Pokłosie przekleństwa. Edyta Świętek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pokłosie przekleństwa - Edyta Świętek страница 4
– Cicho! – syknął. – Ty nic nie rozumiesz!
– A co tu jest do rozumienia?
– Chodź do mnie, pogadamy – zaproponował.
Na szczęście dopingowana ciekawością siostra spełniła tę prośbę. Zamknęli się w jego pokoju. Widać na razie Mira nie zamierzała robić użytku ze swojej wiedzy. W to, że wyniknie z tego coś nieprzyjemnego, Janek nie wątpił.
– No dobrze – zaczęła. – Wyjaśnij mi, w czym rzecz. Jesteś pedałem? Ojciec pewnie jeszcze nic o tym nie wie – odgadła.
– Nie, to nie tak! Nie jestem żadnym pedziem.
– To po co ta kiecka i makijaż? Kręcą cię zboczeństwa, świntuszku? – zapytała zgryźliwie.
– Nie! – zaprotestował kolejny raz. – To po prostu taka zabawa. Faceci przebierają się za kobiety. Nie ma o co bić piany.
Pomyślał, że może zdoła zbagatelizować problem. No bo w gruncie rzeczy czy faktycznie zrobił coś złego?
– No… Nie wiem. Tatko na pewno nie byłby zachwycony, gdyby o tym usłyszał. To takie… niemęskie, a on ma przecież fioła na punkcie testosteronu. – Świdrowała brata przenikliwym wzrokiem. Jej głos niby brzmiał łagodnie, lecz kryła się w nim mroczna głębia. – Tak teraz myślę… Wspominać mu czy nie? – Położyła dłoń na klamce, jakby chciała odejść.
– Mira, nie! – zaprotestował. – Daj spokój! Przecież mówiłem ci, że to tylko forma rozrywki. Wiesz, ilu facetów tak się bawi?
– Osobiście nie znam ani jednego. Ups! No teraz to już poznałam. Natomiast nie wyobrażam sobie wujka Kazika w babskiej kiecce. Ani tym bardziej ojca. Chociaż, kto wie? Może źle ich oceniłam? Może oni też tak robią, gdy żony spuszczają ich z oczu? Może właśnie o to chodzi w tych hm… męskich sprawach? – Zrobiła minę, jakby nagle doznała olśnienia. – Zapytam go o to!
Nacisnęła klamkę, lecz nie zdążyła otworzyć drzwi, ponieważ młody dopchnął je do futryny własnym ramieniem. Boleśnie się przy tym stłukł, lecz na razie adrenalina przyćmiewała bodźce. Ważniejsze było zachowanie resztek godności w oczach ojca. Bo w to, że Tymoteusz ostro potępiłby podobne harce, Jasiek nie wątpił.
– Mira, nie! Proszę, nie rób tego! Nie widzisz, że tato ma dość zmartwień? Chcesz mu jeszcze dokładać?
– Ja? Skądże znowu!
– Więc nie zadawaj mu głupich pytań. Dobrze wiesz, że on nie zrozumiałby takiego sposobu na rozrywkę. Ale przecież nie ma w tym nic złego! Chcesz przyprawić go o zawał serca?
– No, zawał w tym przypadku byłby niemalże murowany – przyznała. – W sumie mogłabym pod pewnymi warunkami odpuścić sobie drążenie tematu.
– Jakie są te warunki?
Ogarnął go strach, że nie zdoła zaspokoić oczekiwań siostry. Ta jednak okazała się nad wyraz wspaniałomyślna. Przynajmniej w jego odczuciu.
– Dobrze, powiedzmy, że puszczę w niepamięć to, co zobaczyłam w Savoyu. Ale w zamian oczekuję od ciebie, że będziesz omijał firmę szerokim łukiem. Twoja noga nigdy tam nie postanie! Nawet gdyby Malczewski wyjebał cię na zbity pysk, masz nie przyjmować żadnych ofert taty! To, że ja tam nie pracuję, jest sytuacją przejściową – powiedziała dobitnie. – Za kilka dni wszystko wróci do normy. Co ty na to?
