Zabójczy pocisk. Jakub Małecki
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zabójczy pocisk - Jakub Małecki страница 8
– Wtedy to się nazywało Urząd Ochrony Państwa.
– Mniejsza z nazwami. Byli tam.
– Byli pracownikami, nie funkcjonariuszami.
Ojciec najwyraźniej zaznajomił się ze źródłami, z których czerpała Julia. Nie powinna się dziwić – wprawdzie do reportera śledczego było mu daleko, ale na pewno obdzwonił wszystkie redakcje lokalnych gazet, nagabując o archiwalne wydania. Tymczasem ona miała do dyspozycji tylko Google.
– Tak czy inaczej, to podejrzane – zauważyła.
– W jakim sensie?
– Ciężarna dziewczyna kupuje książki o radzeniu sobie z własnymi tajemnicami, dziwnie się zachowuje, wyjeżdża z domu, a potem szlaja się po pubach, gdzie siedzą ludzie z UOP-u…
Zawiesiła głos, licząc na to, że ojciec dokończy. Program, który pomagał przygotowywać, żywił się takimi niedopowiedzeniami, niezbyt zawoalowanymi sugestiami i tajemniczymi zbiegami okoliczności. Julia nieraz była zakłopotana tym, jak tendencyjnie przedstawiano daną sprawę. Obawiała się, że znajomi wytkną ją palcem, śmiejąc się pod nosem z niej i ojca. Nigdy jednak nie spotkała się z żadnym ostracyzmem. Wiedziała, z czego to wynika – młodzi ludzie, jej znajomi, nie stanowili target group dla takich produkcji. Gdyby było inaczej, z pewnością skorzystaliby z okazji i nieraz sobie z niej zadrwili.
Tak czy owak, ojciec miał dobrą okazję, aby pokazać, w czym czuje się najlepiej. Na podstawie szczątkowych, niepotwierdzonych doniesień „Tygodnika Podhalańskiego” i innych lokalnych mediów mógł zbudować teorię spiskową. Lichą, ale adekwatną do medium, w którym miała się pojawić. Dla telewizji to był wyjątkowo żyzny grunt.
– No więc? – burknęła.
Wzruszył ramionami.
– Nie dziwi cię to?
– Niespecjalnie. Te elementy nie mają ze sobą jakiegokolwiek związku.
– Wykazywałeś już związek w wielu mniej przekonujących sprawach…
Ojciec odwrócił się od biurka i zgromił ją wzrokiem. Najwyraźniej nadepnęła mu na odcisk, choć dotychczas była przekonana, że nie przejmuje się walorami merytorycznymi materiałów. Liczyło się jedynie to, aby było krwawo, enigmatycznie i niepokojąco. Jeśli udawało mu się wstrząsnąć widzem, uznawał to za sukces. A prawda? Nie miała żadnego znaczenia. Była „niemożliwa do zmonetyzowania”, jak niegdyś powiedział.
– Teraz nie mam zamiaru tego robić. Będą same fakty.
Pokiwała głową. W zasadzie prędzej czy później musiało do tego dojść. Dan Brown też ostatecznie zaczął robić porządny research. E.L. James też kiedyś zapragnie napisać coś dobrego. Z ojcem będzie podobnie. Problem polegał na tym, że efekt najprawdopodobniej okaże się opłakany.
– Więc skup się na wymiarze seksualnym – podsunęła Julia.
– Słucham?
– Profilerzy podkreślali, że sprawca był wyraźnie skrzywiony na tym polu. Zresztą i bez ich opinii wiadomo, że skoro została znaleziona naga, to…
– Nie sądzę, aby to był główny motyw.
Wyraźnie nie chciał z nią o tym rozmawiać. Poniekąd to rozumiała – mogli razem palić papierosy, ale seks nadal pozostawał tematem tabu. Szczególnie w takim kontekście.
Mimo to nie miała zamiaru odpuszczać. A może nie mimo, a właśnie dlatego.
– A hak wbity w… no wiesz? – spytała. – To wyraźne działanie erotyczne.
– O czym ty mówisz?
– Wbił go w podbrzusze.
– Nic takiego nie zrobił.
– Tak pisali w…
– Nie wierz w to, co wypisują dziennikarzyny – zestrofował ją. – Hakowy przede wszystkim pociął ją nożem. Tylko raz użył haka, wbijając go w podudzie. Rozszarpał je niemal do kości.
Nie miała ochoty dłużej prowadzić tej rozmowy i wysłuchiwać protekcjonalnego tonu. Ojciec robił wszystko, by w średnio delikatny sposób pokazać, że jest rozczarowany tym, skąd czerpie informacje.
Julia obróciła się na pięcie i wyszła z pokoju bez słowa. Usiadła w kuchni, a potem wymieniła się z matką obojętnym spojrzeniem.
– Zjesz?
– Mhm – odparła.
Opróżniając talerz wysokokalorycznego makaronu, starała się od nowa przeanalizować całą sytuację. Odrzuciła wszystkie informacje pochodzące z niepewnych źródeł i skupiła się jedynie na tym, co było wiadomo na pewno. Na tym, co policja i prokuratura podały do publicznej wiadomości.
Ułożywszy sobie wszystko od początku, sięgnęła po notes, którego matka używała do sporządzania listy zakupów. Zaczęła wypisywać od myślników wszystkie ustalenia, a potem wyrwała kartkę i położyła ją przed sobą.
Przez chwilę patrzyła na nią pustym wzrokiem.
– Jedz, bo wystygnie.
Julia nie odpowiadała.
– Słyszysz?
Podniosła spojrzenie na matkę.
– Jezus Maria, dziecko, co się stało?
Żona Roberta nie miała wątpliwości, że ich córka kompletnie zwariowała. Właściwie, przypominając sobie wszystko, co ostatnio się z nią działo, mogła się tego spodziewać.
Z drugiej strony Agnieszka też kiedyś była w jej wieku. Mogła zrozumieć niektóre rzeczy, a na inne spojrzeć przez pryzmat dzisiejszych czasów. W teorii było to wykonalne, w praktyce często ją przerastało.
– Dziecko, o czym ty mówisz… – jęknęła.
Julia milczała. Była blada jak ściana, a ręce się jej trzęsły. Sprawiała wrażenie, jakby przypadkiem natknęła się na rozwiązanie tajemnicy sprzed wieków, która na zawsze powinna pozostać ukryta w najgłębszych czeluściach historii.
– Julka!
Córka potrząsnęła głową.
– Przepraszam, mamo – powiedziała, a potem popędziła do swojego pokoju.
Agnieszka spojrzała na niedojedzony makaron. Biorąc wszystko pod uwagę, należało uznać, że pół porcji, to i tak niezły wynik. Obawiała się, że cały garnek pójdzie do lodówki, przeleży tam kilka dni, a potem trzeba będzie wszystko wyrzucić. Robert był zbyt zajęty przygotowywaniem programu. Ilekroć