PONIEWAŻ CIĘ KOCHAM. Гийом Мюссо
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу PONIEWAŻ CIĘ KOCHAM - Гийом Мюссо страница 6
Szczęśliwe dni, które odeszły na zawsze…
Mark zakaszlał przez sen. Nicole przebiegł dreszcz. Mężczyzna śpiący na kanapie nie miał wiele wspólnego z tym, którego kiedyś poślubiła. Jedynie oprawione w ramki dyplomy i nagrody, wiszące niczym trofea na ścianach pokoju, świadczyły o tym, że Mark był kiedyś renomowanym psychologiem. FAA i FBI odwoływały się do jego kompetencji jako specjalisty od leczenia urazów związanych z porwaniem lub katastrofą samolotu. Po jedenastym września był członkiem specjalnej grupy psychologów założonej w celu pomocy rodzinom ofiar oraz tym pracownikom World Trade Center, którzy ocaleli z katastrofy. Ponieważ nikt nigdy nie wychodzi bez traumy z takiego dramatu. Część nas wciąż słyszy krzyki, widzi szalejące płomienie i krew. Może nie umarliście, ale czujecie się zbrukani, męczy was poczucie winy, zżera głucha trwoga, wciąż zadajecie sobie to samo pytanie, na które nigdy nie znajdziecie odpowiedzi: dlaczego ja przeżyłem, a inni zginęli? Ja przeżyłem, a zginęło moje dziecko, moja żona, moi rodzice…
Pracując jako psycholog, Mark powierzał wnioski ze swych doświadczeń prasie popularnonaukowej. W swoich artykułach rozpowszechniał wiedzę na temat nowych terapii – hipnozy, psychodramy – nad którymi pracował jako prekursor wraz ze swym kolegą z zespołu i przyjacielem z dzieciństwa, Connorem McCoyem. Stopniowo stał się modnym psychologiem, którego często widywano w telewizji, i ta nagła sława spowodowała, że wraz z Nicole stali się nagle celebrytami. Słynny „Vanity Fair” w numerze poświęconym najgłośniejszym parom Nowego Jorku zamieścił czterostronicowy artykuł ilustrowany atrakcyjnymi zdjęciami, na których można ich było podziwiać w całej krasie. To było jak namaszczenie.
Jednak bajka z kolorowych stron żurnali prysła jak bańka mydlana. Pewnego marcowego popołudnia ich pięcioletnia córeczka Layla zaginęła w centrum handlowym w Orange County, znajdującym się na południu Los Angeles. Gdy widziano ją ostatni raz, oglądała zabawki na wystawie sklepu Disneya. Jej opiekunka, młoda Australijka, zostawiła ją samą na kilka minut, aby zmierzyć przecenione dżinsy firmy Diesel w butiku obok…
Ile czasu minęło, zanim zauważyła nieobecność dziewczynki? „Nie dłużej niż pięć minut!” – zapewniła policjantów prowadzących śledztwo. W tym wypadku równało się to wieczności. Przez pięć minut może się wydarzyć wszystko.
Wiadomo, że pierwsze godziny po zniknięciu dziecka są najważniejsze. To okres, w którym są największe szanse na to, żeby znaleźć je żywe. Po czterdziestu ośmiu godzinach szanse na to szczęśliwe rozwiązanie dramatycznie spadają.
Tamtego dnia, a był to 23 marca, lało. Mimo że dziecko znikło w biały dzień i w zatłoczonym centrum handlowym, policja miała trudności ze znalezieniem świadków wydarzenia. Przejrzenie taśm z kamer przemysłowych, które monitorowały to miejsce, nie przyniosło rezultatów, tak samo jak bezowocne okazało się przesłuchanie opiekunki, winnej co prawda pozostawienia dziecka bez opieki, ale przecież nie porwania.
Minęło wiele dni.
