NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ - Ken Follett страница 49

NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ - Ken Follett

Скачать книгу

Tak. – Edgar zadarł brodę.

      – Jesteś bardzo młody. No, ale twój pan chce pewnie budowniczego, na którym będzie mógł zaoszczędzić.

      – Chce też tanich kamieni.

      – Masz pieniądze?

      Może jestem młody, pomyślał Edgar, ale nie głupi.

      – Dreng zapłaci, kiedy dostanie kamienie.

      – Lepiej, żeby tak było.

      Edgar domyślał się, że pracownicy kamieniołomu zaniosą kamienie albo przewiozą je na wozie aż na brzeg, następnie załadują na tratwę i popłyną w dół rzeki do Dreng’s Ferry. Będą musieli obrócić kilka razy w zależności od wielkości tratwy.

      – Gdzie zatrzymasz się na noc? – spytał Gab. – W zajeździe?

      – Mówiłem już, nie mam pieniędzy.

      – W takim razie będziesz spał tutaj.

      – Dziękuję – odparł Edgar.

      *

      Żona Gaba miała na imię Beaduhild, lecz wołał na nią Bee. Była serdeczniejsza od męża i zaprosiła Edgara, by zjadł z nimi wieczerzę. Opróżniwszy miskę, chłopak uświadomił sobie, jak bardzo jest zmęczony po długiej podróży, położył się więc na klepisku i natychmiast zasnął.

      Rankiem zwrócił się do zarządcy kamieniołomu:

      – Będę potrzebował młotka i dłuta, żebym mógł nadać kamieniom odpowiedni kształt.

      – To prawda – przyznał Gab.

      – Mogę rzucić okiem na wasze narzędzia?

      Mężczyzna wzruszył ramionami.

      Edgar podniósł drewniany młotek. Był duży i ciężki, choć prosty, niemal prymitywny – bez trudu mógł zrobić taki sam. Mniejszy, z żelazną końcówką, był staranniej wykonany, a obuch dobrze obsadzono na trzonku. Najlepsze było jednak żelazne dłuto z szerokim, tępym ostrzem, szerszym na końcu niż u nasady. Edgar mógł wykuć takie w warsztacie Cuthberta. Złotnik może nie lubił, gdy ktoś kręcił się w pobliżu, ale jeśli Dreng szepnie słówko dziekanowi, Cuthbert nie będzie miał wyboru.

      Obok narzędzi na kołkach wisiało kilka patyków z nacięciami.

      – Pewnie prowadzicie rejestr dla każdego klienta – zagadnął Edgar.

      – Co ci do tego? – mruknął Gab.

      – Wybaczcie. – Edgar nie chciał być wścibski. Nie mógł jednak nie zauważyć, że na ostatnim patyku widniało tylko pięć nacięć. Czy to możliwe, że zarządca zaznaczał tylko połowę sprzedawanych kamieni? Dzięki temu zaoszczędziłby wiele na daninie.

      Lecz nie była to jego sprawa, czy Gab oszukuje swojego pana. Dolina Outhen należała do Wilwulfa, ealdormana Shiring, a ten był już dość bogaty.

      Edgar zjadł solidne śniadanie, podziękował Bee i wyruszył w drogę powrotną do domu.

      Był przekonany, że tym razem podróż zajmie mu nieco mniej czasu, znał już bowiem drogę, ale ku swojemu przerażeniu znowu się zgubił. Zaczynało już zmierzchać, kiedy spragniony, głodny i zmęczony dotarł do Dreng’s Ferry.

      W karczmie szykowali się do snu. Ethel uśmiechnęła się do niego, Leaf bąknęła coś na powitanie, a Dreng w ogóle nie zwrócił na niego uwagi. Blod, która układała szczapy drewna na opał, w pewnej chwili przerwała pracę, oparła lewą rękę na biodrze, wyprostowała się i przeciągnęła, jakby chciała złagodzić ból. Kiedy się odwróciła, Edgar zobaczył, że ma podbite oko.

      – Co ci się stało? – zapytał.

      Dziewczyna nie odpowiedziała, udając, że nie rozumie, lecz on wiedział, co się wydarzyło. W ciągu ostatnich tygodni, w miarę jak zbliżał się czas rozwiązania, Dreng coraz bardziej się na nią złościł. Mężczyźni często wyładowywali złość na najbliższych i Edgar widział, jak karczmarz kopał Leaf w tyłek albo bił Ethel po twarzy, wobec Blod był jednak wyjątkowo okrutny.

      – Zostało coś do jedzenia? – zapytał.

      – Nie – odburknął Dreng.

      – Szedłem cały dzień.

      – To cię nauczy, żeby się nie spóźniać.

      – Załatwiałem wasze sprawy!

      – Za to ci płacę. Nie ma jedzenia, więc zawrzyj gębę.

      Edgar położył się spać głodny.

      Blod wstała bladym świtem i jak zwykle najpierw poszła nad rzekę po czystą wodę. Drewniany cebrzyk z żelaznymi nitami był ciężki, nawet gdy był pusty. Kiedy wróciła, Edgar wkładał buty. Widząc, że jest jej ciężko, wstał, żeby jej pomóc, lecz zanim to zrobił, potknęła się o Drenga, który wciąż drzemał na klepisku, a woda z cebra chlusnęła karczmarzowi na twarz.

      – Ty głupia cipo! – ryknął. Zerwał się na równe nogi i uniósł pięść.

      Blod cofnęła się przestraszona. Edgar stanął między nimi.

      – Daj mi wiadro – przykazał dziewczynie.

      W oczach Drenga malowała się wściekłość i przez chwilę Edgar myślał, że uderzy jego zamiast niewolnej. Karczmarz był silny mimo chorych pleców, o których tak często wspominał: wysoki i szeroki w barach. Mimo to Edgar podjął błyskawiczną decyzję, że jeśli Dreng go zaatakuje, będzie się bronił. Z pewnością zostanie ukarany, lecz jeśli uda mu się powalić karczmarza, będzie miał satysfakcję.

      Tymczasem jak większość tych, którzy znęcają się nad słabszymi, Dreng był tchórzem, gdy przyszło mu się zmierzyć z kimś silniejszym od siebie. Jego wściekłość przerodziła się w strach i opuścił pięść.

      Blod zeszła mu z oczu.

      Edgar podał wiadro Ethel, ta zaś wlała wodę do kociołka, zawiesiła go nad ogniem, wsypała do wody owsa i wymieszała całość patykiem.

      Dreng wpatrywał się w Edgara złowrogim wzrokiem; chłopak podejrzewał, że pewnie nigdy nie wybaczy mu, że stanął między nim a niewolnicą. Nie żałował jednak tego, co zrobił, chociaż pewnie przyjdzie mu za to zapłacić.

      Kiedy owsianka była gotowa, Ethel chochlą nałożyła ją do pięciu misek. Pokroiła trochę szynki, wrzuciła kawałki do jednej z misek i wręczyła ją Drengowi. Pozostałe rozdała reszcie domowników.

      Jedli w milczeniu.

      Edgar błyskawicznie zjadł swoją porcję, po czym zerknął na kociołek i na Ethel. Kobieta nie odezwała się ani słowem, ale dyskretnie pokręciła głową. W kociołku nic nie zostało.

      Była

Скачать книгу