Zamiana. Beth O'leary
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zamiana - Beth O'leary страница 11
Straż Sąsiedzka Hamleigh to nieformalne, lecz prężnie działające stowarzyszenie. Przestępczość bardzo niepokoi mieszkańców Hamleigh-in-Harksdale, mimo że o ile dobrze pamiętam, jedynym przestępstwem popełnionym tu w ciągu ostatnich pięciu lat była kradzież kosiarki Basila… choć później okazało się, że pożyczyła ją od niego Betsy, która zaklina się, że wcześniej pytała go o zgodę. Wszystko jedno, komu należałoby wierzyć, trudno jednak mówić o epidemii przestępczości u nas, więc cotygodniowe dwugodzinne zebranie wydaje się lekką przesadą.
Na szczęście teraz ja dowodzę Strażą Sąsiedzką, a Betsy jest wicekomendantką (uzgodniono, że ze względu na wspomnianą przeszłość kryminalną Betsy nie może pełnić funkcji komendantki). Ponieważ – formalnie rzecz biorąc – nie jesteśmy Strażą Sąsiedzką, ale grupą ludzi, którzy lubią patrzeć na ręce sąsiadom, nie musimy trzymać się żadnych zasad ani przepisów. Dlatego przestaliśmy udawać, że rozmawiamy o przestępczości, i skupiamy się na plotkach, skandalach we wsi i narzekaniach na konkurencyjne wioski. Potem wprowadziliśmy ciastka gratis w sporej ilości, zaopatrzyliśmy krzesła w poduszki i sprawiliśmy sobie tabliczkę TYLKO DLA CZŁONKÓW, którą wieszamy na drzwiach sali podczas zebrań, co wzbudza zazdrość w każdym, kto nie należy do Straży Sąsiedzkiej, a wszyscy jej członkowie zadzierają nosa, dumni z tego, że zaliczają się do klubu.
Betsy rozpoczyna zebranie, stukając sędziowskim młotkiem w stolik. (Bóg jeden wie, skąd wzięła ten młotek, ale korzysta z każdej okazji, by go użyć. Któregoś dnia, gdy Basil był wyjątkowo napastliwy podczas wyjazdu na bingo, stuknęła go nim w czoło. To skutecznie zamknęło mu usta. Doktor Piotr wziął ją później na bok, aby jej wyjaśnić, że ze względu na udar, jakiego niedawno doznał Basil, powinien unikać urazów głowy).
– Jaki jest pierwszy punkt porządku obrad?! – woła Betsy.
Podaję jej program zebrania.
20 marca, zebranie Straży Sąsiedzkiej
1. Powitanie
2. Poczęstunek: herbata i ciastka
3. Doktor Piotr: kwestia parkowania przed przychodnią lekarską
4. Roland: czy nadal bojkotujemy bar Julie? Wniosek o rewizję decyzji – brak innych miejsc, w których można kupić kanapki z bekonem
5. Betsy: wyjaśnienie, czy rzeczywiście wraca moda na spodnie culotte
6. Ciastka, herbata
7. Eileen: wieczór przebojów filmowych sprzed lat – wniosek o zakaz wyświetlania filmów z Jackiem Nicholsonem, trudno go już znieść, na pewno istnieje jakiś inny starszy pan, który potrafi grać
8. Basil: najnowsze wieści z frontu Wojny z Wiewiórkami
9. Jakieś przestępstwa?
10. Ciastka, herbata
11. Wolne wnioski
Herbatę parzy Basil, co oznacza, że będzie paskudnie słaba i połowa z nas będzie miała torebki w kubkach, bo z powodu swojej krótkowzroczności Basil nie zauważa, których nie wyłowił. Betsy przyniosła natomiast znakomity zestaw herbatników. Chrupię imbirowe ciastko, a Piotr z przejęciem mówi o „tych z nas, którzy stawiają skutery inwalidzkie w poprzek dwóch miejsc parkingowych” (ma na myśli Rolanda) i o „konsekwencjach takiej sytuacji dla innych pacjentów” (chodzi o Basila, który zawsze na to narzeka).