Chłopak odetchnął z ulgą. To nie było trudne zadanie i nie kosztowało go ani grama wysiłku.
– Możesz być spokojna. Dłutex w ogóle mnie nie interesuje – odparł bez zawahania.
I co z tego, że ojciec zarabiał fortunę? Jasiek dobrze wiedział, że nigdy w życiu nie mógłby pójść w jego ślady. Nie byłby w stanie ugrzęznąć wśród młotków, śrubokrętów i innych narzędzi. Nawet gdyby stracił pracę w butiku, nie zwróciłby się do Tymka po pomoc.
Może wtedy poprzestałby wyłącznie na występach w przebraniu Rity?
Za oknami panowały ciemności. W salonie Dereniów włączone były tylko dwa kinkiety, które zaledwie rozpraszały mrok. Znacznie więcej światła dawał ogień trzaskający w kominku. Z głośników starej diory, której Roman nie spieniężył przed operacją Karoliny, dobiegała mocno wyciszona muzyka. Dziewczynka spała spokojnie w swoim pokoju. Elektroniczna niania przekazywała jedynie delikatny, równomierny szmer oddechu – tak bywało każdej nocy, która minęła od operacji. Rodzice wciąż jeszcze nie przywykli do błogiego uczucia ulgi. Z przyzwyczajenia nasłuchiwali, czy nie zaczyna się atak epileptyczny.
Rano do Romana zadzwonił Piotr. Wydarzenie to było doniosłe i o tyle zaskakujące, że tym razem nie chodziło o sprawy związane z kwestą. Jesienią ubiegłego roku Kost zebrał wśród swoich znajomych oraz współpracowników datki, które przekazał na leczenie siostry. Gdy Dereń próbował mu za to podziękować, syn uciął rozmowę stwierdzeniem, że zrobił to wyłącznie dla małej. Żal mu było chorego dziecka. Z ojcem natomiast nie ma ochoty utrzymywać kontaktu.
Tym razem pogawędka miała zupełnie inny charakter. Mniej było w niej napięcia, więcej serdeczności. Piotrek wypytywał głównie o zdrowie Karolinki. Na ostatek rzucił coś o szacunku, jaki żywi do Romana za jego heroiczną walkę.
Tego wieczoru Dereniowie w końcu pozwolili sobie na mały luz. Nie było ku temu szczególnej okazji: żadnych imienin, urodzin, rocznicy upamiętniającej ważne wydarzenie. Siedzieli w ogołoconym salonie, sącząc tanie wino musujące i udając, że mają w kieliszkach najdroższego szampana. Poranna rozmowa z synem mocno podbudowała mężczyznę. W głębi duszy Romek żywił nadzieję, że zdoła ocieplić relacje z Piotrem. Na razie jednak chciał uczcić coś innego.
– Za zdrowie Karolci! – wzniósł toast.
– O tak, za Karolinkę! Moja dzielna dziewczynka! Przetrwała najgorsze – odparła Janina.
Stuknęli się kieliszkami, skosztowali alkoholu. Kobieta parsknęła śmiechem, odstawiając naczynie na stolik.
– Ech… Kiedyś bym tego nie tknęła. A teraz rozpiera mnie szczęście, że mam co celebrować zwykłym sikaczem.
– No, no! Ty się nie śmiej! – Romek zrobił minę człowieka wielce oburzonego, lecz w jego oczach migotały radosne ogniki. – Zobaczysz, że jeszcze wrócą czasy, gdy będziemy pili dom pérignona. Przetrwaliśmy najtrudniejszy okres. Forsę na spłatę długów jakoś zorganizuję. Będzie dobrze, Janeczko! – zakończył z wielkim optymizmem.
Podziwiała go szczerze. Skąd brał siłę na to, by myśleć o przyszłości i snuć wizję dobrobytu? Wszak był już po sześćdziesiątce! Ona od dawna żyła tylko tu i teraz. Miała zaplecze finansowe w postaci wypracowanej wcześniejszej emerytury. Również mąż otrzymywał podobne świadczenie – na szczęście w znacznie wyższej kwocie. Na życie im nie zabraknie, lecz spłata długów na pewno będzie bolesna