PONIEWAŻ CIĘ KOCHAM. Гийом Мюссо
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу PONIEWAŻ CIĘ KOCHAM - Гийом Мюссо страница 5
Nie zabrzmiało to zbyt dobrze. Eriq schylił się, żeby podnieść portfel i telefon komórkowy.
Teraz, kiedy niebezpieczeństwo minęło, stał się znów eleganckim adwokatem.
Nicole popatrzyła na niego z pogardą.
– Czy nie widzisz, że on jest ranny?
– W takim razie zadzwonię po policję.
– Nie policję trzeba wezwać, tylko karetkę!
Z wysiłkiem odwróciła nieznajomego na plecy. Dotknęła krwawiącego mocno ramienia i spojrzała na zarośniętą twarz.
Dopiero gdy ujrzała jego gorączkowy, wbity w nią wzrok, poznała go.
Ale gdy to się stało, coś się w niej załamało. Oblała ją fala gorąca. Nie wiedziała, czy to cierpienie, czy ulga, czy otwiera się w niej boląca rana, czy, przeciwnie, pojawia się nadzieja.
Pochyliła się nad rannym mężczyzną, zbliżając twarz do jego twarzy, jakby chciała ochronić go przed padającym śniegiem.
– Co ty wyrabiasz? – zaniepokoił się Eriq.
– Nigdzie nie dzwoń, tylko idź po swój samochód – rozkazała mu, wstając.
– Dlaczego?
– Znam tego mężczyznę.
– Jak to, znasz go?
– Pomóż mi przewieźć go do mnie do domu – padła odpowiedź Nicole.
Eriq pokręcił głową i westchnął.
– A któż to może, do cholery, być?
Nicole patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem.
– To Mark, mój mąż – rzekła po chwili.
2
Zaginiona
Najbardziej jesteśmy narażeni na cierpienie, gdy kochamy.
Sigmund Freud
Brooklyn. Drugi brzeg rzeki. Mały, luksusowy, zaciszny wiktoriański dom z wieżyczkami i ozdobnymi rynnami…
W kominku syczy ogień.
Mark Hathaway, wciąż nieprzytomny, leżał na kanapie w salonie, przykryty grubym pledem. Nad jego ramieniem pochylała się doktor Susan Kingston. Kończyła zszywanie rany.
– Zranienie jest powierzchowne – wyjaśniła stojącej obok Nicole, zdejmując lateksowe rękawiczki. – Niepokoi mnie raczej ogólny stan zdrowia Marka: jest bardzo wyziębiony no i poza tym te siniaki i odmrożenia na całym ciele…
Wcześniej tego wieczoru, gdy Susan w gronie rodzinnym jadła tradycyjny bożonarodzeniowy pudding, zadzwoniła do niej sąsiadka, Nicole Hathaway, błagając, aby przyszła opatrzyć jej rannego męża.
Mimo że ta prośba ją zaskoczyła, nie wahała się ani chwili. Wraz z mężem doskonale znali Marka i Nicole. Przed tragicznymi wydarzeniami sprzed pięciu lat bardzo się przyjaźnili. Spędzali razem wieczory, sprawdzając menu we włoskich restauracjach w Park Slope, odwiedzając antykwariaty na Brooklyn Height i uprawiając jogging w weekendy na ogromnych trawnikach Prospect Park.
Dziś czasy te wydawały się bardzo odległe, prawie nierzeczywiste.
Susan wpatrywała się w Marka i bardzo mu współczuła.
– Wiedziałaś, że Mark stał się bezdomnym włóczęgą? – spytała.
Nicole pokręciła głową przecząco. Nie była w stanie nic powiedzieć.
Dwa lata wcześniej mąż oznajmił, że odchodzi, że nie może już tak dłużej żyć, że nie ma na to sił. Ona uczyniła wszystko, aby go powstrzymać przed tą decyzją, ale czasem „wszystko” to za mało. Od tej pory nie wiedziała, co się z nim dzieje.
– Dałam mu środek uspokajający i antybiotyki – rzekła Susan, zbierając swoje rzeczy.
Nicole odprowadziła ją do drzwi.
– Wpadnę tu jutro – obiecała Susan. – Ale…
Przerwała, odczuwając jednocześnie skrępowanie i strach przed tym, co zamierzała powiedzieć.
– Ale nie pozwól mu odejść. W tym stanie po prostu umrze.
*
– A więc?
– A więc co?
– A więc co z nim zrobimy? – spytał Eriq. – Co zrobimy z twoim mężem?
Adwokat trzymał w dłoni szklaneczkę whisky i chodził tam i z powrotem po kuchni.
Nicole patrzyła na niego niechętnym, zmęczonym wzrokiem. Co robiła z tym facetem od prawie roku? Jak mogła dzielić z nim życie? Dlaczego się do niego tak przywiązała?
– Proszę cię, idź już sobie – wyszeptała.
Eriq pokręcił głową.
– Nie ma mowy, żebym zostawił cię samą w takiej sytuacji – rzekł.
– Kiedy facet przykładał mi nóż do szyi, nie spieszyłeś się specjalnie, żeby mnie ratować!
Eriq zamarł. Minęło kilka sekund, zanim zaczął szukać usprawiedliwienia.
– Przecież nawet bym nie zdążył… – zaczął i ucichł.
– Proszę cię, idź sobie – powtórzyła po prostu Nicole.
– Jeśli naprawdę tego chcesz… – rzekł. – Jutro do ciebie zadzwonię! – dodał, wychodząc.
Nicole poczuła ulgę, gdy znikł za drzwiami. Wróciła do salonu. Zgasiła wszystkie lampy i po cichu przysunęła fotel do kanapy, żeby znaleźć się jak najbliżej Marka.
Jedynym źródłem światła w pokoju był teraz pomarańczowy błysk spalających się w kominku bierwion. Wokół panował spokój.
Wyczerpana, zdezorientowana Nicole położyła swoją dłoń na dłoni męża i zamknęła oczy. Byli tutaj tak szczęśliwi! Gdy wreszcie znaleźli ten dom, prawie oszaleli z radości. Był to tak zwany brownstone, powstały pod koniec XIX wieku. Budowla miała fasadę z brązowego kamienia i ładny ogród. Kupili ją dziesięć lat wcześniej, tuż przed narodzinami dziecka, które zamierzali wychowywać z dala od zgiełku panującego na Manhattanie.
Kilka oprawionych fotografii na półkach biblioteki przypominało o tych