Myślę o liście leżącej na stole w mojej jadalni i bezwiednie wyobrażam sobie seks z doktorem Piotrem, w wyniku czego kawałek herbatnika wpada nie tam, gdzie powinien; cała Straż Sąsiedzka na moment wpada w panikę i wszyscy walą mnie w plecy. Gdy Betsy szykuje się do wykonania chwytu Heimlicha, odzyskuję głos i informuję zebranych, że już wszystko w porządku. I że gdybym naprawdę się udławiła, wolałabym, aby niezbędne chwyty wykonywał raczej doktor Piotr. Kiedy to mówię, ja i on wymieniamy ponad głową Betsy rozbawione spojrzenia. Z iskierką nadziei zastanawiam się, czy być może nie jest to odrobinę zalotne spojrzenie, chociaż minęło sporo czasu i nie jestem zbyt pewna, po czym to można rozpoznać.
Jak było do przewidzenia, Betsy jest dotknięta moim komentarzem, zaraz jednak pochłania ją dyskusja o tym, czy do łask wróciły spódnicospodnie. Temat pojawił się, ponieważ w zeszłym tygodniu Kathleen powiedziała Betsy, że to ostatni krzyk mody, i Betsy kupiła sześć par za pośrednictwem telezakupów. (Kathleen, która ma trzydzieści pięć lat, znacznie obniża średnią wieku Straży Sąsiedzkiej. Żadne z jej trójki dzieci nie skończyło jeszcze sześciu lat, więc Kathleen rozpaczliwie szuka okazji, by wyrwać się z domu, dlatego zapisała się na wszystkie dostępne zajęcia w wiosce). Ponieważ w związku ze swoim zakupem Betsy przechodzi kryzys zaufania, chce przeprowadzić w tej sprawie głosowanie. To jej ulubiona forma gwarancji, że nikt nie będzie jej za cokolwiek oceniał – jeśli decyzja zapada demokratycznie, winni są wszyscy.
Straż Sąsiedzka orzeka, że culotte rzeczywiście wróciły do łask, choć moim zdaniem Basil przypuszcza, że chodzi o jakieś francuskie warzywa, a jego głos okazał się rozstrzygający.
Po drugiej turze poczęstunku przedstawiam kwestię filmów z udziałem Jacka Nicholsona, ale zostaję przegłosowana: o dziwo, jego zagorzałą wielbicielką okazuje się Penelope. Następnie Basil przez jakiś czas ględzi o wiewiórkach, a to zawsze dobry moment na drzemkę, jeśli podczas zebrania kogoś ogarnie senność, potem przychodzi pora na ciastka i na najważniejszy punkt porządku obrad, czyli „jakieś przestępstwa”. Znany także pod nazwą „najświeższe plotki”.
– Eileen, Betsy twierdzi, że sprzedałaś samochód – mówi Penelope, mrugając do mnie jak sowa z drugiej strony kręgu. Ma budowę ciała drobnego ptaszka; wydaje się szalenie krucha i zawsze się obawiam, że coś sobie złamie, ale w rzeczywistości jest twarda jak stal. Widziałam kiedyś, jak strzelała z pistoletu na wodę do kota, kiedy zasadził się na gniazdo jej sikorek; trafiła go prosto w oko.
– Uważam, że to rozsądne z twojej strony, Eileen, że kończysz z prowadzeniem samochodu – dorzuca swą opinię Betsy.
– Ależ ja nadal prowadzę samochód – odpowiadam, prostując się na krześle. – Korzystam z wozu Marian.
– Ciągle prowadzisz? – zdumiewa się Betsy. – Ojej, to odważne po tym nieszczęśliwym wypadku na Sniddle Road!
Betsy to osoba pełna dobroci i serdeczna przyjaciółka, mimo to doskonale potrafi mówić nieprzyjemne rzeczy tonem, który wyklucza wszelki sprzeciw. Jeśli chodzi o mój „nieszczęśliwy wypadek” na Sniddle Road, nie warto go w ogóle wspominać. Przyznaję, że to nie była najlepsza próba zaparkowania, ale kto by się spodziewał, że terenowy samochód tamtego faceta tak łatwo się wgniecie? Wóz wyglądał jak cholerny czołg.
– To znaczy, że dałaś sobie spokój ze swoim najnowszym projektem? – pyta Basil, strzepując z wąsów okruchy ciastka. – Zdaje się, że woziłaś samochodem zagubione psy, prawda?
– Pomagałam tym miłym ludziom ze schroniska dla psów w Daredale – odpowiadam z godnością. – Teraz mają już własny transport.
– Pewnie niedługo wpadniesz na nowy pomysł! – Basil chichocze.
Patrzę