Mesjasz Diuny. Frank Herbert
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Mesjasz Diuny - Frank Herbert страница 4
– Księżno, wiem, czego najgoręcej pragniesz od Imperatora – powiedział Edryk.
– A kto tego nie wie? – odparła Irulana.
– Pragniesz być założycielką królewskiej dynastii. – Edryk puścił jej odpowiedź mimo uszu. – Jeśli nie przystaniesz do nas, to się nigdy nie zdarzy. Ręczę słowem jasnowidza. Imperator poślubił cię z powodów politycznych, lecz nigdy nie będziesz dzielić z nim łoża.
– Znalazł się prorok podglądacz. – Irulana uśmiechnęła się szyderczo.
– Imperator jest bardziej mężem swojej fremeńskiej konkubiny niż twoim! – wycedził Edryk.
– A ona nie daje mu następcy – stwierdziła Irulana.
– Rozum pierwszy pada ofiarą gwałtownych emocji – mruknął Scytale. Wyczuwał gniew ogarniający księżną, ujrzał jednak, że jego ostrzeżenie odnosi skutek.
– Nie daje mu następcy – głos Irulany trzymał miarę pozornego spokoju – bo ukradkiem aplikuję jej środek antykoncepcyjny. Czy to wyznanie wam wystarczy?
– To coś, czego Imperator nie powinien wykryć – rzekł Edryk z uśmiechem.
– Mam dla niego kłamstwa na podorędziu – powiedziała Irulana. – Co z tego, że ma zmysł prawdy, skoro niektóre kłamstwa łatwiej przełknąć niż prawdę.
– Dokonaj wyboru, księżno – rzekł Scytale – tylko weź pod uwagę, co cię chroni.
– Paul traktuje mnie przyzwoicie. Zasiadam w jego radzie.
– Czy jako księżna małżonka w ciągu dwunastu lat zaznałaś z jego strony choć odrobinę czułości? – zapytał Tleilaxanin.
Pokręciła głową.
– Dzięki fremeńskiej hołocie pozbawił twego ojca władzy, poślubił cię, żeby zapewnić sobie prawo do tronu, ale nie koronował – powiedział Edryk.
– Edryk próbuje wpłynąć na ciebie, księżno, za pomocą emocji – rzekł Scytale. – Czy to nie interesujące?
Spojrzawszy na maskaradnika, Irulana dostrzegła zuchwały uśmiech i uniosła brwi w odpowiedzi. Scytale zauważył, że już w pełni zdała sobie sprawę, że jeśli zostawi Edrykowi wpływ na tę naradę, wspólne chwile, elementy tego spisku da się, być może, ukryć przed proroczą wizją Paula. Gdyby jednak odmówiła uczestnictwa…
– Nie wydaje ci się, księżno – podjął Tleilaxanin – że Edryk ma przesadny wpływ na naszą konspirację?
– Zapowiedziałem – podkreślił sternik – że z góry przyklasnę najlepszemu pomysłowi, jaki przyjdzie nam tutaj do głowy.
– A kto wybierze ten najlepszy? – zapytał Scytale.
– Chcesz, żeby księżna odleciała, nie przystąpiwszy do nas? – zaperzył się Edryk.
– Chce, żeby przystąpiła całym sercem – warknęła matka wielebna. – Nie potrzeba nam zdrajcy na pokładzie.
Scytale spostrzegł, jak Irulana rozluźnia mięśnie w pozie medytacji, z dłońmi schowanymi w rękawach szaty. „Myśli o przynęcie zarzuconej przez Edryka: założycielka królewskiej dynastii! – stwierdził. – Rozważa, co spiskowcy mają w zanadrzu, żeby trzymać ją w szachu. Ma wiele rzeczy do rozważenia”.
– Scytale’u – odezwała się po chwili – mówi się, że Tleilaxan obowiązuje osobliwy kodeks honorowy: wasze ofiary muszą zawsze mieć szansę ocalenia.
– Jeśli tylko ją dostrzegą – przytaknął maskaradnik.
– Jestem ofiarą? – zapytała.
Scytale parsknął śmiechem. Matka wielebna głośno prychnęła.
– Bez obawy, księżno – rzekł Edryk z łagodną wymówką – ty już należysz do nas. Czyż nie szpiegujesz na dworze imperialnym dla przełożonych Bene Gesserit?
– Paul wie, że informuję moje nauczycielki – odparła.
– Ale dostarczasz im propagandowej amunicji przeciwko twojemu Imperatorowi – powiedział gildianin.
„Nie »naszemu« Imperatorowi – zauważył Scytale. – »Twojemu« Imperatorowi. Irulana jest zbyt dobrą Bene Gesserit, żeby przegapiła to przejęzyczenie”.
– Chodzi o moce i o to, jak można ich użyć – powiedział, zbliżając się do zbiornika gildianina. – My, Tleilaxanie, uważamy, że w całym wszechświecie jest tylko nienasycony głód materii, że tylko energia jest naprawdę stała. I energia się uczy. Słuchaj bacznie, księżno: energia się uczy. To właśnie nazywamy mocą.
– Nie przekonaliście mnie, że jesteśmy w stanie pokonać Imperatora – stwierdziła Irulana.
– Nawet nie przekonaliśmy siebie – rzekł Scytale.
– Gdziekolwiek się obrócić – powiedziała Irulana – objawia swoją moc. Kwisatz Haderach, ten, który jest w wielu miejscach naraz. Mahdi, którego byle zachcianka jest świętym przykazaniem dla misjonarzy kwizaratu. Mentat, którego kalkulacyjny umysł przewyższa najpotężniejsze komputery starożytności. Muad’Dib, z którego rozkazu legiony Fremenów pustoszą planety. Ma proroczy wzrok, którym widzi przyszłość. Ma genotyp, który my, Bene Gesserit, wymarzyłyśmy sobie…
– Znamy jego przymioty – przerwała jej matka wielebna. – I wiemy, że Zły Duch, jego siostra Alia, ma taki genotyp. Ale oni są też ludźmi, oboje. Zatem mają i słabe strony.
– Gdzie są te ludzkie słabe strony? – zapytał maskaradnik. – Mamy ich szukać w religijnym ramieniu jego dżihadu? Czy kwizarzy Imperatora dadzą się zbuntować przeciwko niemu? A co z przedstawicielską władzą wysokich rodów? Czy Zgromadzenie Landsraadu może zrobić coś więcej, niż tylko podnosić krzyk?
– Proponuję Konsorcjum Honnete Ober Advancer Mercantiles. – Edryk obrócił się w swoim zbiorniku. – KHOAM znaczy biznes, a biznes idzie za zyskiem.
– A może matka Imperatora? – rzekł Scytale. – Lady Jessika, o ile wiem, nie rusza się z Kaladanu, lecz pozostaje w stałym kontakcie z synem.
– Podstępna suka – powiedziała Mohiam spokojnie. – Przeklinam się za to, że ją wyszkoliłam.
– Nasz spisek wymaga narzędzia – powiedział Scytale.
– Jesteśmy więcej niż spiskowcami – odparła matka wielebna.
– O tak – zgodził się Scytale. – Jesteśmy pełni energii i szybko się uczymy. Dlatego stanowimy tę jedyną niepłonną nadzieję, to niezawodne zbawienie ludzkości. – Używał trybu absolutnej pewności, co w ustach Tleilaxanina mogło być, i zapewne było, wyrazem krańcowej ironii.
Wyglądało na to, że