ŻEBRZĄC O ŚMIERĆ. Graham Masterton

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу ŻEBRZĄC O ŚMIERĆ - Graham Masterton страница 15

ŻEBRZĄC O ŚMIERĆ - Graham Masterton

Скачать книгу

      – Dzień dobry! – zawołała. – Mogę panu w czymś pomóc?!

      – Mam nadzieję – odparł Conor. – Szukam szczeniaka na prezent urodzinowy dla córki, a słyszałem wiele dobrego o Foggy Fields.

      – Ma pan na myśli jakąś konkretną rasę?

      – Córka marzy o mopsie.

      – Jestem pewna, że będziemy mogli panu pomóc. Odniosę tylko wiadro i miotłę, a potem przejdziemy do biura i zobaczymy, co da się zrobić.

      Gdy zniknęła za domem, dobiegł stamtąd głośny brzęk. Po chwili wróciła i poprowadziła go głównym wejściem do pomieszczenia, w którym przy zagraconym biurku siedziała inna kobieta, pogrążona w rozmowie przez telefon. Ona również nie grzeszyła wzrostem, ale była szczupła, miała falowane blond włosy, zadarty nos i kształtne czerwone usta. Miała na sobie luźny kremowy sweter z szerokim dekoltem, obcisłe spodnie z czarnej skóry i sięgające kostek buty na obcasach. Roztaczała wokół siebie silny zapach Modern Muse Estée Lauder.

      – To zależy, ile ich chcesz – powiedziała. – Możemy ci wysłać co najmniej piętnaście w przyszłym tygodniu, ale jeśli chcesz więcej, będziesz musiał poczekać do końca miesiąca. Jasne, że kupiłabym więcej suk, gdybyś płacił mi więcej, Stevie. Nie możesz mieć jednego i drugiego, rozumiesz chyba, o co mi chodzi? Dasz po trzysta za cocker pudla, to będziemy mogli zacząć rozmawiać o poważnych liczbach. Sammy może sobie mówić, co chce. Przekaż mu, że jeśli chce kupić tanio szczeniaki, to niech tu przyjedzie i sam je płodzi.

      Odłożyła telefon i odwróciła się do Conora, witając go uśmiechem. Jej przednie zęby były poplamione szminką.

      – Ten pan przyjechał do nas, bo szuka szczeniaka mopsa – powiedziała kobieta, która go tu przyprowadziła.

      – Ha! – Blondynka skinęła głową. – Jeśli zależy panu na zdrowym, radosnym szczeniaku, to trafił pan we właściwe miejsce, może pan być tego pewien. Jestem Blánaid McQuaide, a to moja siostra, Caoilfhoinn, jeśli jeszcze się nie przedstawiła, a tak pewnie było.

      – Conor MacSuibhne – odparł. – Znajomy kupił u was mopsa i bardzo dobrze się o was wyrażał. Moja córka zakochała się w tym szczeniaku, a w przyszłym tygodniu kończy jedenaście lat, więc pomyślałem, że przyjadę tu i może też kupię jej takiego, jeśli to możliwe.

      – Więc ma pan szczęście – rzuciła Blánaid. – Trzy tygodnie temu miałyśmy nowy miot mopsów. Wszystkie są takie kochane, że nie będzie pan się mógł zdecydować, którego chce. Dwa już sprzedałyśmy, ale zostały jeszcze cztery.

      – Mają tylko trzy tygodnie? – zdziwił się Conor. – Czy to nie za wcześnie, by zabierać je od matki?

      – Och, łatwo się przyzwyczajają. Jestem pewna, że pańska córka zapewni swojemu szczeniakowi więcej miłości i uwagi, niż mogłaby to zrobić jego psia matka.

      – W porządku, pani jest ekspertem. Ile pani chce za tego szczeniaka?

      – Za mopsa sześćset pięćdziesiąt.

      – O kurczę, sporo. Myślałem, że może z dwieście.

      – Sześćset pięćdziesiąt to co najmniej sto euro mniej, niż zażąda od pana jakikolwiek inny hodowca. Może chce je pan obejrzeć? Proszę tylko wyobrazić sobie twarz pańskiej córki, kiedy obudzi się w dniu urodzin, a na skraju jej łóżka będzie siedział śliczny mały mops.

