ŻEBRZĄC O ŚMIERĆ. Graham Masterton
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу ŻEBRZĄC O ŚMIERĆ - Graham Masterton страница 17
– Posłuchaj, nie jestem żadnym inspektorem ani dziennikarzem, ani porywaczem psów. Niczego nie ukradłem i niczego nie zniszczyłem, więc bądź łaskaw zejść mi z drogi i wypuścić mnie stąd…
– A ja ci, kurwa, nie wierzę. Pójdziemy do sióstr McQuaide. One będą wiedziały, co z tobą zrobić. Jeśli cię puszczę, koleś, a jutro rano w gównianym „Echo” będzie artykuł o tym, jaka to z Foggy Fields pierdolona dziura, to jak myślisz, komu się, kurwa, oberwie?
Conor wahał się kilka sekund. Jeśli pozwoli, by ten facet zaprowadził go z powrotem do Blánaid i Caoilfhoinn, całe jego śledztwo weźmie w łeb. Z pewnością nie sprzedadzą mu małego mopsa, choć potrzebował go jako żywego dowodu, że hodują szczenięta, nie dbając ani trochę o ich dobrostan. A on wciąż nie miał dowodów, że siostry McQuaide mają znacznie więcej suk rozrodowych, niż zezwalało na to prawo, i że bezlitośnie je wykorzystują.
– Nie, nie ma mowy – rzucił w końcu i spróbował odepchnąć brodacza. Ten popchnął go z taką siłą, że Conor stracił równowagę i poleciał na metalowe klatki, które stały za jego plecami. Zamknięte w nich szczeniaki cocker pudli przeraźliwie piszczały i pchały się na siebie. Chwycił się siatki, by podciągnąć się w górę, lecz osiłek zrobił dwa kroki do przodu i wymierzył mu cios w prawy policzek. Głowa Conora odskoczyła w bok tak gwałtownie, że poczuł, jak chrzęszczą ścięgna w jego szyi.
Oszołomiony, opadł na jedno kolano i potrząsnął głową, by oczyścić umysł, po czym znowu spróbował wstać. Był wysportowany i trenował judo, ale przeciwnik był od niego znacznie cięższy, silniejszy i agresywniejszy. Kiedy Conorowi udało się w końcu stanąć na nogach, otrzymał kolejny cios w twarz i tym razem poczuł, jak pęka jego kość nosowa. Potem brodacz uderzył go w prawą stronę czoła, tak że Conor poleciał w lewo i zanim upadł, zainkasował jeszcze cios w szczękę. Wylądował na plecach, na brudnej drewnianej podłodze, i wypluł z ust dwa zakrwawione zęby. Choć półprzytomny, znowu starał się podnosić, lecz wtedy przeciwnik kopnął go mocno w krocze, i to trzy razy. Czując potworny ból, Conor zwinął się w kłębek i zakrył genitalia dłońmi. Brodacz stał nad nim i rozcierał knykcie.
– Chcesz, żebym ci sprzedał jeszcze jednego kopa, koleś? Czy masz już dość? Bo ja mogę tak jeszcze długo, całkiem za darmo.
Mimo ogłuszającego pisku szczeniąt, Conor słyszał jego pogróżki, nie mógł jednak mówić. Z bólu z trudem zbierał myśli. Kiedy leżał nieruchomo na podłodze, poczuł wibracje iPhone’a i widział, jak mężczyzna pochyla się nad nim i wyjmuje telefon z jego kieszeni, lecz bolało go tak, że nie mógł się ruszyć. Słyszał, jak jego oprawca otwiera i zamyka za sobą drzwi. Potem nagle zrobiło się ciemno i cicho. Zdał sobie sprawę, że czeka go śmierć.
Rozdział 8
Katie zaczęła się martwić. Powiadomiła Conora, że nie może się z nim spotkać na lunchu, bo rano pod drzwiami sklepu na Pana znaleziono martwego żebraka. Czekała teraz na dokładniejsze informacje, by o drugiej poprowadzić zwołaną naprędce konferencję prasową. Minęło już dwadzieścia pięć minut, odkąd wysłała SMS-a, a Conor wciąż nie odpowiadał. Na pewno słyszał wibracje telefonu, a nawet jeśli prowadził, to do tej pory już by jej odpisał. Wysłała więc kolejną wiadomość: Gdzie jesteś? Nie mogę zjeść z tobą lunchu.
