Długa noc w Paryżu. Dov Alfon
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Długa noc w Paryżu - Dov Alfon страница 8
3.
Jordania: potwierdzenie lub zaprzeczenie plotek na temat stanu zdrowia króla Abdullaha. Poniżej znajdował się czwarty punkt.
Oriana nie przypominała go sobie z lektury wczorajszego okólnika:
4. Iran: pełne lub częściowe informacje na temat członków rządu chińskiego, odpowiadających za możliwą sprzedaż Iranowi zaawansowanego wyposażenia wykorzystywanego w przemyśle jądrowym, włącznie z informacjami o łapówkach i życiu prywatnym.
– No dobrze – ciągnął Zorro energicznym tonem. – Pierwsze trzy zadania zostały rozesłane do wszystkich agentów, operatorów i jednostek zbierających informacje wywiadowcze, bez wyjątku – wyjaśnił, przesuwając kursorem od jednego punktu do drugiego. – Przy czwartym widać, że jest tu więcej konkretnych informacji. Został on rozesłany tylko do właściwych osób i jednostek. Od teraz jednak takie wytyczne będą się również pojawiać w liście ogólnym. Czy na tym etapie ktoś ma jakieś pytania?
– Przejdźmy do następnej części – zasugerował Rotelmann.
Nie odzywaj się. Nie odzywaj się. Nie odzywaj się.
– Ja mam pytanie – rozległ się głos z głębi pomieszczenia.
Oriana była szczerze zaskoczona, że nie wydobył się on z jej własnego gardła, i dopiero po chwili odwróciła się, żeby zobaczyć, kto to powiedział. Okazało się, że to szef oddziału operacyjnego – drugi najstarszy stopniem obecny przy stole, młody generał brygady. Pracownicy doskonale wiedzieli o niechęci, jaką żywił – z wzajemnością – do szefa gromadzenia danych wywiadowczych.
– Może pan je zadać – odparł Zorro z uśmiechem – ale to nie znaczy, że otrzyma pan odpowiedź.
– Najważniejsze to jedyny dokument, do jakiego mają dostęp wszystkie nasze jednostki. Zawsze występował tylko w jednej ostatecznej wersji, spisywanej przez samego szefa wywiadu. Kiedy i dlaczego to się zmieniło?
Zorro posłał Rotelmannowi spojrzenie, którego Oriana nie potrafiła rozszyfrować. Nagle z różnych stron posypały się pytania.
– Kto dostał czwarty punkt, a kto nie? – chciał wiedzieć jeden z przedstawicieli Mosadu, a funkcjonariusze z oddziału badań informacji dociekali, jakim cudem dostęp do informacji o irańskiej broni atomowej został ograniczony, a kwestia stanu zdrowia króla Jordanii nie. Zorro uniósł rękę, usiłując tym gestem zaprowadzić spokój.
Rotelmann interweniował, choć jego niechęć była wręcz namacalna.
– To uzasadnione pytania. Ten punkt wynika z bardzo wrażliwych danych jednostki osiem dwieście, w związku z czym postanowiono, że będzie on rozpowszechniany w ograniczonym zakresie. Spodziewaliśmy się, że szef sekcji specjalnej, Szlomo Tiriani, będzie z nami dzisiaj, żeby wyjaśnić tę sprawę, ale niestety go nie widzę.
Wszystkie oczy zwróciły się na Orianę. Rotelmann zauważył to i również spojrzał na Orianę siedzącą przy drugim końcu stołu.
– A kim jest ta młoda dama? – spytał, nie odrywając od niej wzroku. – Jestem pewien, że to nie Tiriani.
Spanikowany adiutant aż podskoczył.
– Panie generale, dowiedzieliśmy się, że Tiriani został wczoraj niespodziewanie zwolniony ze służby. Nie zostaliśmy o tym poinformowani. Ta pani – dodał, wskazując na Orianę takim samym gestem jak skarżypyta, z którym siedziała w ławce w trzeciej klasie – została przysłana w jego zastępstwie i ma reprezentować jednostkę osiem tysięcy dwieście na zebraniu. Być może pani porucznik – pogardliwie wycedził trzy sylaby jej stopnia – wyjaśni nam, jak doszło do czegoś takiego? – W drugiej części zdania jego głos nagle uniósł się o kilka tonów, jakby irytujący kolega z ławki zmienił się w przeświadczonego o własnej racji nauczyciela.