      – Hm… nie wiem… ta cena…

      – No dobrze, mogę zejść do pięciuset siedemdziesięciu pięciu, ale to wszystko. Hodowla rasowych szczeniaków i otaczanie ich najlepszą możliwą opieką, a właśnie tak jest w Foggy Fields, to bardzo kosztowny interes. Mamy naprawdę skromne zyski, a często notujemy straty. Robimy to wyłącznie z miłości do psów, prawda, Caoilfhoinn?

      Tęższa kobieta spoglądała za okno, przygryzając wargę.

      – Co? – ocknęła się. – A, tak, oczywiście. Robimy to wyłącznie z miłości do psów.

      – Przynieś do salonu ten nowy miot mopsów, dobrze? – poleciła jej siostra.

      Wyszła zza biurka i podczas gdy Caoilfhoinn poszła po szczeniaki, Blánaid zaprowadziła Conora do dużego pokoju po przeciwnej stronie korytarza. Główne umeblowanie pomieszczenia stanowiły kanapa wzorowana na antykach i dwa fotele do kompletu. W kominku opalanym torfem tlił się niewielki płomień. Pobielane ściany obwieszone były obrazami przedstawiającymi labradory, boksery i setery irlandzkie oraz oprawionymi w drewno dyplomami z wystaw psów. W rogu stało dębowe biurko z porcelanowym posążkiem owczarka szkockiego, jak Lassie, obok którego leżał terminal do kart płatniczych.

      – To niesamowite, jak konkurencyjnym rynkiem stało się ostatnio hodowanie psów – poskarżyła się Blánaid. – Jeśli widział pan jakieś paskudne komentarze o Foggy Fields na Facebooku, to musi pan wiedzieć, że tak naprawdę zamieszczają je konkurencyjne firmy. Opiekujemy się naszymi sukami najlepiej, jak potrafimy… Byłybyśmy nienormalne, gdybyśmy postępowały inaczej, prawda? A szczeniaki traktujemy jak prawdziwe skarby.

      – Miło mi to słyszeć – odparł Conor. – Ile macie suk?

      – Och, wiele różnych ras, trudno je nawet wszystkie wymienić. Mopsy, labradoodle, cocker pudle, lhasa apso… Wszystkie najpopularniejsze odmiany. W Cavan jest większa hodowla, przyznaję, ale nasza jest bez wątpienia wiodąca w okolicach Cork.

      Conor skinął głową. Ta kobieta właściwie nie odpowiedziała na jego pytanie, udawał jednak zwykłego ojca, który nie wie nic o psach. Nie chciał, by jego rozmówczyni zaczęła podejrzewać, że próbuje się dowiedzieć, w jaki sposób oszczędza na zwierzętach. Przyznała już, że nie ma żadnych oporów przed zabieraniem od matek zaledwie trzytygodniowych szczeniąt. Rozdzielanie suki i jej tak młodego potomstwa jest nie tylko okrutne, ale też niezdrowe dla szczeniąt. Muszą skończyć co najmniej sześć tygodni, by przenieść się do nowego domu, inaczej bowiem mogą mieć poważne problemy ze zdrowiem i psychiką – matka nie jest w stanie nauczyć ich w krótszym okresie, jak nawiązywać znajomości z innymi psami i jak o siebie zadbać. Jak powiedział mu kiedyś Domnall: „Trzyletnie dziecko umie chodzić i mówić, potrafi samo jeść i chodzić do toalety, ale nie odróżnia jeszcze dobra od zła i nie wie, jak żyć z innymi ludźmi. Nawet nie przyszłoby ci do głowy, by odebrać trzyletnie dziecko matce, więc dlaczego miałbyś to robić trzytygodniowemu szczeniakowi?”.

      Conor podszedł do kominka i przysunął dłonie do ognia.

      – Okropnie zimno w tym miesiącu, prawda? Nie pamiętam tak chłodnego stycznia.

      – Bogu dzięki, za dwa tygodnie wyjeżdżam z partnerem na Malediwy – odparła Blánaid. – Będziemy potrzebowali parasoli tylko do ochrony przed słońcem. I posiedzimy tam przez trzy tygodnie. Będzie fantastycznie.

      Do pokoju weszła Caoilfhoinn z dużą pikowaną torbą. Postawiła ją na podłodze i otworzyła szeroko, by Connor mógł zobaczyć cztery szczenięta kotłujące się w środku.

      – Są po prostu cudowne, prawda? – Blánaid sięgnęła do

Скачать книгу