NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ. Ken Follett
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ - Ken Follett страница 25
Zawsze starała się zapamiętać imiona. Dzięki temu ludzie czuli, że nie są jej obojętni. Gdy podczas rozmowy słyszała czyjeś imię, notowała je w pamięci.
Po drodze dołączali do nich kolejni mieszkańcy, a w wiosce czekało ich jeszcze więcej. Ragna wiedziała, że ludzie na polach komunikują się w jakiś mistyczny sposób: nie rozumiała tego, ale mężczyźni i kobiety pracujący milę dalej zawsze dowiadywali się o przybyciu gości.
We wsi stał uroczy, mały kamienny kościółek z równymi rzędami łukowatych okien. Wiedziała, że tamtejszy ksiądz, Odo, służy w tej i trzech innych wioskach, co niedziela odwiedzając inną. Dziś jednak był w Saint-Martin, zupełnie jakby do niego również dotarły wieści o jej przybyciu.
Aldred niezwłocznie poszedł porozmawiać z ojcem Odo. Louis nie; być może uznał, że rozmowa z wiejskim księdzem jest poniżej jego godności.
Ragna spróbowała sera Renée i Torquila i uznawszy, że oba są tak dobre, że nie potrafi wybrać zwycięzcy, ku uciesze wszystkich kupiła po kręgu jednego i drugiego.
Przechadzała się po wsi, zaglądała do każdej chaty i stodoły. Pilnowała, by zamienić słowo z każdym dorosłym i z dziećmi, a gdy miała pewność, że przekonała mieszkańców o swej dobrej woli, była gotowa rozsądzić spór.
Zwykle postępowała jak jej ojciec. Hrabia chętnie spotykał się z ludźmi i wiedział, jak sprawić, by go lubili. Kiedyś być może niektórzy z nich staną się jego wrogami – żaden władca nie jest w stanie dogodzić wszystkim – lecz niechętnie mu się sprzeciwią. Wiele nauczył córkę, a ona dowiedziała się jeszcze więcej, obserwując go.
Gerbert przyniósł krzesło i ustawił je przed zachodnią ścianą kościoła. Ragna usiadła, podczas gdy wszyscy inni stali wokół niej. Gerbert przedstawił Gastona, rosłego, silnego chłopa, który wyglądał na trzydzieści lat i miał gęstą czarną czuprynę. Jego twarz wyrażała oburzenie, lecz Ragna podejrzewała, że zwykle jest przyjazny.
– Gastonie – zwróciła się do niego – teraz możesz wyjaśnić mnie i swoim sąsiadom, dlaczego odmawiasz płacenia dzierżawy.
– Pani, staję przed tobą…
– Zaczekaj. – Uniosła dłoń. – Pamiętaj, że to nie dwór króla Franków. – Wieśniacy zachichotali. – Nie trzeba nam górnolotnych słów. – Gaston nieczęsto miał okazję przemawiać w ten sposób, lecz z pewnością by to uczynił, gdyby nie jej upomnienie. – Wyobraź sobie, że pijesz cydr z grupą przyjaciół, którzy proszą cię, byś opowiedział im, czemu się tak złościsz.
– Tak, panienko. Nie płacę dzierżawy, bo nie mogę.
– Bzdura – mruknął Gerbert.
Ragna spiorunowała go wzrokiem.
– Zaczekaj na swoją kolej – upomniała go ostro.
– Tak, panienko.
– Gastonie, ile wynosi twoja dzierżawa?
– Hoduję bydło, pani, i każdego roku w wigilię świętego Jana winienem darować twemu ojcu dwa roczniaki.
– Których, jak twierdzisz, nie masz?
– Właśnie że ma – wtrącił się znowu Gerbert.
– Gerbercie!
– Wybacz, panienko.
– Zagrabiono mi pastwisko. Całą trawę zżarły owce Bernarda. Musiałem karmić krowy samym sianem, więc przestały dawać mleko i straciłem dwa cielaki.
Ragna rozejrzała się dookoła, próbując przypomnieć sobie, który z mężczyzn to Bernard. Jej wzrok spoczął na niskim, chudym człowieczku z włosami jak słoma. Nie mając pewności, czy to on, podniosła wzrok i powiedziała:
– Wysłuchajmy Bernarda.
Okazało się, że miała rację. Chudy człowieczek zakasłał.
– Gaston jest mi winien cielaka – oświadczył.
Domyślała się, że chodzi o dawne zaszłości.
– Chwileczkę – rzuciła. – Czy to prawda, że twoje owce wyskubały pastwisko Gastona?
– Tak, ale on miał u mnie dług.
– Wrócimy do tego. Wypuściłeś swoje owce na jego pastwisko.
– Miałem powód.
– Ale przez to zdechły cielaki Gastona.
Głos zabrał starszy wioski.
– Tylko te, które urodziły się w tym roku. Wciąż ma dwa byczki z zeszłego roku. Dwa roczniaki, które może oddać hrabiemu.
– Jeśli je oddam, w przyszłym roku nie będę miał żadnych roczniaków – bronił się Gaston.
Ragna poczuła zawroty głowy, jak zawsze, gdy próbowała rozeznać się w chłopskich kłótniach.
– Milczcie wszyscy – uciszyła ich. – Na razie ustaliliśmy, że Bernard wypasał na pastwisku Gastona… o tym, czy słusznie, zdecydujemy później. I dlatego Gaston uważa, słusznie albo i nie, że jest zbyt biedny, by w tym roku zapłacić dzierżawę. A teraz, Gastonie, czy to prawda, że jesteś winien cielaka Bernardowi? Odpowiedz „tak” lub „nie”.
– Tak.
– Więc dlaczego mu go nie dałeś?
– Dam, pani. Po prostu teraz nie mogę.
– Spłaty nie można odkładać w nieskończoność – odezwał się z oburzeniem Gerbert.
Ragna słuchała cierpliwie wyjaśnień Gastona o tym, dlaczego zadłużył się u Bernarda i co sprawiło, że nie mógł spłacić długu. Po drodze wyszły na jaw inne, mniej istotne, rzeczy: wzajemne obrażanie siebie i swoich żon, dyskusje o tym, co i jakim tonem powiedziano. Ragna słuchała cierpliwie. Ci ludzie potrzebowali dać upust złości. W końcu jednak zabrała głos.
– Dość już usłyszałam – stwierdziła. – Oto moja decyzja. Po pierwsze, Gaston jest winien mojemu ojcu dwa roczne cielaki. Żadnych wymówek. Źle zrobił, że odmówił ich wydania. Nie zostanie ukarany za swój występek, ponieważ został sprowokowany. Ale dług musi spłacić.
Jej decyzja spotkała się z różnymi reakcjami. Niektórzy mruczeli z niezadowoleniem, inni kiwali głowami. Twarz Gastona przypominała maskę zranionej niewinności.
– Po drugie, Bernard jest odpowiedzialny za śmierć dwóch cielaków Gastona. Niezapłacony dług Gastona nie tłumaczy występku Bernarda. Tak więc Bernard jest mu winien