Spinka. Katarzyna Kacprzak
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Spinka - Katarzyna Kacprzak страница 10
– Cóż za precyzyjny opis sytuacji! – aspirantowi wreszcie udało się przerwać słowotok Wojciecha. – A widział pan na tej imprezie prezesa?
– Prezes po przemówieniu i zejściu ze sceny udał się do baru, gdzie po chwili do niego dołączyłem razem z obecnym tu Stefanem Gałązką. W barze siedzieliśmy bez przerwy do pierwszej w nocy. To znaczy prawie bez przerwy, bo Wiktor przynajmniej raz wychodził do toalety. Potem prezes udał się na parkiet. Około trzeciej wrócił do baru. Widziałem go, jak szedłem do ochroniarza. Jak wróciłem, Wiktor, to znaczy prezes, znów był na parkiecie. Do ostatniego tańca pląsał z Moniką, swoją sekretarką. O czwartej rano, jak przestali grać, udał się w kierunku swojego pokoju.
No no, pomyślał aspirant, nie będzie tak źle. Sądząc po sposobie zachowania Wojciecha, policjant od początku widział w nim sprzymierzeńca i pomocnika. Podstawowe informacje zostały mu podane na tacy. Ale trzeba to będzie jeszcze zweryfikować. Przesłuchać całą resztę. Teraz miał już jaki taki ogląd sytuacji. Z drugiej jednak strony, pomyślał Jasiński, może to tylko taka zmyłka. Może ten cwaniaczek chce mi tylko zamydlić oczy? Niby taki pomocny, niby tak wszystko dokładnie opowiada, ale czy w tym zachowaniu nie kryje się jakieś drugie dno? Trochę roboty jednak z tym będzie. Spokojnie, zaangażuje do tego młodszą aspirant Darię Tałaj, swoją współpracownicę, a właściwie podwładną. Młoda jest, niech się wykaże.
– Tak… – przytaknął w zamyśleniu. – Przyznam, że jestem pod wrażeniem pana pamięci.
– Dziękuję. Od dzieciństwa ćwiczę pamięć. Moją ulubioną zabawą była gra w zapamiętywanie par kart, grał pan w to kiedyś? – zapytał Wojciech, nie dając jednak policjantowi szansy na udzielenie jakiejkolwiek odpowiedzi. – A w zuchach zdobyłem nawet sprawność „Pamięć absolutna”.
– Tak… – powtórzył aspirant, któremu znowu nie udało się nic więcej wtrącić do monologu Wojciecha. – A co się tu działo dziś rano?
– Wstałem piętnaście po dziewiątej. O wpół do dziesiątej zszedłem do stołówki na śniadanie. Miałem zamiar dość wcześnie wracać do domu, mam dużo pracy. W stołówce było już kilka osób, wśród nich: Magda Amber, Anna Szeląg i obecny tu Stefan Gałązka, do których dołączyłem. Właśnie zastanawiali się, gdzie jest prezes. Potem ruszyliśmy do jego pokoju i…
– Dziękuję, ten opis zdarzeń na razie wystarczy. Mam jednak jeszcze kilka pytań do pana – powiedział aspirant tonem nie znoszącym sprzeciwu i tym samym wreszcie zatrzymał słowotok Wojciecha.
– Jestem do pana dyspozycji, panie aspirancie – Wojciech zawsze zwracał się do ludzi, z którymi rozmawiał, w stosownej formie, nigdy nie zapominając o odpowiednich tytułach. Ponadto przywiązywał dużą wagę do zajmowanego przez rozmówcę stanowiska. Pomimo młodego wieku i wychowania w nowoczesnych czasach zwracał baczną uwagę na zajmowane miejsce w hierarchii, stosunki służbowe oraz na zachowanie odpowiedniego dystansu w relacjach zawodowych. Nie pozwalał sobie na zbytnie spoufalanie się z podwładnymi, a na zdrobnienie swojego imienia po prostu nie reagował.
