiedy jego rodzice się rozeszli, Charly chorobliwie bał się latać samolotem. Nie był w stanie podróżować sam, nie umiał też zasnąć podczas lotu. Tak więc przez siedem godzin podróży ojciec z synem cały czas rozmawiali, opowiadając sobie różne śmieszne historie, a także obejrzeli po raz dwudziesty na ekranie laptopa Zakochanego kundla, delektując się lodami Häagen-Dazs w maleńkich pojemniczkach. Do takiego deseru mieli prawo tylko pasażerowie biznes class, ale wyrozumiała stewardesa, którą rozczuliła twarzyczka Charly’ego i niezręczny wdzięk jego tatusia, z prawdziwą przyjemnością złamała tę zasadę.
Samolot linii Air France, lot numer 29, opuścił lotnisko JFK o wpół do szóstej. W ciszy i komforcie biznes class – Raphaël faktycznie nie robił niczego połowicznie – Madeline włączyła aparat fotograficzny i poszukała zdjęć z nowojorskiej eskapady. Przytuleni do siebie, z satysfakcją oglądali uwiecznione w aparacie cyfrowym chwile z tej prawie poślubnej podróży. Potem Raphaël zapadł w drzemkę, a Madeline obejrzała po raz dziesiąty wybraną z listy propozycji linii lotniczych starą komedię Lubitscha Sklep za rogiem.
Dzięki różnicy czasu nie było nawet dziewiątej wieczór, kiedy samolot Jonathana dotarł do San Francisco.
Wreszcie uspokojony Charly zasnął na rękach ojca, gdy tylko wyszli z samolotu. Jonathan zaczął wypatrywać swego przyjaciela Marcusa, z którym prowadził mały francuski bar w samym centrum North Beach. Marcus miał po nich wyjechać. Jonathan stanął na palcach, żeby spojrzeć ponad głowami ludzi.
– No cóż, zdziwiłbym się, gdyby ten luzak zjawił się tu punktualnie! – mruknął.
W końcu postanowił sprawdzić, może ma jakąś wiadomość od przyjaciela na komórce. Gdy tylko wyłączył tryb samolotowy, na ekranie pojawił się długi SMS.
Witaj w Paryżu, kochanie! Mam nadzieję, że wypoczęłaś podczas lotu i że Raphaël zbytnio nie chrapał ;-) Przepraszam za to, co Ci nagadałam. Naprawdę bardzo się cieszę, że wychodzisz za mąż i że wreszcie znalazłaś mężczyznę, który uczyni Cię szczęśliwą. Obiecuję, że potraktuję swoją rolę druhny z powagą i szacunkiem! Twoja wierna przyjaciółka, Juliane
Co to za bzdury?! – zdziwił się Jonathan, czytając wiadomość jeszcze raz. Jakiś głupi żart Marcusa? Po chwili jednak zaczął oglądać uważnie komórkę: tak, to taki model jak jego, ten sam kolor, ale… to cudzy telefon! Szybki rzut oka na pocztę elektroniczną uświadomił mu, że aparat należy do niejakiej Madeline Greene, zamieszkałej w Paryżu.
Cholera! To telefon tej kretynki, która wpadła na mnie na lotnisku w Nowym Jorku! – zaklął w myślach.
Madeline popatrzyła na zegarek, tłumiąc ziewnięcie. Wpół do siódmej rano. Lot trwał niewiele dłużej niż siedem godzin, ale z powodu różnicy czasu samolot wylądował w Paryżu w sobotę rano. Roissy budziło się pospiesznie do życia. Tak jak w Nowym Jorku, mimo wczesnej pory i tu było pełno wczasowiczów oczekujących w hali odlotów.
– Jesteś pewna, że chcesz iść dzisiaj do pracy? – spytał Raphaël, kiedy stali przed pasem transmisyjnym, czekając na walizki.
– Oczywiście, kochanie! – odpowiedziała Madeline, włączając komórkę, żeby sprawdzić pocztę. – Założę się, że mam już mnóstwo zamówień!
Najpierw wysłuchała swojej automatycznej sekretarki, na której jakiś zupełnie nieznany jej zaspany głos z zaciągającym akcentem zostawił dziwną wiadomość:
Witaj, Jon, tu Marcus. Ee… Mam mały kłopot z samochodem, wycieka olej z czwórki… Dobra, wyjaśnię ci później. Chcę tylko powiedzieć, że pewnie się trochę spóźnię. Wybacz…
Co to za historia? – zdziwiona Madeline wyłączyła sekretarkę. Czyżby ktoś pomylił numery? Hm…
Zaczęła przyglądać się swojemu telefonowi. Ta sama marka, ten sam model, ale… to nie była jej komórka.
– Cholera! – wykrzyknęła zdenerwowana. – To telefon tego idioty, który wpadł na mnie na lotnisku w Nowym Jorku!
2
Dwa różne życia
To straszne zostać samemu, kiedy było się parą.
Paul Morand
Jonathan wysłał pierwszego SMS-a…
Mam Pani telefon, czy Pani ma mój? Jonathan Lempereur
…na który Madeline odpowiedziała prawie natychmiast:
Tak, mam! Gdzie Pan jest? Madeline Greene
W San Francisco, a Pani?
W Paryżu :(
Co teraz zrobimy?
Chyba