NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ. Ken Follett
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ - Ken Follett страница 43
– Nie wyjdę za Guillaume’a!
– Właśnie że wyjdziesz, jeśli tak postanowi twój ojciec.
– W ciągu dwudziestu lat życia nigdy nie poznałaś, co to głód i chłód – powiedział Hubert. – Ale za uprzywilejowane życie trzeba zapłacić.
Dziewczyna zamilkła. Logika ojca była skuteczniejsza niż krzyki matki. Nigdy dotąd nie myślała w ten sposób o swoim życiu. Nagle otrzeźwiała.
Wciąż jednak pragnęła Wilwulfa.
– Trzeba zająć czymś tego Anglika – orzekła Genevieve. – Zabierz go na przejażdżkę. Pokaż mu okolice.
Ragna podejrzewała, że matka liczy, iż biskup powie lub zrobi coś, co zniechęci ją do Anglii. Chciała zostać sama ze swoimi myślami, postanowiła jednak towarzyszyć biskupowi i być może dowiedzieć się czegoś więcej o Wilwulfie i Shiring.
– Chętnie – odparła, po czym wyszła.
Wynstan z chęcią przystał na propozycję wspólnej przejażdżki i oboje poszli do stajni, a z nimi Cnebba i Cat. Po drodze Ragna szepnęła do biskupa:
– Kocham waszego brata. Mam nadzieję, że o tym wie.
– Obawiał się, że sposób, w jaki opuścił Cherbourg, wpłynie na uczucia panienki.
– Powinnam była go znienawidzić, ale nie mogłam.
– Zapewnię go o tym, kiedy tylko wrócę do domu.
Miała mu do powiedzenia dużo więcej, lecz przeszkodził jej gwar dobiegający od strony podekscytowanego niewielkiego tłumu. Kilka jardów za stodołą walczyły dwa psy: krótkonogi ogar i szary mastyf. Stajenni, którzy wylegli, by obserwować walkę, okrzykami zachęcali psy i robili zakłady o to, który wygra.
Rozdrażniona Ragna weszła do stajni, żeby zobaczyć, czy jest tam ktoś, kto pomoże im osiodłać konie. Stajenni co prawda wymienili słomę, tak jak im przykazała, ale zaaferowani walką psów, porzucili swoją pracę i większość siana leżała na kupie tuż za drzwiami.
Zamierzała sprowadzić paru, lecz poczuła dziwny zapach. Pociągnęła nosem i wydało jej się, że coś się pali. Nie myliła się – po chwili dostrzegła smużkę dymu.
Domyślała się, że ktoś przyniósł z kuchni żagiew, żeby zapalić lampę w ciemnym kącie, a gdy zaczęła się walka, niefrasobliwie ją odłożył. Znad świeżej słomy unosiły się nitki dymu.
Ragna rozejrzała się i zobaczyła beczkę z wodą dla koni, a obok niej przewrócony do góry dnem cebrzyk. Złapała go, zanurzyła w beczce i polała wodą płonące siano.
Od razu wiedziała, że to nie wystarczy. W ciągu kilku sekund płomienie strzeliły w górę. Podała cebrzyk Cat.
– Polej ogień wodą! – poleciła. – Idziemy do studni!
Wybiegła ze stajni, a za nią podążyli Wynstan i Cnebba.
– Ogień w stodole! – krzyczała, biegnąc. – Łapcie za wiadra i rondle!
Przy studni przykazała Cnebbie kręcić kołowrotem, wyglądał bowiem na kogoś, kto nieprędko się zmęczy. Nie zrozumiał jej, lecz Wynstan pospiesznie przełożył słowa Ragny na gardłową angielską mowę. Kilka osób chwyciło cebrzyki i zaczęło je napełniać. Chłopcy stajenni byli tak pochłonięci walką psów, że żaden nie był świadomy zagrożenia. Wrzasnęła na nich, lecz nawet wówczas nie zwrócili na nią uwagi. Wściekła, wbiegła w tłum, rozpędzając ludzi na boki, i chwyciła walczące psy. Ucapiła czarnego za tylne nogi i podniosła. To oznaczało koniec walki.
– Ogień w stajni! – krzyknęła. – Utwórzcie rząd i podawajcie sobie wodę!
Na chwilę zapanował chaos, jednak już po chwili wiadra przechodziły z rąk do rąk.
Ragna wróciła do stajni. Świeża słoma płonęła w najlepsze i z każdą chwilą ogień się rozprzestrzeniał. Przerażone konie rżały, wierzgały i szarpały się, próbując zerwać liny, którymi były przywiązane. Podbiegła do Astrid, uspokoiła ją, odwiązała i wyprowadziła na zewnątrz.
Zobaczyła Guillaume’a, który obserwował rozwój wydarzeń.
– Nie stój tak – rzuciła do niego. – Pomóż nam! Zrób coś!
Spojrzał na nią zdumiony.
– Nie wiem, co robić – bąknął.
Jak mógł być taki beznadziejny?
– Idioto – warknęła poirytowana. – Jeśli nie wiesz, co robić, naszczaj na ogień!
Urażony wicehrabia oddalił się pospiesznie.
Ona tymczasem podała postronek, na którym przywiązana była Astrid, stojącej obok dziewczynce, a sama wbiegła do stajni. Odwiązała wszystkie konie i wypuściła je z nadzieją, że nikogo nie stratują. Na widok spłoszonych zwierząt ludzie na chwilę przerwali pracę, lecz w pustej stajni łatwiej było się poruszać i wkrótce ogień został opanowany.
Kryty strzechą dach nie ucierpiał, stajnia ocalała, a cenne konie uniknęły śmierci w płomieniach.
Ragna pozwoliła ludziom odłożyć cebrzyki.
– Dobra robota! – zawołała. – W porę opanowaliśmy ogień. Nie ma większych zniszczeń, a przede wszystkim nie ucierpieli ani ludzie, ani konie.
– Wszystko dzięki tobie, lady Ragno! – zawołał jeden z mężczyzn.
Kilku innych przyznało mu rację i wkrótce wszyscy wiwatowali.
Napotkała wzrok Wynstana, który patrzył na nią z czymś w rodzaju podziwu.
Rozejrzała się za Guillaume’em, ale nigdzie go nie widziała.
*
Ktoś musiał usłyszeć, co powiedziała do Guillaume’a, bo przed wieczerzą wiedział o tym cały zamek. Cat poinformowała ją, że wszyscy o tym mówią, i Ragna zauważyła, że na jej widok ludzie uśmiechają się, a zaraz potem szepczą coś między sobą i śmieją się, jakby przypominali sobie jakiś żart. Dwa razy usłyszała, jak ktoś szepcze: „Jeśli nie wiesz, co zrobić, naszczaj na ogień!”.
Nazajutrz rano Guillaume wyruszył do Reims. Został obrażony i stał się obiektem żartów. Ucierpiała jego godność. Wyjechał po cichu i w pośpiechu. Ragna nie chciała go upokorzyć, cieszyła się jednak, widząc, jak odjeżdża.
Rodzice dali za wygraną. Poinformowali Wynstana, że propozycja jego brata została zaakceptowana – łącznie z dwudziestoma srebrnymi funtami. Ślub zaplanowano na pierwszego listopada, na dzień Wszystkich Świętych. Biskup wrócił do Anglii z dobrymi wieściami. Po kilku tygodniach przygotowań Ragna miała popłynąć