Zamknij drzwi. Rachel Abbott

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zamknij drzwi - Rachel Abbott страница 19

Zamknij drzwi - Rachel Abbott

Скачать книгу

Szukamy czegoś konkretnego, sir? – spytał Keith.

      – Chciałbym się dowiedzieć, czy z jakiegokolwiek powodu utrzymuje kontakty z ludźmi w Abu Zabi. Z przyjaciółmi, kolegami, rodziną. Poza tym, już nieco bliżej nas, sprawdź proszę, czy istnieją jakiekolwiek ślady, że mógł mieć romans, że uprawia hazard lub spotyka się z prostytutkami. Cokolwiek, co mogłoby mieć wpływ na jego związek z Jo. Oprócz normalnej kontroli historii połączeń warto może poszukać jakiejś nietypowej aktywności, na przykład długich rozmów prowadzonych o późnej porze. Znasz się na tym.

      – Oczywiście. Czy mogę spytać, co przychodzi panu do głowy? – zapytał Keith.

      – Wydaje mi się, że ten człowiek bardziej obawia się konsekwencji zakończenia związku, niż sądzi jego partnerka. Wyjątkowo przeraża go myśl, że po rozstaniu utraciłby kontakt z Millie, którą traktuje jak swoją córkę. Jeśli wszystko gra w ich relacji, to dlaczego się tak boi? A skoro o tym mowa, zrób to samo z Jo Palmer. Choć nie sprawia wrażenia, że planuje zakończyć ich związek, wydarzyło się coś, co ich zdestabilizowało, a ja chcę się dowiedzieć, co to jest.

      19

      Rob Cumba podniósł wzrok znad biurka, odkładając słuchawkę telefonu.

      – Przyszedł doktor Osoba, szefie – oznajmił. – Czeka w holu.

      – Dzięki, Rob.

      Tom skontaktował się wcześniej z Jumoke Osobą, znanym lepiej jako Jumbo – swoim ulubionym opiekunem miejsca zbrodni – i poczuł prawdziwą ulgę, że ten postanowił przyjechać. Wprowadzenie zespołu śledczego do domu Jo Palmer było skomplikowaną operacją. Nie dysponowali żadnymi dowodami, że dom był pod obserwacją, ale musieli założyć, że tak właśnie jest.

      Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. Choć Tom był wysokim mężczyzną, przy Jumbo zawsze czuł się jak krasnal. Facet był wielki pod każdym względem. W holu panowała cisza i Tom sobie uświadomił, ile upłynęło czasu, od kiedy zadzwoniła do niego Becky. Wieczór ustąpił już miejsca nocy.

      – Tutaj możemy porozmawiać – powiedział, wskazując niskie, obite skóropodobnym materiałem krzesła. Jumbo usiadł, a siedzisko ze świstem wypuściło powietrze pod jego ciężarem. – Cieszę się, że zjawiłeś się tak szybko.

      – Sprawa wygląda na poważną, a ty nalegałeś na pełną poufność.

      – Na szali mamy dziecko, Jumbo, a sam dobrze wiesz, jak podchodzę do zaginięć dzieci.

      Jumbo pokiwał głową. Nie po raz pierwszy pracowali wspólnie przy trudnym śledztwie.

      Tom szybko zrelacjonował mu wszystkie wydarzenia minionego wieczoru. Mężczyzna wysłuchał go w skupieniu.

      – Bezczelne bydlaki – mruknął, kiedy Tom wyjaśnił, jak przebrali się za policjantów.

      – I do tego sprytne. To właśnie mnie niepokoi. Działają w dobrze skoordynowany sposób, a to martwi mnie jeszcze bardziej. Na razie nie wiemy, z kim mamy do czynienia, więc dopóki nie natrafimy na jakieś namacalne tropy, gromadzimy informacje i sprawdzamy, dokąd nas zaprowadzą. Przez cały czas się zastanawiam, czy porwanie ojca nie jest jedynie zasłoną, a właściwym celem nie jest dziecko.

      Jumbo popatrzył na niego z powagą.

      – Czego ode mnie oczekujesz?

