TELEFON OD ANIOŁA. Guillaume Musso

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу TELEFON OD ANIOŁA - Guillaume Musso страница 7

TELEFON OD ANIOŁA - Guillaume Musso

Скачать книгу

adres: Le Jardin Extraordinaire, 3 bis rue Delambre, Paris XIV.

      Jest Pani kwiaciarką, czy tak? Ma Pani pilne zamówienie od jakiegoś Olega Mordhorova: dwieście czerwonych róż wysłać do teatru Châtelet dla aktorki, która się rozbiera w trzecim akcie. Moim zdaniem to nie jest jego żona…

      Jakim prawem przeczytał Pan moje wiadomości?

      Przecież chcę Pani wyświadczyć przysługę!

      Widzę, że jest Pan tak samo bezpośredni w mowie, jak i w piśmie! A więc posiada Pan restaurację, Jonathanie?

      Tak.

      W takim razie ten lokalik ma nową rezerwację: jutro wieczorem, stolik na dwie osoby, dla państwa Strzechowskich. O ile dobrze zrozumiałam, bo nagranie było bardzo złej jakości…

      Dziękuję. Dobranoc Pani.

      W Paryżu jest siódma rano…

      Jonathan pokręcił głową, zirytowany, i wsunął komórkę do wewnętrznej kieszeni marynarki. Co za okropna baba!

      *

      San Francisco

      21.30

      Jaskrawoczerwona stara renówka zjechała z drogi numer 101 do centrum miasta. Wlokła się jak żółw po Embarcadero, sprawiając wrażenie, jakby poruszała się w zwolnionym tempie. Mimo że ciepły nawiew był nastawiony na maksimum, szyby kompletnie zaparowały.

      – W końcu kiedyś nas rozwalisz tym rupieciem! – jęknął Jonathan wciśnięty w siedzenie pasażera.

      – Ależ to doskonały wóz! – odparł Marcus. – Żebyś wiedział, jak ja o niego dbam!

      Pozlepiane, nastroszone włosy, zjeżone brwi, niegolona od osiemnastu dni broda i opadające jak u Droopy’ego powieki – Marcus wyglądał jak teleportowany tu z czasów prehistorycznych, a niekiedy nawet jak przybysz z innej planety. Tonął w zbyt szerokich spodniach, hawajską koszulę miał rozpiętą do pępka, a jego rachityczna sylwetka wydawała się nienaturalnie skręcona na siedzeniu samochodu. Na nogach miał stare japonki. Prowadził tylko jedną stopą, piętą wciskając sprzęgło, a palcami stóp manipulując na zmianę pedałem gazu i hamulcem.

      – A ja bardzo lubię samochód wujka Marcusa! – wykrzyknął z entuzjazmem Charly, skacząc po tylnym siedzeniu.

      – Dzięki, staruszku! – odpowiedział Marcus, mrugnąwszy okiem w kierunku chłopca.

      – Charly! Zapnij pas i przestań wariować! – rozkazał synkowi Jonathan, po czym spojrzał na przyjaciela i zapytał: – Byłeś w restauracji dziś po południu?

      – Eee… Przecież dziś zamknięte…

      – Ale czy przynajmniej przyjąłeś dostawę kaczek?

      – Jakich kaczek?

      – Kaczych udek i rukoli, które Bob Woodmark przywozi nam w każdy piątek!

      – Och! Wiedziałem, że o czymś zapomniałem!

      – Do jasnej cholery! – zdenerwował się Jonathan. – Zapomniałeś o jedynej rzeczy, o której miałeś pamiętać!

      – To przecież nie takie straszne… – zaczął usprawiedliwiać się Marcus.

      – Właśnie że straszne! Nawet jeśli Woodmarka trudno znieść, pamiętaj, że najlepsze nasze produkty pochodzą z jego fermy! Jeśli zorientuje się, że o nim zapomniałeś, wkurzy się i nie będzie chciał z nami więcej współpracować. Podjedź pod restaurację! Założę się, że zostawił dostawę przy tylnym wejściu.

      – Mogę to sprawdzić sam! – powiedział Marcus uspokajająco. – Na razie was odwiozę, a potem…

      – Nie! – przerwał mu Jonathan. – Jesteś leniem, na którego nie można liczyć, muszę wziąć sprawy w swoje ręce…

      – Ale mały jest zmęczony!

      – Wcale nie! – zawołał Charly. – Ja też chcę jechać najpierw do restauracji!

      – Więc postanowione! – uciął Jonathan. – Zjedź na poziomie Trzeciej Ulicy – dodał, wycierając zaparowaną przednią szybę własnym rękawem.

      Ale renówka nie lubiła gwałtownych zmian trasy. Wąskie opony słabo przylegały do szosy i nagły skręt o mało nie zakończył się wywrotką.

      – Nawet nie umiesz prowadzić tego grata! Prawie nas zabiłeś, do cholery! – wrzasnął Jonathan.

      – Robię, co mogę! – odkrzyknął Marcus, wychodząc na prostą pośród rozpaczliwego pisku klaksonów.

      Na biegnącej pod górę Kearney Street stary samochód odzyskał powoli równowagę.

      – To widok mojej siostry doprowadził cię do tego stanu? – spytał Marcus po dłuższej chwili.

      – Francesca jest zaledwie twoją przyrodnią siostrą! – poprawił go Jonathan.

      – Co u niej słychać?

      Jonathan rzucił Marcusowi wrogie spojrzenie.

      – Jeśli wydaje ci się, że rozmawialiśmy…

      Marcus wiedział, że to śliski temat, i nie naciskał więcej. Skupił się na drodze, żeby bez dalszych przeszkód dojechać do Columbus Avenue i zaparkować swoje ulubione autko przed restauracją French Touch, na rogu Union i Stockton Street.

      Tak jak Jonathan się domyślał, Bob Woodmark zostawił towar przy tylnych drzwiach. Chwycili skrzynki i wsunęli je do chłodni, sprawdziwszy przedtem, czy główna sala jest w porządku.

      French Touch była francuskim przyczółkiem w sercu North Beach, włoskiej dzielnicy San Francisco. Małe, ale przytulne wnętrze udekorowano na wzór francuskiego bistra z lat trzydziestych ubiegłego wieku. Boazerie, rzeźbiony sufit, podłoga z kafelków tworzących mozaikę, wielkie secesyjne lustra, stare afisze przedstawiające Josephine Baker, Maurice’a Chevaliera i Mistinguett. Restauracja serwowała dania tradycyjnej kuchni francuskiej, proste i bezpretensjonalne. Na czarnej tablicy wiszącej na ścianie można było przeczytać: ślimaki w cieście francuskim z miodem, pierś kaczki z pomarańczami, briosza z kremem…

      – Tato, mogę dostać loda? – spytał Charly, siadając przy błyszczącym cynowym bufecie zajmującym całą boczną ścianę głównej sali.

      – Nie, skarbie. Zjadłeś tonę lodów w samolocie. Poza tym o tej porze powinieneś dawno spać.

      – Ale przecież mam ferie…

      – No, Jonathan, odpuść dziecku! – dorzucił Marcus.

      – Ty się nie wtrącaj!

      – Ale przecież to Boże Narodzenie!

      – Para dzieciaków! – Jonathan nie mógł powstrzymać

Скачать книгу