Babka z zakalcem. Alek Rogoziński

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Babka z zakalcem - Alek Rogoziński страница 2

Babka z zakalcem - Alek Rogoziński

Скачать книгу

Luizy, przekonana, że prawdziwe cukiernictwo skończyło się wraz z użyciem pierwszego elektrycznego miksera i traktująca wszystkie nowe wynalazki jak prezenty od Lucyfera.

      Tadeusz Wilkowski – szef firmy cateringowej, przygotowującej menu na urodziny Luizy.

      Grażyna Kus – kelnerka, która fuchę na przyjęciu urodzinowym Luizy wzięła tylko dlatego, że nie widziała, w co się pakuje.

      Maria Tycjan – restauratorka i dawna rywalka Luizy, obecnie zaś jej przyjaciółka, jak przynajmniej mogłoby się zdawać.

      Lucjusz Marynin – przyjaciel Luizy, wypełniający powierzoną mu przez nią tajną misję.

      Oraz gościnnie:

      Róża Krull – gwiazda literatury kryminalnej, mająca nadzieję, że na urodzinach przyjaciółki czeka ją uczta dla podniebienia, i mocno rozczarowana faktem, że ktoś w czasie przyjęcia zakończył żywot, zanim zdążono zaserwować tort.

      Krzysztof Darski – komisarz policji, mający od pewnego czasu pewność, że Róża wykończy go nerwowo, i ciszący się każdym dniem, kiedy jeszcze jej się to nie udało.

      Piotr Kryński – lekarz sądowy i kumpel komisarza, uważający Różę za atrakcyjną kobietę i z tego powodu podejrzewany przez Darskiego o brak piątej, szóstej oraz pozostałych klepek.

      PROLOG

      Tydzień przed przyjęciem urodzinowym

      W ogromnym gabinecie, znajdującym się na trzydziestym piętrze prestiżowego stołecznego biurowca, którego właściciele za wynajęcie nawet małej, ciemnej klitki w podziemiach żądali takich opłat, jakby to była sala balowa pałacu Buckingham, siedziały naprzeciw siebie dwie osoby. Jedną z nich była kobieta, którą bez trudu rozpoznałby każdy jej rodak. Od lat była bowiem gwiazdą najpopularniejszego telewizyjnego show kulinarnego, a poza tym jej twarz regularnie pojawiała się na okładkach kobiecych magazynów i książek kucharskich tudzież na szyldzie i w logo prowadzonej przez nią firmy cukierniczej.

      Drugą osobą w gabinecie był szary, niczym niewyróżniający się człowieczek, sprawiający wrażenie przepraszającego za to, że żyje. Owe cechy, choć z pewnością mało kto uznałby je za zalety, znacznie ułatwiały mu wykonywanie zawodu prywatnego detektywa i wiele razy uchroniły go przez zemstą osób, które straciły przez niego pracę, znajomych albo rodzinę. Żadna z nich, choćby nie wiadomo, jaką krzywdę chciała mu wyrządzić, nijak nie mogła sobie bowiem przypomnieć, jak właściwie ów człowieczek wygląda.

      – Chcesz mi powiedzieć… – siedząca za potężnym mahoniowym biurkiem Luiza Mirska patrzyła z wyraźnym zdziwieniem na trzymany w ręku plik kartek i najwyraźniej nie umiała znaleźć odpowiednich słów, aby wyrazić swoje uczucia – …że nikt z nich… To znaczy… Naprawdę nie wiem, co mam o tym myśleć.

      Patrzący na nią ze współczuciem Lucjusz Marynin pokiwał ze zrozumieniem głową.

      – Mnie też trudno było w to uwierzyć – przyznał ponuro. – Dlatego zanim się spotkaliśmy, wolałem wszystko jeszcze raz zweryfikować. Nie ma tu ani jednego nawet odrobinę naciąganego faktu. Plotki i rozmaite hipotezy zostawiłem na inną okazję. Tu jest tylko to, co udało mi się sprawdzić i potwierdzić. Sama prawda.