Czekała, ale odpowiedź wciąż nie nadchodziła, odłożyła więc telefon i zajęła się ponownie pisaniem raportu o danych dotyczących przestępczości w Cork w minionym roku. Odnotowano niepokojący wzrost ataków z użyciem noża, a także żrących cieczy, takich jak środki czyszczące do rur czy kwas siarkowy. Do niektórych z tych napadów doszło w społeczności azjatyckiej. Co najmniej trzy dziewczyny zostały oszpecone tylko dlatego, że nie chciały poślubić mężczyzn wybranych przez ich rodziców. Jednak jeszcze więcej ataków dokonali młodzi złodzieje na skuterach, którzy pryskali kwasem w twarz przechodniów i kradli im telefony komórkowe.
Detektyw sierżant Begley zapukał w otwarte drzwi i wszedł do środka, prowadząc za sobą detektyw Bedelię Murrish. Begley wydawał się sztywny i oficjalny jak zawsze, a Murrish była chuda jak modelka, nawet chodziła w podobny sposób, elegancko stawiając stopy.
Choć Katie nie słyszała sygnału, zerknęła na iPhone’a, by sprawdzić, czy Conor nie odpowiedział, jednak ekran pozostawał ciemny. Odsunęła do tyłu krzesło i podniosła się.
– Wejdźcie, proszę – rzuciła. – O co chodzi z tym bezdomnym?
Begley wyjął notes i odsunął go na długość ręki, by lepiej widzieć.
– Zmarły został zidentyfikowany jako Gearoid Ó Beargha. Funkcjonariusz Brogan dobrze go znał. Mówi, że Gearoid przez ostatnie dwa i pół roku spał przed drzwiami sklepu przy Savoy Centre. Miasto proponowało mu jakieś tymczasowe lokum, ale zawsze odmawiał. Według Brogana, pochodził z Clonakilty i był kiedyś wokalistą zespołu o nazwie Shoot-On-Sights. Pił z Noelem Reddingiem, basistą z Jimi Hendrix Experience, bo Redding osiadł na stare lata w Clonakilty i mieszkał tam, dopóki nie zmarł na marskość wątroby. Shoot-On-Sights się rozpadł, bo Ó Beargha był zawsze zalany i raz spadł nawet ze sceny. Zaczął karierę solową, ale zwykle pokazywał się w takim stanie, że potem nikt nie chciał go już zatrudniać. Jego ciało zabrano do szpitala uniwersyteckiego, żeby przeprowadzić sekcję, ale moim zdaniem załatwiły go wódka i zimno. Wódka i hipotermia to śmiertelnie groźne połączenie.
– Nie znaleziono żadnych obrażeń? – spytała Katie.
– My niczego takiego nie zauważyliśmy. Żadnych plam krwi na ubraniu czy czegoś w tym rodzaju. Przeszukaliśmy go pobieżnie, kiedy już włożyli jego ciało do karetki. Wciąż miał przy sobie pieniądze, około trzydziestu pięciu euro w kieszeni i dziewięćdziesiąt schowane w skarpetce. Jeśli ktoś go załatwił, to na pewno nie dla zysku. Kiedy sobie przypomnę smród jego skarpetek… Jezu, gdyby to nie należało do mojej pracy, nigdy bym ich nie tknął, nawet gdyby miał tam kupon z wygraną w lotto.
– Proszę, pani nadkomisarz – powiedziała Murrish, wręczając Katie foliowy woreczek. W środku znajdował się mocno sfatygowany mały notes z rysunkiem krokodyla na okładce. – Przejrzałam go już. Gearoid zanotował sobie tam parę ważnych rzeczy, na przykład datę urodzin swojej córki, numer ubezpieczenia, ale głównie zapisywał piosenki, które skomponował. Jedna z nich ma tytuł Dzień, w którym zasnę na zawsze. Trochę to smutne…
Katie uśmiechnęła się do niej cierpko. Polubiła detektyw Murrish. Jej zmierzwione blond włosy i niebieskie oczy ukryte pod półprzymkniętymi powiekami sprawiały, że zawsze wyglądała na zaspaną i niezbyt rozgarniętą, lecz w rzeczywistości miała lotny, analityczny umysł i niezwykłą wrażliwość na emocje innych ludzi, której nie powstydziłaby się wróżka. To połączenie dawało jej przewagę nad kolegami z pracy, którzy potrafili sprawnie wydedukować jak, kiedy i kto, lecz często nie byli w stanie zrozumieć głębszych przyczyn.
– O drugiej mam konferencję prasową – oznajmiła Katie. – Nie będę mówić zbyt dużo. Zaapeluję tylko do krewnych i przyjaciół zmarłego, żeby się do nas zgłosili, bo dzięki temu będziemy mogli stworzyć pełniejszy obraz jego życia i ewentualnych przyczyn śmierci. Trzeba też dopilnować, żeby nasze piesze patrole stale miały na oku drzwi, pod którymi żebrał. Jeśli to miejsce zajmie jakiś inny bezdomny,