Hotel 69. Sonia Rosa

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hotel 69 - Sonia Rosa страница 16

Автор:
Серия:
Издательство:
Hotel 69 - Sonia Rosa

Скачать книгу

– To wszystko między nami trwa na tyle długo, że musimy zdecydować – robimy kolejny krok czy dajemy sobie z tym spokój.

      – Czemu? Czemu musimy decydować? Nie może zostać tak, jak jest?

      – Chcę cię zobaczyć. Dotknąć, pocałować.

      – Mówiłam ci, że nie jestem…

      – Zdecyduj się, Weronika. Spotkanie albo koniec tych bezsensownych pogawędek! – wszedł jej w słowo.

      – Nigdy wcześniej tak ze mną nie rozmawiałeś – powiedziała z wyrzutem. – Ostro, bezkompromisowo, niemiło…

      – Bo zazwyczaj w trakcie naszych pogawędek robię sobie dobrze, nie myśląc o niczym innym, ale dzisiaj… Szukam kobiety, Wera. Na stałe i na poważnie. Do pogadania, spędzenia razem wolnego dnia, wypicia porannej kawy. Zamknąłem za sobą rozdział pod tytułem nieudane małżeństwo, przez jakiś czas lizałem rany, ale teraz chciałbym zacząć od nowa. Ale ty najwyraźniej nie jesteś zainteresowana? – zapytał.

      – Nie wiem – powiedziała po dłuższej chwili milczenia.

      – To się dowiedz. A tymczasem miłego wieczoru.

      – I tyle? Zamierzasz się rozłączyć?

      – A masz mi coś konkretnego do powiedzenia?

      – Myślałam, że oboje lubimy te sprośne pogawędki. Że sekstelefon to tylko zabawa.

      – Bez przyszłości? Czego ty się aż tak boisz albo co przede mną ukrywasz, Wera?

      – Niczego nie ukrywam.

      – Jesteś pewna? Słuchaj, a może ty wróciłaś do tego twojego kolesia, damskiego boksera, co? O to chodzi?!

      – Nie wróciłam do Arka, co ty w ogóle mówisz?! Bił mnie, pamiętasz?!

      – Cóż, z tego, co zauważyłem, niektóre kobiety całkiem lubią takie klimaty – rzucił kąśliwym tonem.

      Chwilę później zrozumiał, że przegiął i zaczął przepraszać, ale ona zdążyła się już rozłączyć, a kiedy ponownie wybrał jej numer, nie odbierała.

      – Kurwa mać – zaklął pod nosem, ciskając telefon na łóżko.

      * * *

      Zadzwoniła przed północą. Brzmiała tak, jakby była lekko pijana i po chwili zaczęła płakać.

      – Nie masz pojęcia, jak wyglądało moje życie z Arkiem. Jak mnie bił, wyzywał, jak mną pomiatał… Coś mi mówi, że tobie mogę ufać, ale tak bardzo się boję… Marcel? Jesteś tam? Boję się, słyszysz?

      – Słyszę – powiedział. – Ale mam dość spuszczania się w chusteczkę i całego tego niby-związku – dodał. – Równie dobrze mógłbym się związać z sekslalką.

      – Jesteś obrzydliwy! – syknęła, po chwili jednak parsknęła nerwowym śmiechem. – Sekslalka nie powiedziałaby ci tylu świństewek, co ja.

      – Tu pewnie masz rację – mruknął.

      – Jestem naga. Dla ciebie.

      – To miłe. Wyślesz ememesa?

      – Mam lepszy pomysł… Przyjedź do mnie.

      „Jest środek nocy” – miał na końcu języka, ale szybko zrozumiał, że ona właśnie zebrała się na odwagę i taka okazja może się prędko nie powtórzyć. Dlatego w pośpiechu założył bluzę, sięgnął po kluczyki od swojego dwunastoletniego grata i na palcach zszedł na dół po skrzypiących schodach.

      Zakładał buty, kiedy zza jego pleców wyrosła matka.

      – Dokąd to o tej porze? – zapytała irytująco gderliwym tonem.

      – W pracy jestem potrzebny – skłamał.

      – A co? Hotel się pali? – zakpiła. – Jakbyś z wojska nie odszedł, to by ci w środku nocy głowy nie zawracali!

      – Tak, bo w wojsku było tak milusio – warknął i z furią zatrzasnął za sobą frontowe drzwi.

      Idąc do samochodu, pomyślał, że dłużej tego nie wytrzyma. Nie potrafi dłużej mieszkać z matką, żyć za grosze i kombinować, jak zdobyć kasę na kolejną spłatę długu, zanim Dragon i jego przydupasy połamią mu gnaty. Jadąc w stronę Rumii, pomyślał, że w sumie nie jest wobec Weroniki fair. Wierzyła, że się nią zauroczył, ale głównie chodziło mu o zbajerowanie naiwnej laski, do której mógłby się przenieść, żeby uciec od matki. A ona miała dom, pochwaliła mu się kiedyś, że dostała go w spadku po zmarłym bracie ojca, a jeden z jej byłych facetów pomógł jej z remontem. Nie liczył co prawda na to, że trafiła mu się kobieta z nowoczesną i szpanerską willą, ale nawet sypiąca się rudera była lepsza niż pokoik na pięterku u matki.

      W okolice ulicy Gdańskiej dojechał chwilę później i zwolnił, szukając podanego przez Werę numeru. Dom okazał się znacznie bardziej zadbany, niż myślał – otynkowany na beżowo, ze spadzistym dachem i dużym ogrodem prezentował się całkiem przyzwoicie.

      Weronika czekała na werandzie. Kiedy pchnął furtkę, pomyślał, że kobieta jest drobniejsza, niż się spodziewał i wygląda na speszoną.

      – Cześć – rzucił, kiedy podszedł bliżej.

      – Hej. – Uśmiechnęła się blado. – Wejdź.

      W pokoju, do którego weszli, było duszno i kiczowato. Jak na jego gust za dużo falban i różu, do tego – na ich widok aż się wzdrygnął – święte obrazki.

      – Bałam się, że jednak nie przyjedziesz – powiedziała, siadając w fotelu naprzeciwko niego.

      Po chwili splotła dłonie na kolanach i nerwowo wykręcając sobie palce, zapytała, czy nie miał problemów ze znalezieniem jej adresu.

      – Nie, od razu trafiłem – zapewnił ją i w salonie zapadła cisza.

      – Niezręcznie, co?

      – Trochę – przyznał, przyglądając się dużej wyraźnej bliźnie na jej kolanie.

      – Wypadek na motocyklu. Facet mnie tak załatwił.

      – Arek?

      – Nie, mój pierwszy chłopak. Wiem, że paskudnie to wygląda, ale zanim zbladła, była jeszcze gorsza i…

      – Daj spokój, nie ma problemu. – Marcel wzruszył ramionami i rozejrzał się po przestronnym salonie. – Sama tu mieszkasz?

      – No, teraz tak. Nocami trochę się czasem boję, ale zaczęłam doceniać samotność.

      – Mówiłaś, że kogoś szukasz.

      – No

Скачать книгу