Babka z zakalcem. Alek Rogoziński

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Babka z zakalcem - Alek Rogoziński страница 3

Babka z zakalcem - Alek Rogoziński

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Sugerujesz, że powinnam… – Kobieta popatrzyła na niego badawczo.

      Szaraczek pokiwał głową.

      – Dokładnie! Powinnaś zachować się dokładnie tak jak ona. Sprawić im lanie! Oczywiście, tylko w przenośni, bo przecież wiem, że idziesz z duchem czasu i nie chciałabyś wrócić do średniowiecza. Choć, patrząc na to, co ci dałem, może powinnaś…

      ROZDZIAŁ I

      – Czy to już wszystko, proszę pani?

      Zapatrzona w starannie udekorowany stół, na którym już niebawem pojawić się miały wykwintne dania, Luiza Mirska drgnęła i skierowała wzrok na stojącą obok niej kobietę. Następnie pokiwała głową.

      – Tak – odpowiedziała, uśmiechając się. – Jest po prostu idealnie! W tym roku przeszłaś samą siebie!

      Lucyna Staniec, która od kilku dni harowała w kuchni, jednocześnie pilnując, aby ekipa zatrudniona do sprzątania domu jej pracodawczyni, a składająca się z trzech młodych i na oko bardzo rozrywkowych Ukraińców, nie miała żadnych „nieplanowanych przestojów”, aż pokraśniała z radości. Patrząc na zadowoloną minę swojej pomocy domowej, Luiza pomyślała z rozbawieniem, że jej babka hrabina kojfnęłaby na zawał, gdyby kazano jej tytułować tym mianem zwykłą służącą. Jej samej też czasem wydawało się to dziwne. Tym bardziej że kiedy ponad czterdzieści pięć lat temu jej mama zatrudniała Lucynę do pomocy w ich rodzinnym domu, słowo to nie miało jeszcze pejoratywnego wydźwięku. Służąca była po prostu zawodem, takim jak setki innych. A teraz…! Wszystko się pozmieniało. Ileż to razy Luiza musiała się ugryźć w język, kiedy to w ostatniej chwili przypominała sobie, że karła trzeba obecnie tytułować niskorosłym, wariata nazywać odmiennie uzdolnionym, a brzydala – kosmetycznie odrębnym. Gdy nauczyła kiedyś synka znajomych wierszyka o „Murzynku Bambo”, jego rodzice zrobili potem taką aferę, jakby co najmniej kazała mu wkuć na pamięć hymn Ku-Klux-Klanu! Co to się z tym światem porobiło?!

      Luiza zawsze bez problemu dostosowywała się do wszelkich nowinek. W zamierzchłych czasach PRL-u, jako pierwsza z rodziny, sprowadziła sobie z zagranicy telewizor z pilotem na baterie, który zresztą z powodu niedostępności tych ostatnich w sklepach przez jakiś czas służył jedynie za ozdobę jej salonu. Na długo przed innymi zaczęła też używać telefonu komórkowego, a potem smartfona. Szła więc z duchem czasu, a mimo to nie mogła zrozumieć całej tej „poprawności politycznej”, która zapanowała ostatnimi czasy. Co innego zresztą zdobycze technologiczne, a co innego kwestie dotyczące obyczajów, życia i ludzi. W tej dziedzinie Mirska była zdecydowaną konserwatystką. W jej własnym domu od dziesiątków lat nie zmienił się żaden rytuał. Codziennie z rana, dokładnie o ósmej trzydzieści, służąca – to znaczy, oczywiście, pomoc domowa–miała za zadanie obudzić ją, podając do łóżka przygotowane wcześniej śniadanie. Zwyczaj jedzenia w sypialni, choć niepraktyczny, został Luizie wpojony, gdy była dzieckiem. I choć czasem, zwłaszcza ostatnimi laty, powodował konieczność zmieniania pościeli, ubrudzonej jakimś upuszczonym przez nieuwagę produktem, to i tak kultywowała go bez dnia przerwy. Nawet na wakacje wybierała zawsze hotele, w których pierwszy posiłek dostarczany był do pokoju przez pokojówkę albo boya. Do zwyczaju owego musiał się też przyzwyczaić każdy z jej trzech mężów. Pierwszy – i właściwie jedyny, którego naprawdę kochała i z którym miała czwórkę dzieci – dostosował się do tego śpiewająco, bo był urodzonym hedonistą i jak większość takowych bynajmniej nie odczuwał potrzeby wstawania z łóżka skoro świt. Najczęściej udawało mu się z rozpędu przesypiać też i śniadania. Nie miał jednak o to pretensji, bo do pory lunchu wystarczała mu jedynie szklanka świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy. Luiza na początku ich znajomości próbowała mu przetłumaczyć, że raczenie się kwasem na pusty żołądek nie jest zbyt mądre, i że takim sposobem szybko dorobi się problemów gastrycznych, zgagi i innych okropieństw, ale jej tyrady na ten temat były doskonałą ilustracją przysłowia „gadał dziad do obrazu, a obraz doń ani razu”. Niestety, nie dane jej było sprawdzić, czy głoszone przez nią teorie znajdą potwierdzenie w praktyce, bowiem kilka dni po przyjściu na świat ich ostatniego potomka jej mąż zginął w wypadku samochodowym. Luiza, mając na głowie czwórkę szkrabów i rozwijającą się już wtedy prężnie firmę, nie mogła sobie pozwolić na długą żałobę. Szybko też, bo zaledwie po roku, stanęła po raz drugi na ślubnym kobiercu, nie do końca zresztą wiedząc, co nią kierowało. Owszem, schlebiało jej, że nowy partner uwielbiał ją nad życie i gotów był całować ziemię, po której stąpała, tudzież potrafił się znakomicie dogadać z jej dziećmi, sama jednak nijak nie potrafiła wykrzesać z sobie jakiegokolwiek uczucia choćby zbliżonego do miłości. Z czasem ów sympatyczny, ale przy okazji też nudny, ciapowaty i marudny mężczyzna zaczął ją mocno irytować. Kiedy zaś pewnego dnia usiłował zaprotestować przeciw jej porannemu rytuałowi, pytając, czy „to wścibskie babsko”, jak nazwał Lucynę, „musi go codziennie budzić, podtykając pod nos przypaloną jajecznicę”, usłyszał w odpowiedzi, że jego małżonka lubi zaczynać dzień śniadaniem, za to niekoniecznie w jego towarzystwie. Groźba zawarta w tym zdaniu została zresztą błyskawicznie wcielona w życie, bo już od następnej nocy buntownik musiał zadowolić się miejscem na kanapie w gościnnej sypialni, a po kolejnych kilku miesiącach zmienił, wbrew własnej woli, stan cywilny na rozwodnika.

