Zła wola. Jorn Lier Horst
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zła wola - Jorn Lier Horst страница 5
Na ścieżce leżało zwalone drzewo. Konwojenci musieli pomóc więźniowi pokonać przeszkodę.
– Stiller!
To był głos ojca.
– Tak?
– Możemy zamienić dwa słowa, zanim pójdziemy dalej?
Stiller poprosił konwojentów o krótką przerwę. Wisting podszedł do niego. Line słyszała ich cichą rozmowę w słuchawkach przez mikrofon Stillera.
– Nie podoba mi się to – powiedział ojciec. – Przeszliśmy tą ścieżką już ponad sto metrów. To nielogiczne.
– Co masz na myśli? – spytał Stiller.
– Pozostałe dwa groby znajdowały się w odległości mniejszej niż dwadzieścia metrów od miejsca, w którym zaparkował samochód. Po co miałby nieść zwłoki ponad pięć razy dalej?
Stiller odwrócił się i spojrzał w głąb ścieżki.
– Daleko jeszcze? – spytał.
Line zrobiła zbliżenie twarzy Kerra i usłyszała przez słuchawki, jak mężczyzna zebrał ślinę i znowu splunął.
– Nie – odparł.
– Jak daleko jeszcze?
Kerr wzruszył ramionami, milczał przez chwilę, po czym rzekł:
– Jakieś dwieście metrów. Po prawej stronie będzie stare ogrodzenie dla owiec. Jest w nim otwór. Wtedy będziemy już prawie na miejscu.
Stiller zrobił kilka kroków w jego stronę.
– Dlaczego zawlokłeś ciało tak daleko od drogi? – spytał.
– Żeby nikt go nie znalazł – odparł Kerr. – I opłaciło się, co nie?
– Wiem, o które ogrodzenie mu chodzi. – Line usłyszała komentarz ojca. – To co najmniej trzysta metrów stąd.
Po chwili podszedł do nich Gram.
– Co robimy? – spytał.
Stiller nie zdążył odpowiedzieć, bo do rozmowy wtrącił się Claes Thancke:
– Przepraszam, że musicie iść tak daleko, ale zdaje się, że mój klient miał wskazać rzeczywiste miejsce ukrycia zwłok, a nie takie, które najbardziej wam pasuje – stwierdził ironicznie.
– To powinno być z nim wcześniej ustalone – skwitował Gram.
– Nie chciał nam podać dokładnej lokalizacji – tłumaczył się Stiller. – Ani w którym kierunku będziemy szli, ani jak długo.
Nagle zabrzęczał łańcuch od kajdanek na nogach więźnia. Żeby podrapać się w czoło, Kerr musiał opuścić głowę.
– Idziemy dalej – zdecydował Stiller.
Kittil Gram wysłał naprzód przewodnika z psem, wydając mu rozkaz jak najszybszego dotarcia do ogrodzenia dla owiec. Pozostali poruszali się w tempie Kerra. Zaledwie kilka metrów dalej więzień potknął się o wystający korzeń. Przewrócił się do przodu i chociaż próbował zamortyzować upadek, uniemożliwiły mu to kajdanki na nogach. Mimo to udało mu się obrócić i upaść na prawe ramię zamiast na twarz.
Dwóch policjantów musiało pomóc mu wstać.
– Wszystko w porządku? – spytał Stiller.
Kerr nie odpowiedział. Zamiast tego zaczął ruszać ciałem, próbując strząsnąć z siebie ściółkę leśną.
– Kajdanki transportowe nie nadają się do chodzenia po lesie – zaprotestował Claes. – Niepotrzebnie narażamy mojego klienta na niebezpieczeństwo. Przecież współpracuje z policją.
– I to jest część tej współpracy – skomentował Gram i sprawdził, czy kajdanki na rękach nie obluzowały się. – Idziemy dalej.
Ruszyli przed siebie. Kerr nadal narzucał tempo. Pod ich stopami chrzęściły zeszłoroczne liście. Line przełożyła kamerę do drugiej ręki i niosła ją na wysokości biodra. Kamera nie ważyła więcej niż kilka kilogramów, a mimo to ciężko jej było trzymać ją przez cały czas w górze.
Ścieżka poszerzyła się i skręciła lekko na północ. Las zmienił charakter. Gęste drzewa liściaste ustąpiły miejsca większym drzewom o krzywych, chropowatych pniach i powykręcanych gałęziach.
Kerr spojrzał za siebie. Line słyszała jego oddech w słuchawkach. Krótki i przerywany.
Kiedy znowu się odwrócił, stracił równowagę. Policjant idący najbliżej próbował go złapać, ale Kerr i tak upadł.
Line zrobiła zbliżenie. Kiedy go podnieśli, miał małą krwawiącą ranę na policzku.
– Zadrapałeś się – powiedział do niego Thancke. – Mamy coś z tym zrobić czy idziemy dalej?
Claes Thancke znowu zaprotestował przeciwko zastosowaniu kajdanek transportowych, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.
– Idziemy dalej – odparł Kerr.
Po dwóch minutach marszu po prawej stronie zobaczyli stare ogrodzenie z siatki. Dawne pastwisko dla owiec było zarośnięte. Część słupków zbutwiała, a fragmenty zerwanego ogrodzenia leżały w wysokiej trawie.
Policjant z psem czekał już na nich przy pozostałościach furtki. Stamtąd, aż do strumienia, rozciągało się trawiaste zbocze.
Konwój zatrzymał się.
– Musimy tam zejść – powiedział Kerr, wykonując ruch głową.
– To jeszcze bardziej nierówny teren niż ścieżka, którą szliśmy – stwierdził Thancke. – Schodzenie po zboczu w kajdankach na nogach jest absolutnie niewskazane. Ryzykujecie, że mój klient dozna poważnych obrażeń.
Gram i Stiller podeszli do Wistinga. Line poprawiła słuchawki. Skóra pod nimi stała się wilgotna, ale nie zdjęła ich, ponieważ chciała słyszeć, co mówią mężczyźni.
– Ma rację – powiedział ojciec.
Stiller przytaknął.
Ojciec rzucił okiem na więźnia i przeniósł wzrok z powrotem na Grama.
– Co ty na to, żeby zdjąć mu kajdanki z nóg?
Gram skinął głową.
– Zgadzam się, o ile zostanie w kajdankach na rękach.
– Okej, jak chcecie – powiedział Stiller.
Kerr