„Chwytaj dzień, nie czekaj, co przyniesie jutro”, mawiał jej ojciec, cytując Rzymian. Za jego sprawą potrafiła wyrecytować z pamięci większość tekstów Horacego. Poeta miał rację, nikt nie zamierzał dawać jej czasu do jutra. Odpowiedziała bez zastanowienia.
– Mogę to wyjaśnić, jeśli trzeba. Nie potrafię jednak znaleźć żadnego wytłumaczenia dla faktu, że od dwudziestu minut trzyma pan w rękach ściśle tajny raport z czarnym oznaczeniem i nie przekazał go pan natychmiast odbiorcy, szefowi wywiadu generałowi Rotelmannowi, który siedzi tuż obok pana.
W sali rozległy się szepty i szuranie krzeseł. Zorro popatrzył z niepokojem na Rotelmanna, a generał na Orianę. Na jego twarzy malował się tak nieprzenikniony wyraz, że mógłby równie dobrze włożyć maskę. Adiutant zaczął się jąkać, próbując odpowiedzieć, ale Oriana nie dała mu dojść do słowa.
– Zgodnie z wytycznymi szefa sztabu obrony Cahalu, w przypadkach naruszenia bezpieczeństwa tajnych informacji pracownik oddziału bezpieczeństwa ma obowiązek interweniować bez względu na stopień osoby popełniającej wykroczenie. Przykro mi, kapitanie, ale jeśli nie przekaże pan w tej chwili koperty generałowi Rotelmannowi, będę musiała pana zatrzymać pod zarzutem poważnego zaniedbania bezpieczeństwa ściśle tajnych dokumentów.
Na sali zapadła grobowa cisza. Oren popatrzył na przełożonego i podszedł do niego z kopertą w dłoni. Miał taką samą skruszoną minę jak skarżypyta, kiedy Oriana stłukła go na kwaśne jabłko.
Rozdział 12
Najdziwniejsze, przynajmniej zdaniem Abadiego, nie było to, że pasażer zniknął niedługo po lądowaniu w Paryżu. O wiele bardziej zdumiewający był fakt, że w całym tym bałaganie – na terenie terminala wreszcie ustawiano barierki, helikoptery krążyły nad budynkiem jak komary, a trzy psy szczekały jeden przez drugiego, bo wreszcie złapały ślad zapachu krwi – rozlegał się przyjemny kobiecy głos, proszący przez głośniki, by pasażerowie nie palili poza wyznaczonymi do tego miejscami.
Komisarz Léger najwyraźniej słyszał inne głosy. Zapalił kolejnego papierosa przed kabiną toalety, z której policjanci wydobyli nie tylko blond perukę, ale też czerwony hotelowy uniform i stanik z figami do kompletu. Silne substancje chemiczne przebarwiły materiał na ten sam odcień niebieskiego, ale na bluzce dało się dostrzec ciemniejsze plamy – prawdopodobnie ślady krwi.
– Obejrzeliśmy zapis z monitoringu już tysiąc razy – oznajmił inspektor, nie kryjąc frustracji. – Nie widać na nim ani Yaniva Meidana, ani waszej jasnowłosej porywaczki.
Meidan rzeczywiście nie zjechał stąd windą, dla Abadiego to było jasne. Jego ciało zostało najprawdopodobniej wepchnięte do zrzutu, Bóg jeden wie w jaki sposób. I tylko Bóg raczy wiedzieć, gdzie dokładnie wylądowało, razem z odpadami chemicznymi ze wszystkich innych budynków na lotnisku.
Porywaczka natomiast mogła stąd wyjść tylko jedną drogą. Funkcjonariusze analizujący nagranie szukali blondynki w czerwonym uniformie, ale do czasu wyjścia z windy kobieta w niczym już nie przypominała osoby, która do niej wsiadła.