ŻEBRZĄC O ŚMIERĆ. Graham Masterton

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу ŻEBRZĄC O ŚMIERĆ - Graham Masterton страница 19

ŻEBRZĄC O ŚMIERĆ - Graham Masterton

Скачать книгу

RTÉ jest już włączona, nie spojrzała więc na stół i starała się zachować kamienną twarz.

      – Niestety… – zaczęła. – Niestety, dziś rano pod drzwiami sklepu przy St Patrick’s Street znaleziono zwłoki bezdomnego mężczyzny, Gearoida Ó Bearghy. Miał czterdzieści sześć lat i pochodził z Clonakilty. Przyczyny jego śmierci są nieznane, ale ciało przewieziono do szpitala uniwersyteckiego w Cork, gdzie zostanie przeprowadzona sekcja.

      Opowiedziała dziennikarzom o muzycznej przeszłości Gearoida i poprosiła, by każdy, kto ma jakieś informacje o jego problemach zdrowotnych lub osobistych, skontaktował się z nią na komendzie.

      Gdy skończyła, Brendan podniósł rękę, prosząc w ten sposób o głos.

      – Chciałbym dodać tylko jedną rzecz, jeden osobisty komentarz. Jako nowy komendant Garda Síochána w Cork zamierzam współpracować ściśle z radą miasta, służbami miejskimi i organizacjami charytatywnymi, by zająć się problemem rosnącej liczby bezdomnych. Nie chcemy stracić kolejnych Gearoidów Ó Bearghów. Ani jednego. Bez względu na to, jak wielką cierpią biedę, jakie mają problemy psychiczne i jakie uzależnienia, wszyscy ci ludzie śpiący na ulicach w te mroźne noce są naszymi braćmi i siostrami i powinniśmy ich chronić. Nadkomisarz Maguire zgodziła się pomóc mi w tej misji. Jest policjantką wybitnie uzdolnioną i oddaną swej pracy, że nie wspomnę już o charyzmie. Wiem, że wspólnie uda nam się odmienić ulice Cork, zapewnić schronienie bezdomnym, jedzenie głodnym i nadzieję zrozpaczonym.

      Odwrócił się i spojrzał na Katie. Była pewna, że kamery uchwyciły jego prowokacyjną minę. Dostrzegła, jak Dan Keane unosi brew, a wiedziała, że jego uwadze nie uchodzą najmniejsze nawet szczegóły. Uśmiechnęła się wymuszenie, zebrała notatki i wstała. Matko Boża jedyna, ten facet dołoży mi całą stertę problemów do tych, które już mam.

      Rozdział 9

      Brianna właśnie nalała herbatę do filiżanek, dla siebie i Darragha, gdy wezwano ich do wypadku na Wellington Road, po północnej stronie miasta.

      – Myślę, że oni robią to celowo – powiedziała, wkładając kamizelkę odblaskową podniesioną z oparcia krzesła. – Mają chyba jakiś szósty zmysł, bo gdy tylko robię herbatę, rozbijają samochody, podpalają się albo wypadają z okien.

      – Prawie trafiłaś – odparł Darragh, gdy wychodzili na zewnątrz. – Jakaś młoda kobieta spadła ze schodów. Jest w ciąży, więc martwią się też o dziecko.

      Wsiedli do karetki, ruszyli i minąwszy Smyths Toys, skierowali się w stronę centrum. Tego popołudnia ruch był stosunkowo niewielki, Darragh nie musiał więc włączać syreny, dopóki nie dotarli do Merchants Quay i nie przejechali nad rzeką St Patrick’s Bridge.

      – A właśnie! Wczoraj wieczorem spotkałem twojego chłopaka – odezwał się Darragh, skręcając w MacCurtain Street.

      – Bradena? Tak?

      – Zamieniliśmy tylko kilka słów. Mówił, że kupujecie nowy samochód. Któryś z modeli BMW X trzy. Jezu, jak ja bym chciał mieć takie auto! A muszę się tłuc tą moją starą toyotą.

      – Och, nie powinieneś wierzyć we wszystko, co on mówi. Marzy o takiej beemce, odkąd kupił ją jego kumpel z klubu piłkarskiego. Braden nie ma pracy od Dnia Świętego Szczepana, a chyba nie sądzisz, że przy mojej pensji mogłabym sobie pozwolić na taki samochód?