      Z trzecim mężem Luiza na wszelki wypadek nie eksperymentowała, tylko od razu zapowiedziała, że będą spali osobno. Tym bardziej że nie wyszła za niego z namiętności, bo trudno było takową poczuć do kogoś, kto wyglądał jak stary, pomarszczony kozioł, a jedynie dla interesów. Gustaw Lin, bo tak zwał się ów brzydal, był przez lata jednym z jej najgroźniejszych zawodowych rywali. Luiza wykorzystała fakt, że starszy od niej o blisko dwadzieścia lat biznesmen cierpiał na najbardziej smutną chorobę współczesnego świata, czyli samotność. Staruszek szybko uległ jej wdziękowi, nie zdając sobie nawet sprawy, że tym samym zdejmuje Luizie pętlę z szyi. Jej biznes przeżywał bowiem wówczas spore turbulencje, które mogły się zakończyć nawet plajtą. Fuzja z największym konkurentem dała firmie Luizy pozycję bez mała monopolisty na rynku cukierniczym. Kiedy zaś kilka miesięcy później biznesmen powędrował na spotkanie ze Świętym Piotrem, zostawiając swojej żonie na koncie kilka milionów w stabilnej europejskiej walucie, Mirska wiedziała, że może już przestać martwić się o przyszłość. To było dokładnie trzy i pół roku temu…

      Po śmierci Gustawa Luiza doszła do wniosku, że złota zasada „do trzech razy sztuka” powinna dotyczyć także związków i postanowiła skoncentrować się już tylko na prowadzeniu biznesu. Wtedy też dotarło do niej, że ma dzieci. Wcześniej ów fakt jakoś nie zaprzątał jej głowy. Kiedy były małe, zatrudniała do nich niańki, a kiedy podrosły – guwernantki. Na studia wyprawiła je za granicę, do uczelni z internatem. W ten sposób prawie nie zauważyła, kiedy cała czwórka dorosła, i zawsze bardzo się dziwiła, słysząc, że macierzyństwo to ciężka harówka. Fakt, że jej samej pomagało przy nim kilka osób, bo nad wszystkim czuwała dodatkowo niezawodna Lucyna, cudownie umykał jej uwadze. Tak… Nawet najbardziej życzliwe Luizie osoby musiały przyznać, że była ona odrobinę oderwana od rzeczywistości. Nie przeszkadzało jej to, a wręcz pomagało w osiąganiu spektakularnych sukcesów biznesowych. Nie było dla niej rzeczy niemożliwych do zdobycia, a sformułowanie: „nie da się” brzmiało w jej uszach jak wezwanie do boju. Nic więc dziwnego, że w ciągu kilku lat stworzoną przez nią firmę cukierniczą „Raj” poznali wszyscy Polacy, a zamówienia na bajeczne torty, pyszne ciastka i fantazyjne desery składały nawet gwiazdy kina i estrady oraz partnerki kolejnych asów sportu, rekinów finansjery czy grubych ryb świata polityki. Popularność Mirskiej sięgnęła zenitu, kiedy jedna ze stacji telewizyjnych zaproponowała

Скачать книгу