Zabójczy pocisk. Jakub Małecki
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zabójczy pocisk - Jakub Małecki страница 7
Wpadła w wir. Kiedy nie spoglądała na zegarek, miała wrażenie, że czas się zatrzymał. Kiedy na niego zerkała, okazywało się, że, zamiast minut, mijały godziny. Julia coraz bardziej zagłębiała się w sprawę, odkrywając kolejne fakty, o których ojciec nawet się nie zająknął. Z pewnością do nich dotarł, nie były zakopane gdzieś w odmętach internetu, a ogólnie dostępne. Archiwalne artykuły pochodziły sprzed tylu lat, że nikomu nie przeszło przez myśl nawet to, aby pobierać opłaty za dostęp do nich.
W końcu oderwała się od laptopa. Zamknęła klapę i przez moment wpatrywała się w ścianę. Czy mogła odkryć coś, do czego ojcu nie udało się dotrzeć? Raczej w to wątpiła. A mimo to, było tyle poszlak…
Z pewnością potrafiłaby ułożyć zborną hipotezę na koniec programu.
W końcu uznała, że przynajmniej przedstawi ojcu wyniki swojego amatorskiego śledztwa. Odłożyła macbooka na łóżko, a potem poszła do kuchni. Matka wróciła już z pracy i gotowała spaghetti. Spojrzała na Julię i uniosła brwi. Zero uśmiechu, zero sympatii. Czekała, aż to ona ją powita.
– Cześć, mamo.
Dopiero teraz uniosła kąciki ust.
– Cześć – odparła. – Jadłaś coś?
– Nie, ale…
– To siadaj, nałożę ci pół porcji.
Od kilku dni prowadziły wojnę podjazdową w kwestii jedzenia. Julia usilnie przekonywała ją, że musi zmniejszyć trochę liczbę kalorii, które dziennie przyjmuje, matka twierdziła, że to absurd, bo jest chuda jak szkapa. Julia upierała się przy dietetycznych wersjach posiłków, matka utrzymywała, że tradycyjnie – znaczy zdrowiej. Sama całe życie jadła zwykły makaron i nic złego jej nie spotkało. A Bóg jeden wie, co jest w tych wszystkich razowych pastach.
O makaronie niskowęglowodanowym z psyllium, podawanym z grillowaną cukinią, nie chciała nawet słyszeć.
– Nie, dzięki. Nie widziałaś taty?
– Jest u siebie.
Julia spojrzała na zamknięte drzwi do gabinetu. Ani chybi, ojciec siedzi pochylony nad ogromnym monitorem, na którym wyświetla cały szereg elektronicznych materiałów, znacznie bardziej rzetelnych i drobiazgowych od tego, co znalazła Julia.
– Ale naprawdę mogłabyś zjeść choć…
– Kupisz shirataki, to zjem.
– Co takiego?
– Azjatycki makaron bez kalorii – rzuciła na odchodnym, a potem otworzyła drzwi do pokoju ojca. Weszła bez zapowiedzi, choć wielokrotnie upominał ją, aby choć lekko zapukała.
Odwrócił się na krześle, posłał jej długie spojrzenie i westchnął.
– Znowu wraca sprawa makaronu? – mruknął.
– Mhm.
Spojrzała na popielniczkę stojącą na brzegu biurka. Wcześniej ojciec bynajmniej jej nie zaskoczył, proponując papierosa. Od pewnego czasu odnosiła wrażenie, że byłby gotowy puścić z nią dymka. Dobrze wiedziała, że sam w jej wieku już palił, a do hipokrytów nie należał. Poza tym od jakiegoś czasu usilnie szukał sposobu, aby nawiązać z nią nić porozumienia.
Szybko uzmysłowił sobie, na co spojrzała, i wymownie pokręcił głową.
– Nie ma mowy – szepnął. – Nie, kiedy mama jest w domu.
– W porządku, w porządku.
Przysiadła na skraju biurka, innego miejsca bowiem w gabinecie próżno było szukać. Była to typowa pracownia samotnika – niewielki metraż, puste ściany, surowy wystrój i… Nie, właściwie o jakimkolwiek wystroju trudno było mówić.
– O co chodzi? – spytał ojciec.
Czyżby wyłapała w jego głosie nutę pretensji? Wydawało jej się, że tak.
– Pogrzebałam trochę w sprawie Hakowego.
– Słucham?
– Spokojnie. Nie złamałam prawa. W internecie jest wszystko.
– Wszystko i nic.
Uśmiechnęła się lekko.
– Sugerujesz, że naczytałam się bzdur?
– Tak – przyznał, przyjmując kamienny wyraz twarzy. – Research internetowy jest dla dziennikarza śledczego tym, czym chałupnicze forum medyczne dla lekarza. Diagnoza w takich wypadkach zazwyczaj jest daleka od prawdy. Żeby nie powiedzieć bzdurna.
Julia się nie odzywała. Wiedziała, że najmocniejszą bronią w jej arsenale jest milczenie.
Ojciec odchrząknął. Powoli zaczynało mu się robić głupio. Spodziewała się tego.
– No dobrze… – podjął. – Czego się dowiedziałaś?
– Że ten facet inspirował się prawdziwym klasykiem.
– To znaczy?
– Kubą Rozpruwaczem. Stąd hak.
– A wiadomo to, ponieważ… – Urwał i uniósł brwi.
– Ponieważ…
Kiedy zawiesiła głos, uświadomiła sobie, że spekulacje jakiegoś profilera to niezbyt dobre źródło informacji. Szczególnie, jeśli cała „ekspertyza” została zamieszczona na jednym z forów internetowych.
– Niech ci będzie – bąknęła. – To naciągane.
Pokiwał głową, ale nie było w tym żadnej satysfakcji.
– Dotarłam jednak do innych rzeczy.
– Tak? Jakich?
– Kierowca autobusu PKS, którym Danuta jechała do Zakopanego, twierdził, że dziwnie się zachowywała.
– Dziwnie? To znaczy?
– Nie znam szczegółów. Wiem tylko, że wybiegła z autobusu na ulicę, jakby w środku się paliło. A rodzina mówiła, że od kilku dni była jakaś inna. W dodatku na Krupówkach kupiła książkę o tym, jak radzić sobie ze swoimi problemami, jak mówić prawdę i tak dalej.
– I o czym to świadczy?
– Samo w sobie o niczym.
– Ale…
– Ale okazuje się, że w noc poprzedzającą jej śmierć piła w jednym z barów. Nie mogło