      Pojechali w górę York Hill, a potem skręcili w prawo, w Wellington Road, ulicę prowadzącą do St Luke’s Cross. Mniej więcej w połowie drogi zobaczyli machającego do nich starszego mężczyznę, który stał przed bordowym domem. Darragh zaparkował dwoma kołami na chodniku i Brianna wysiadła z karetki.

      – Jest w środku! – zawołał z przejęciem mężczyzna. – Jestem ich sąsiadem z dołu. Usłyszałem jakiś łomot i poszedłem zobaczyć, co się dzieje. Spadła z samej góry schodów na dół i wciąż tam leży, bo nie chcieliśmy jej ruszać… no wiecie, żeby nie zrobić jej jeszcze czegoś gorszego. Problem w tym, że ona jest w ciąży. Jej mąż przeraził się, że może poronić.

      Drzwi domu były otwarte, więc Brianna i Darragh weszli od razu do środka. W korytarzu było ciemno, śmierdziało wilgocią, a tapeta schodziła ze ścian. Dokładnie na wprost wejścia znajdowały się strome schody pokryte wykładziną z sizalu, a u ich podnóża leżała na plecach ciemnowłosa młoda kobieta z szeroko rozłożonymi rękami i nogami. Najwyraźniej szykowała się właśnie do wyjścia, bo miała na sobie brązowy płaszcz i buty australijskiej firmy Ugg, choć jeden zsunął się z jej stopy. Wykładzina wyglądała na śliską, a stopnie były wąskie, nic więc dziwnego, że straciła równowagę.

      Obok kobiety klęczał kędzierzawy mężczyzna około trzydziestki, w musztardowym swetrze i szarych spodniach dresowych. Łagodnie gładził żonę po głowie i powtarzał:

      – Ailbe… Ailbe… Ailbe… Słyszysz mnie, Ailbe? Ailbe!

      Na widok Brianny i Darragha wchodzących do domu wstał i złożył ręce jak do modlitwy.

      – Bogu dzięki, że jesteście. Spadła z samej góry, a jest w siódmym miesiącu ciąży. Oddycha normalnie, ale nie otworzyła oczu i nie odezwała się ani słowem.

      – Ma na imię Ailbe, tak? A pan?

      – Peter.

      – Dobrze, Peter. Gdybyś był łaskaw cofnąć się, żebym mogła ją zbadać i sprawdzić, co da się dla niej zrobić. Darragh, będziemy potrzebowali kołnierza ortopedycznego.

      Twarz Ailbe była blada jak w marmurowym posągu anioła na cmentarnym pomniku. Kobieta oddychała szybko i nieregularnie, wciągając powietrze małymi haustami, jakby ten anioł próbował ukryć to, że wcale nie jest kamieniem, lecz żywą istotą. Brianna otworzyła torbę i wyjęła z niej latarkę, po czym delikatnie uniosła prawą powiekę Ailbe i skierowała promień światła na oko. Źrenica była rozszerzona i nie reagowała na światło, co mogło wskazywać na wstrząśnienie mózgu. Brianna uniosła drugą powiekę i zobaczyła, że lewa źrenica jest mniejsza, co było kolejnym symptomem wstrząśnienia.

      – Wyjdzie z tego? – spytał Peter od drzwi, zaciskając mocno ręce.

      Brianna właśnie badała tętno jego żony, które było szybkie, ale słabe.

      – Straciła przytomność, a w szpitalu będą jej musieli zrobić tomografię komputerową, żeby sprawdzić, czy nie ma urazów mózgu. Nie wiem jeszcze, czy nie złamała jakichś kości.

      – A dziecko? Co z dzieckiem? To chłopczyk.

      Zbadawszy tętno i ciśnienie krwi pacjentki, Brianna rozpięła jej płaszcz i zapinany sweter robiony na drutach. Pod swetrem Ailbe nosiła sukienkę ciążową z ciemnobrązowego sztruksu. Brianna podsunęła jej sukienkę w górę i ściągnęła rajstopy w dół ud, by obejrzeć białe majtki kobiety. Nie dostrzegła na nich śladów krwi lub innych płynów, wyglądało więc na to, że worek owodniowy nie pękł. Położyła dłoń na okrągłym brzuchu Ailbe i poczuła, jak dziecko się porusza. Po przeniesieniu kobiety do karetki będzie mogła zmierzyć jego puls stetoskopem położniczym.

      –

Скачать книгу