– Co dokładnie pan robił podczas piątkowej imprezy?
– Głównie siedziałem w barze, nawiązywałem i podtrzymywałem nawiązane wcześniej kontakty. Rozmawiałem przede wszystkim o sprawach zawodowych.
– Pił pan coś?
– Ja mało piję, zwłaszcza na imprezach służbowych. Rozumie to pan zapewne, panie aspirancie? – Wojciech chciał się odnieść do doświadczeń policjanta, jednak trafił jak kulą w płot. Jasiński bowiem uchodził w swoim środowisku za starego pijaka, który, jak większość policjantów, każdą służbową imprezę uważał za znakomitą okazję do darmowego picia i wyżerki. Okazję, której nie można przepuścić. Legendą obrosły już opowieści, że jeśli już Jasiński pojawiał się na jakimś szkoleniu, był tam jedynie w porze lunchu lub kolacji. Każdą agendę szkolenia studiował zawsze pod kątem ilości i pór posiłków. Nigdy nie przepuścił okazji do zjedzenia czegoś na cudzy koszt. Niemal natychmiast po jedzeniu znikał ze szkolenia. Co do alkoholu – zdaniem aspiranta każdy, kto nie pił, zwłaszcza alkoholu, za który nie trzeba było samemu płacić, był z gruntu podejrzany. Niepijący w towarzystwie osobnik był wedle przekonań Jasińskiego albo chamem, który się wywyższa i nie napije z kolegami z pracy (czytaj: z byle kim), albo kapusiem, albo po prostu był nienormalny, a żadna z tych ewentualności nie była dobra. Jasiński szybko zadał kolejne pytanie:
– Długo pan pracuje w Top Finance?
– Od roku.
– Na jakim stanowisku?
– Jestem dyrektorem zarządzającym.
– To chyba wysokie stanowisko?
– Tak, najwyższe po prezesie.
– Myślałem, że najwyżej w hierarchii po prezesie stoją pozostali członkowie zarządu.
– W zasadzie ma pan rację, ale w tej firmie mamy jednoosobowy zarząd. Poza tym kierownictwo tworzą dyrektor wykonawczy i dyrektorzy poszczególnych biur.
– Czym się pan właściwie zajmuje w firmie?
– Jak już mówiłem, jestem dyrektorem wykonawczym, a poza tym dyrektorem departamentu finansów. Jestem także głównym księgowym. Czyli w skrócie: odpowiadam za finanse spółki.
– Czy samodzielnie odpowiada pan za finanse firmy? – zaczął drążyć Jasiński, którego kwestie finansowe zaintrygowały, a nie miał o nich zupełnie pojęcia. Gdyby bowiem okazało się, że dyrektor wykonawczy, a zarazem główny księgowy, samodzielnie kontroluje księgi rachunkowe, miałby duże pole do nadużyć, a w przypadku wykrycia jakichkolwiek nieprawidłowości przez prezesa, mógłby mieć wiele do stracenia. Jasiński postanowił, że niezależnie do odpowiedzi, jaką uzyska od Wesela, skonsultuje się z kimś, kto ma szerszą wiedzę na ten temat. Może Daria coś mu wygrzebie w Internecie? Nie, to jednak nie był dobry pomysł. To mogłoby ujawnić braki w jego wykształceniu, a do tego przecież nie mógł dopuścić. Zaangażuje do tego zadania kogoś spoza komendy, może jakichś praktykantów z Wydziału Prawa. Uniwersytet podsyła im czasem studentów na praktyki. Aspirant uśmiechnął się pod wąsem do własnego pomysłu i zanotował coś pośpiesznie w swoim tajnym kajecie, który zawsze miał przy sobie, prowadząc śledztwo. Po chwili postanowił jeszcze dopytać:
– Czy ktoś kontroluje pana pracę?
– Oczywiście, wszystko w naszej spółce podlega stosownej kontroli, regulują to przepisy prawa.
– Rozumiem, ale kto konkretnie sprawdza, czy