      Luiza ponownie zatopiła się w lekturze. Jej towarzysz rozejrzał się w tym czasie po pomieszczeniu. Widać było, że na jego wyposażenie nie szczędzono pieniędzy. Sama kanapa musiała być warta więcej niż jego honorarium. A to bynajmniej nie należało do małych. Szaraczek znał swoją wartość i widział, że ludzie, którzy zwracają się do niego o pomoc, też zdają sobie sprawę z tego, że nie jest tani. Za to w swoim fachu bez dwóch zdań najlepszy.

      – Czy… – po kilku minutach Mirska znów skierowała wzrok w stronę swojego gościa – …komuś z nich coś grozi?

      Na twarzy mężczyzny pojawił się ironiczny uśmieszek.

      – Z tego, co mi wiadomo, przynajmniej trzem z nich nie, a i czwarty też się pewnie w razie czego wyłga – odpowiedział, po czym przejechał kciukiem i palcem wskazującym po brodzie, jak zawsze kiedy wygłaszał rzeczy, których nie był do końca pewny. – Oczywiście, jedni byli bardziej ostrożni, drudzy bardziej lekkomyślni. Ale ostatecznie wszyscy spadli na cztery łapy. Widać… mają to we krwi.

      Luiza rzuciła mu ostre spojrzenie.

      – Co masz na myśli? – zapytała tonem świadczącym o tym, że czuje się dotknięta jego słowami.

      Szaraczek wzruszył ramionami.

      – Dokładnie to, co powiedziałem – rzekł obojętnie. – Nikt z nas nie jest przecież święty. Ty także…

      – Nie rozumiem… – głos Mirskiej zadrżał.

      Jej rozmówca przechylił się lekko ponad biurkiem i popatrzył na nią przenikliwym, świdrującym wzrokiem.

      – Tak się składa, że lubię sprawdzać, kim jest mój zleceniodawca – rzekł powoli – i w tym przypadku sam byłem zaskoczony, ile dziwnych rzeczy i, nazwijmy to, zbiegów okoliczności udało mi się odkryć. Ale zapewne nie będziesz zainteresowana raportem z tej części mojej pracy, prawda?

      Luiza skrzywiła się, po czym wróciła do lektury wręczonych jej wcześniej kartek.

      – Tak właśnie myślałem… – mruknął Lucjusz, przyjmując ponownie wygodną pozycję w fotelu, który zapewne też musiał kosztować majątek. Przez chwilę bawił się łańcuszkiem na swojej szyi, okręcając go wokół palca, a następnie rozplątując. Czekał cierpliwie, wiedząc, że jego towarzyszka nie doszła jeszcze do najważniejszej informacji, którą dla niej przygotował. Zawsze postępował zgodnie z zasadą: „najlepsze powinno pojawić się na końcu”. Kiedy usłyszał, że jego zleceniodawczyni gwałtownie nabiera powietrza, wiedział, iż właśnie doszła do clou lektury.

      – Jak to możliwe? – zapytała, nie próbując nawet ukryć szoku, w który wprawiło ją to, co właśnie przeczytała. – Jakim cudem…?

      – Och, akurat na to poszło bardzo dużo pieniędzy – poinformował ją. – Na szczęście, kto raz weźmie łapówkę, ten z pewnością nie odmówi jej już nigdy. A ty dałaś mi wolną rękę w szastaniu gotówką. To wiele ułatwiło. Mam tylko wątpliwość… – Znów się uśmiechnął. – Czy na pewno chciałaś się dowiedzieć aż tyle.

      W gabinecie znów zapanowała cisza.

      – A tu – Lucjusz sięgnął do torby i wyjął z niej szarą teczkę – mam dla ciebie mały bonus. Jeszcze nie wiem, czy ci się to do czegoś przyda, ale uznałem, że powinnaś o tym wiedzieć. Skoro już wziąłem pod lupę twoich krewnych, to przy okazji dowiedziałem się też tego i owego o twoich znajomych. Tak przy okazji… Sama ocenisz, czy to ważne. Niekoniecznie nawet teraz.

      Luiza ze zdziwieniem odebrała od niego teczkę, po czym potoczyła nieco bezradnym wzrokiem po leżących przed nią kartkach.

      – Co mi radzisz? – zapytała cicho.

      Lucjusz

Скачать книгу