      – Musimy działać szybko i wprowadzić niezauważenie kilku twoich ludzi na teren nieruchomości. Ludzi, którym możesz całkowicie zaufać. Wyślemy oczywiście wraz z nimi funkcjonariuszy. Uważam to za mało prawdopodobne, że któryś z porywaczy tam wróci, ale mogą uznać, że Jo jest tam sama, więc należy zachować ostrożność.

      Jumbo się uśmiechnął i białe zęby zabłysnęły na tle czarnej twarzy.

      – Nie wierzę, ty dajesz mi ochronę! Nie wydaje mi się, żeby znalazło się wielu takich, którzy byliby w stanie zrobić mi krzywdę, nie sądzisz, Tom?

      – Zapewne nie, ale nie o to w tym chodzi. Zamierzasz wejść tam osobiście?

      – A znajdziesz kogoś lepszego? – Jumbo uniósł dłonie i wzruszył ramionami.

      – Nie – przyznał Tom z uśmiechem i zaczął mu wyjaśniać, czego tak naprawdę szukają.

      – Z tego, co nam wiadomo, ci dwaj, którzy upozorowali aresztowanie Rajaviego, nie weszli głębiej niż za frontowe drzwi, ale ta rzekoma pracownica opieki społecznej i trzeci detektyw przebywali w salonie. Jo Palmer jest przekonana, że wszyscy nosili rękawiczki. Nie zastanawiała się nad tym specjalnie, bo wieczór był paskudny i mroźny, więc nie jestem pewny, co znajdziesz.

      – Przekonamy się. Rzadko się zdarza, że ktoś potrafi wejść i wyjść, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Mamy zwrócić uwagę na coś szczególnego?

      – Poproszę funkcjonariuszy, którzy będą ci towarzyszyć, żeby przeszukali gabinet Rajaviego. Chcę się dowiedzieć, dlaczego ktoś uznał go za wartego porwania. Robotę kryminalistyczną zostawiam tobie.

      – Bez możliwości wykluczenia gości, którzy pojawili się u nich w ciągu ostatnich kilku dni, będzie to dość trudne, Tom. Może mógłbyś zdobyć jakąś listę od tej kobiety – Jo, zgadza się? – Tom przytaknął. – Zakładam, że na ten moment nie zamierzasz zebrać DNA i odcisków palców od ludzi odwiedzających ostatnio ten dom – to byłoby jak ogłoszenie tego porwania w wieczornych wiadomościach – ale wszystko, co znajdziemy, może zaczekać, aż dowiemy się więcej.

      Jumbo miał rację i było to cholernie frustrujące. Nie było jednak mowy o żadnym oświadczeniu, o szczegółach przekazywanych komukolwiek spoza zespołu Toma, techników i tajnego zespołu operacyjnego, dopóki nie pojawi się żądanie okupu. Od porwania Asha i Millie upłynęło niecałe sześć godzin, więc dopóki nie będą dysponowali czymś więcej, musieli założyć najgorszy ze scenariuszy.

      – Spróbuję to rozpracować, Jumbo. Po co mieliby udawać policję, wiedząc, że kiedy nie zwrócą zakładników, ofiara natychmiast zgłosi się do nas?

      – Dla mnie wygląda to tak, że guzik ich obchodziło, czy o tym wiecie, czy nie. Są albo sprytni, albo cholernie zuchwali.

      – Miejmy nadzieję, że to drugie, i że nie są aż tak sprytni, jak im się wydaje.

      20

      Niedziela

      Jedynym odgłosem, jakie słyszeli Sandie Burford i dwóch jej ludzi, ukrywający się w cieniu drzewa, było monotonne kapanie wody z liści. Lodowate krople spadały jej na policzki, a kilka utorowało sobie drogę za kołnierz wodoodpornej kurtki i płynęło w kierunku kręgosłupa. Ledwie zwracała na to uwagę. Już wielokrotnie w swojej karierze musiała czekać na zimnie i deszczu. Najważniejsze, żeby nie dać się nikomu zauważyć. Ani usłyszeć.

      Warkot samochodowego silnika uświadomił jej, że mają towarzystwo, wycofała się więc nieco głębiej w mrok, obserwując auto, które wjechało na parking opuszczonego klubu. Wysiadły z niego

Скачать книгу