NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ - Ken Follett страница 23

NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ - Ken Follett

Скачать книгу

z Reims. To niedaleko ziem, na których mówi się po germańsku.

      – Tak, pani – odparł. – Jesteś dobrze wykształcona.

      Poczuła, że sprostała próbie. Zastanawiała się, czy ksiądz celowo zachowuje się protekcjonalnie, żeby ją sprowokować. Cieszyła się, że nie połknęła przynęty.

      – Bardzo ksiądz miły – rzekła nieszczerze. – Mój brat ma nauczyciela, ja zaś mogę uczestniczyć w lekcjach dopóty, dopóki będę siedzieć cicho.

      – Bardzo dobrze. Niewiele dziewcząt ma tak rozległą wiedzę. Ja jednak czytam głównie święte księgi.

      – Naturalnie.

      Ragna zyskała nieco aprobaty. Żona Guillaume’a musiała być światła i umieć wyrazić własne zdanie, a ona udowodniła, że sprawdzi się zarówno w jednym, jak i w drugim. Miała nadzieję, że dzięki temu zatrze niekorzystne pierwsze wrażenie.

      Zbrojny zwany Bernem Olbrzymem, z rudą brodą i wielkim kałdunem, podszedł do stołu i szeptem powiedział coś do hrabiego.

      Po krótkiej rozmowie hrabia wstał. Ojciec Ragny był niskim mężczyzną, który przy Bernie wydawał się jeszcze mniejszy. Mimo czterdziestu pięciu lat przypominał psotnego chłopca. Tył głowy miał ogolony na normańską modłę. Podszedł do córki.

      – Muszę niespodziewanie udać się do Valognes – rzekł. – Planowałem dziś rozstrzygnąć spór w wiosce Saint-Martin, ale teraz nie mogę się tam udać. Zastąpisz mnie?

      – Z przyjemnością – odparła Ragna.

      – Pewien chłop pańszczyźniany o imieniu Gaston zbuntował się i nie chce płacić za dzierżawę.

      – Nie martw się, zajmę się tym.

      – Dziękuję – rzucił hrabia i wyszedł z sali.

      – Ojciec cię kocha – zauważył Louis.

      – Ja jego również. – Uśmiechnęła się.

      – Często go zastępujesz?

      – Wioska Saint-Martin jest mi wyjątkowo droga. Cały ten region jest częścią mojego posagu. Ale tak, często zastępuję ojca. Tam i nie tylko.

      – Zwykle to żona zastępuje męża.

      – To prawda.

      – Lecz twój ojciec lubi robić rzeczy po swojemu. – Zatoczył ręką łuk, wskazując zamek. – Przykładem jest ta budowla.

      Ragna nie wiedziała, czy ksiądz nie pochwala tego, czy po prostu jest zaintrygowany.

      – Moja matka nie lubi zarządzać, mnie to jednak fascynuje.

      – Czasami kobiety doskonale radzą sobie w tej materii – wtrącił Aldred. – Król Anglii Alfred miał córkę Ethelfled, która po jego śmierci władała rozległą Mercją. Fortyfikowała miasta i wygrywała bitwy.

      Pomyślała, że oto ma okazję zaimponować Louisowi. Mogła zaprosić go, by zobaczył, jak radzi sobie ze zwykłymi ludźmi. Była to część jej obowiązków jako szlachetnie urodzonej panny i wiedziała, że jest w tym dobra.

      – Może udacie się ze mną do Saint-Martin, ojcze?

      – Z przyjemnością – odparł bez zastanowienia.

      – Po drodze będziecie mogli opowiedzieć mi o rodzinie hrabiego Reims. Z tego, co wiem, ma syna w moim wieku.

      – Nie inaczej, pani.

      Teraz, kiedy zgodził się z nią jechać, Ragna uświadomiła sobie, że wcale nie cieszy jej perspektywa dnia spędzonego w towarzystwie Louisa, i odwróciła się do Aldreda.

      – Dołączycie do nas? – spytała mnicha. – Wrócimy przed wieczornym przypływem, więc jeśli w ciągu dnia wiatr zmieni się na pomyślny, jeszcze dziś będziecie mogli wyruszyć.

      – Będę zaszczycony.

      Wszyscy wstali od stołu.

      Dziewką służebną Ragny była Cat, czarnowłosa dziewczyna w jej wieku. Miała zadarty, ostro zakończony nos, którego nozdrza przywodziły na myśl czubki leżących obok siebie gęsich piór. Poza tym była urodziwa, pełna energii i miała figlarny błysk w oku.

      Pomogła swojej pani zdjąć jedwabne trzewiczki i schowała je do kufra. Następnie wyjęła parę płóciennych rajtuzów, które miały chronić łydki Ragny podczas konnej jazdy, i skórzane buciki. Na końcu wręczyła jej pejcz.

      Genevieve podeszła do córki.

      – Bądź urocza dla ojca Louisa – poprosiła córkę. – I nie próbuj go przechytrzyć… mężczyźni tego nienawidzą.

      – Tak, matko – odparła pokornie Ragna. Dobrze wiedziała, kiedy kobieta nie powinna się wymądrzać, lecz tak często łamała tę zasadę, że Genevieve miała prawo jej o tym przypominać.

      Wyszła z wieży i ruszyła ku stajniom. Czterej zbrojni pod wodzą Berna Olbrzyma czekali, żeby ją eskortować: hrabia musiał im wcześniej wydać dyspozycje. Stajenni osiodłali już jej ulubionego konia, szarą klacz Astrid.

      Brat Aldred, który przypinał skórzaną poduszkę do grzbietu swojego kuca, spojrzał z podziwem na jej nabijane mosiężnymi ćwiekami drewniane siodło.

      – Wygląda imponująco, ale czy nie rani zwierzęcia?

      – Nie – odparła stanowczo Ragna. – Drewno rozkłada obciążenie, podczas gdy miękkie siodło obciera koński grzbiet.

      – Spójrz na to, Dyzma – zwrócił się do kuca mnich. – Chciałbyś coś tak wspaniałego?

      Ragna zauważyła, że Dyzma ma na czole białą plamkę zbliżoną kształtem do krzyża, co czyniło go odpowiednim konikiem dla mnicha.

      – Dyzma? – zapytał Louis.

      – Tak miał na imię jeden ze złodziei ukrzyżowanych z Jezusem – wyjaśniła dziewczyna.

      – Wiem – odparł ostro ksiądz. Na dźwięk jego głosu upomniała się w duchu, żeby się nie wymądrzać.

      – Ten Dyzma również kradnie, zwłaszcza jedzenie – powiedział Aldred.

      – Ha – parsknął Louis. Najwyraźniej był zdania, że imię to nie powinno być używane w żartobliwy sposób, ale nie powiedział nic więcej i odwrócił się, by osiodłać swojego wałacha.

      Niebawem opuścili dziedziniec. Kiedy jechali w dół zbocza, Ragna przyjrzała się statkom cumującym na przystani. Dorastała w porcie i potrafiła rozpoznać różne rodzaje łodzi. Dziś były tam głównie łodzie rybackie i nadbrzeżne, jednak dostrzegła też angielski statek handlowy, zapewne ten, na którego pokładzie zamierzał odpłynąć Aldred, i charakterystyczne profile wikińskich

Скачать книгу