Przez kilka tygodni ponad stu policjantów z psami gończymi i wspomaganych z powietrza przez helikoptery przeczesało każdy metr kwadratowy całego hrabstwa. Ale mimo wysiłków FBI nie znaleziono żadnego śladu po dziewczynce.
Minęło wiele miesięcy.
Policja była zbita z tropu brakiem jakichkolwiek wskazówek. Nikt nie zażądał okupu. Nie było żadnych poszlak. Niczego.
Minęły lata.
Od pięciu lat zdjęcie Layli wisiało na każdym dworcu, lotnisku, na każdym budynku pocztowym obok zdjęć innych zaginionych dzieci.
Layla znikła. Wyparowała.
*
Tamtego dnia, 23 marca 2002 roku, życie Marka się zatrzymało.
Zniknięcie córki pogrążyło go w kompletnej rozpaczy. Ból i poczucie winy niczym wybuch wewnętrznego wulkanu odcięły go od jego zawodu, od żony, od przyjaciela.
W ciągu pierwszych miesięcy zaangażował najlepszych detektywów, którzy zabrali się do drobiazgowego śledztwa. Bez rezultatu. Wówczas sam zaczął szukać dziecka.
Te poszukiwania, z góry skazane na niepowodzenie, trwały trzy lata, po czym Mark również znikł. Nie pozostawił żadnej wiadomości ani żonie, ani Connorowi.
Nicole przeżyła tę rodzinną tragedię zupełnie inaczej. Początkowo rozpaczy towarzyszyło poczucie konkretnej winy: to ona naciskała, aby Layla pojechała z nią do Los Angeles, gdzie skrzypaczka została zaproszona na serię recitali. To ona znalazła opiekunkę, przez którą zdarzył się dramat. Aby stawić czoło najgorszemu, znalazła jedno wyjście: pracę. Zaczęła dawać jeden koncert za drugim, nagrywać płyty, zgodziła się nawet na wywiady na temat porwanej córki w gazetach i w telewizji, stając się z własnej woli ofiarą niezdrowego zainteresowania publiczności.
Mimo to były dni, gdy ból stawał się nie do zniesienia. Kiedy nie umiała już zwalczyć ponurych myśli, wynajmowała pokój w hotelu, kładła się do łóżka i chowała pod kołdrę, odcinając się w ten sposób od świata jak niedźwiedź zapadający w zimowy sen.
Każdy walczy z cierpieniem po swojemu…
*
Nagle w kominku strzeliło płonące polano. Mark drgnął i otworzył oczy. Podniósł się gwałtownym ruchem i przez kilka sekund nie mógł się zorientować, gdzie jest i co się z nim dzieje.
Wszystko powoli do niego wróciło, gdy zobaczył twarz Nicole.
– Czy jesteś ranna? – spytał żony.
– Dzięki tobie, nie – odpowiedziała.
Przez chwilę zdawało się, że znów zapadnie w odrętwienie, lecz nagle zerwał się z łóżka.
– Błagam cię, nie wstawaj! Musisz odpocząć.
Jakby jej nie słysząc, poszedł w kierunku wielkiego okna. Za grubą szybą widać było zaśnieżoną cichą ulicę.
– Gdzie moje ubranie?
– Wyrzuciłam je, Mark. Było brudne.
– A mój pies?
– Wzięłam go ze sobą, był tutaj, ale uciekł.
– Muszę iść! – wykrzyknął Mark, niepewnie idąc w stronę drzwi.
Nicole stanęła przed nim, tarasując mu drogę.
– Posłuchaj, jest noc, jesteś ranny, wyczerpany… Nie widzieliśmy się od dwóch lat. Musimy porozmawiać.
Wyciągnęła do niego ręce, lecz on ją odepchnął. Chwyciła go mocno za ramiona, ale zaczął się wyrywać, uderzając niechcący o półki. Jedno ze zdjęć spadło na podłogę. Rozległ się hałas tłuczonego szkła.
Mark pochylił się, podniósł