Racer. Katy Evans
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Racer - Katy Evans страница 8
Moje spojrzenie spoczywa na niej.
Miodowe włosy, jasnozielone oczy – to jakiś pieprzony mokry sen. Mam mocno spięte mięśnie, jestem gotowy. Ale nie mogę się powstrzymać, aby do niej nie podejść. Serce wali mi jak młotem, gdy wyobrażam sobie, że biorę ją jako swoją nagrodę, że czuję, jak się pode mną rozpływa, że smakuję jej ust i pozwalam, aby pokazała mi swoje ulubione miejsca na ciele, bym mógł pieścić je z brawurą godną Racera.
– Co to ma być? Zabawa w odgrywanie ról? W zdzirowatą nauczycielkę? – mówi jakiś dupek.
– Ona nie jest żadną zdzirą – warczę ze złością, przeciskając się w jej stronę, a ona patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami zarówno z zainteresowaniem, jak i niepokojem.
Ostrzegałem ją, żeby trzymała się ode mnie z daleka – i powinna była posłuchać. Ale jest tutaj, kurwa, a ja jestem tak bardzo gotowy, aby zwalić ją z nóg, że niemal czuję jej smak na swoich ustach i dotyk jej skóry na swoich rękach.
– Gotowa na rajd swojego życia, Alano? – pytam szorstkim głosem.
Stoi mi. Stoi mi dla niej.
Kutas nabrzmiewa mi pod wpływem prędkości – tak, mam wzwód podczas rajdów – ale nigdy dotychczas nie był aż tak twardy.
Dziewczyna mruży oczy, zastanawiając się nad moim pytaniem.
– Spóźniłeś się – stwierdza władczym tonem, który z jakiegoś powodu mnie podnieca.
Uśmiecham się tylko i wracam do auta, pozwalając jej odprowadzić się wzrokiem.
Przed wyścigiem jestem naładowany testosteronem i nabuzowany do granic możliwości, a gdy go kończę, czuję się jak na haju, odurzony własną mocą.
Wypieprzę ją dzisiaj tak, jak jeszcze nikt jej nigdy nie wypieprzył. Bezszelestnie idę do swojego mustanga. Na karoserii znajdują się rysy, które są jej sprawką. Zanim dotrę dziś do mety, będę miał ich o tysiąc więcej – i dlatego to przewinienie uszło jej na sucho. I również z tego powodu, że była urocza i wydawała się taka zmęczona – jak ptak ze złamanym skrzydłem.
Gdy docieram do swojego auta, za moimi plecami rozlega się odgłos pospiesznych kroków kilkudziesięciu osób.
– O kurwa! – krzyczą dziewczyny.
– Przynieś aparat – wołają faceci.
Tak, są nabuzowani.
Bo jestem dobry. Bo nie mam sobie równych.
Otwieram drzwi, wchodzę do środka i czekam, aż poczuję się naładowany, aż zniknie wkurwiająca pustka, która rośnie we mnie. Nic na świecie nie jest w stanie mnie nasycić, zaspokoić. To przekleństwo rodu Tate’ów – przekleństwo, które odziedziczyłem po ojcu.
Ale dam sobie radę.
I nagle czuję zajebisty przypływ ekscytacji, bo dziś wieczorem ona będzie moja.
Preston odpala silnik chwilę po mnie i obaj puszczamy dym z rury wydechowej.
Przyglądam się swojej furze – nie tylko ze względu na jej urodę, ale też możliwości.
Jest cała czerwona, a w środku ma czarne siedzenia. Czterysta koni mechanicznych (dokonałem kilku przeróbek, aby do tego doprowadzić). Piękność. I aż się pali do jazdy.
Wrzucam bieg, podjeżdżam do linii startu i ustawiam się tuż obok Prestona.
Czuję, że na mnie spogląda. Sam też łypię na niego okiem, posyłając mu swój najbardziej triumfalny uśmiech.
„Dziesięć…” – Rozpoczyna się odliczanie.
„Dziewięć…”
„Osiem…”
„Siedem…”
„Sześć…”
„Pięć…”
„Cztery…”
„TRZY…”
„DWA…”
„JEDEN!!!”
Pisk opon ścieranych na asfalcie. Gaz do dechy. Czuję, jak siedzenie wibruje pode mną. Początkowo jadę spokojnie i moja piękność mruczy. Zmieniam biegi i sunę wąską ulicą, nabierając prędkości. Dociskam mocniej pedał gazu, wrzucam kolejny bieg.
Idziemy łeb w łeb.
Na liczniku mam sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Dwieście. Dwieście pięćdziesiąt.
Mkniemy teraz z zajebistą prędkością. Drzewa migają za oknem jak cienie. Preston podskakuje na wybojach tuż obok mnie. Wykonuję lekki skręt i przywieram oponą do jego koła, spychając go z drogi. Trochę mną buja, ale skręcam i wyrównuję tor jazdy. Mój konkurent traci sekundy.
Przed sobą widzę reflektory. Połyskują w oddali jak czerwone oczy, które przeszywają mnie spojrzeniem.
Trzymając nogę na pedale gazu, odbijam w prawo i mijam się z ciężarówką, a za mustangiem wzbija się chmura kurzu. Serce wyrywa mi się z piersi, gna z prędkością tysiąca kilometrów na godzinę, a ja chcę, aby pędziło jeszcze szybciej. Preston dobija do mnie i podejmuje próbę wysunięcia się na prowadzenie. Skręca i spycha mnie na bok, przez co mój samochód wpada w poślizg.
– Skurwiel. – Puszczam kierownicę mustanga i pozwalam mu się obracać, a potem znów chwytam za ster i odzyskuję panowanie nad autem.
Jestem wkurwiony.
Podjeżdżam do Prestona i stukam go w zderzak. Gdy spotykamy się wzrokiem w jego lusterku wstecznym, uśmiecham się złowrogo i dociskam pedał gazu do oporu, żeby cmoknąć tego skurwysyna jeszcze mocniej.
Preston wykonuje gwałtowny skręt, a wtedy ja odbijam w drugą stronę i wyprzedzam go, zostawiając mu za sobą chmurę spalin do wdychania. Potem przyspieszam jeszcze bardziej, aby odskoczyć od niego i nie pozwolić mu wykorzystać swojego cienia aerodynamicznego. Patrzę przed siebie, a gdy docieram do mety, zaciągam hamulec ręczny i mustang wykonuje obrót.
Puszczam hamulec i gnam na parking, myślami będąc już przy tej zajebiście seksownej dewastatorce wiśniowych mustangów, która czeka w tłumie.
Czy jest taka jak inne moje fanki, które patrzą na mnie podczas rajdów? Jak te fanki, którym cipki wilgotnieją z ekscytacji na mój widok i które mają twarde sutki, zanim w ogóle wyjdę z auta i rzucę na nie okiem?
Znów mi stoi. Dzieje się tak co chwilę od naszego pierwszego spotkania. I reakcja ta zyskuje na intensywności z każdą sekundą, ledwie ta laska postawi nogę tam, gdzie jestem.
Tak, mój ojciec to facet, który sięga po to, czego chce.