Od pierwszego wejrzenia. Kristen Ashley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Od pierwszego wejrzenia - Kristen Ashley страница 12
– Hank będzie jebany, jeśli ktoś chce znać moje zdanie! – zaświergotała Daisy.
– To jest dom wariatów! – rzuciłam w stronę stojącej obok zdezorientowanej klientki.
– Tutaj jest tak zawsze – odparła. – Dlatego tu przychodzę. To jak wejście do wysokobudżetowego sitcomu!
Zaczynałam nabierać złych przeczuć. Daisy chwyciła mnie za ramię i poprowadziła raźnym krokiem do burgerowni na rogu Broadway i Alamedy. Gdy czekałyśmy w kolejce na odbiór największego cheeseburgera i góry frytek, zagadnęła:
– No dobra, a teraz wyspowiadaj się ładnie Daisy!
– Z czego? – spytałam.
– Z tego, co cię trapi.
Nie sądziłam, że tak łatwo mnie przejrzeć.
– Nic mnie nie trapi – skłamałam.
Przez moment uważnie mi się przyglądała, gdy odbierałam od obsługującego mnie chłopaka torbę z zamówieniem.
– Jak będziesz w końcu chciała się komuś zwierzyć, to wiesz, gdzie mnie szukać.
Skinęłam głową. Polubiłam ją jeszcze bardziej przez to, że nie naciskała. Nie za wiele miałam do wyznania, ale to i tak mnie uwierało.
Wracałyśmy już spokojnym tempem, głównie dlatego, że pochłaniałam wielkiego cheeseburgera, a Daisy w tym czasie wbijała kontakty do mojej komórki, tak „na zaś”, jak sama to określiła.
W Fortnum dopiłam dietetyczną colę (wiecie, jest taka niepisana dziewczyńska zasada, która mówi, że nawet jeśli się nażresz jak świnia, to popij czymś niskokalorycznym!) i zamówiłam na deserek kolejną karmelową latte.
Klienci już się przerzedzili. Daisy i Indy gawędziły przy regałach z książkami, Duke się ulotnił, a wujek obsługiwał ekspres.
– A tamten twój chłopak patałach jest już ekschłopakiem, jak mniemam? Tak się wczoraj z Hankiem za rączki trzymaliście… – zauważył.
– Czy możemy teraz o tym nie mówić? – westchnęłam.
– Szanuję Hanka, to dobry facet – ciągnął Tex. – Powiedz, że skończyłaś z tamtym śliskim skurwysynem!
– Skończyłam z Billym, i to dawno temu. Po prostu on nie może się z tym pogodzić. Idę na kolację z Hankiem, ale tylko dlatego, że nalegał.
– Ta, jasne!
– To tylko kolacja! Nic więcej. Przynajmniej do czasu, aż pozamiatam za Billym.
– Może w Chicago kolacja nic nie znaczy. Ale tutaj to jest coś. Mówię ci, tutejsi faceci się nie certolą! – perorował Tex.
Już się o tym przekonałam.
– Indy zamieszkała z Lee po jednym dniu bycia razem. Jet zahaczyła się na poważnie z Eddiem po mniej niż tygodniu. I powiem ci, że sądząc po sposobie, w jaki Hank pożera cię wzrokiem, urobienie cię zajmie mu mniej niż dwie doby – kontynuował Tex.
A niech mnie!
– Jako twój wujek dodam jeszcze, że lubię tego gościa, i jeśli wam wyjdzie, będę fikał koziołki ze szczęścia!
No to wpadłam.
– Później o tym pogadamy, dobra? – Uniosłam brwi.
– Posiedź tu jeszcze trochę, potem pójdziemy gdzieś, gdzie będziemy mogli spokojnie pogadać. Nie chcę, żebyś się włóczyła, narażając się na porwanie czy atak bombowy – zaczął, a widząc, że oczy mi się powiększają ze zgrozy, dodał: – To też już się zdarzało.
W mordę.
Ułożyłam się na kanapie, włączyłam Springsteena i choć kac powrócił ze zdwojoną siłą, przesłuchałam Candy’s Room, Incident on 57th Street i znowu rozległo się moje ulubione Thunder Road. Właśnie wtedy poczułam, że ktoś mości się jak gdyby nigdy nic obok mnie. Otworzyłam oczy. Hank siedział tuż obok, nasze biodra się stykały. Cholera.
– Co ty tu robisz? – spytałam.
Uśmiechnął się, a ja poczułam przyjemny skurcz w żołądku. Odebrał mi odtwarzacz i zerknął na wyświetlacz. Spojrzenie mu złagodniało, lecz niezależnie od tego ściszył rockowy hałas do cichego mruczenia. Pochylił się nade mną, jego palce odszukały kabel słuchawek, który spoczywał na mojej piersi. Pociągnął za niego i słuchawka wyskoczyła z mojego prawego ucha w tej samej chwili, w której zbliżyły się do niego jego usta.
– Krzyczysz – wyszeptał.
Niech to diabli. Byłam beznadziejna.
– Ale Springsteen jest tego wart – dokończył.
– Nie powinieneś być w pracy? – zapytałam, gdy się odsunął.
Przesunął rękę i oparł się o kanapę w taki sposób, że nasze ciała przylgnęły do siebie. Usiłowałam nie myśleć o tym, że już kilkakrotnie zrobiłam z siebie idiotkę, właśnie tutaj, w antykwariacie w Denver, a dopiero dochodziło południe.
– Wpadłem na kawę – odrzekł Hank.
– Aha.
– Skoczymy na lunch?
– Miałam zjeść z wujkiem.
Zerknął w stronę ekspresu, podążyłam wzrokiem za jego spojrzeniem. Czteroosobowa kolejka do złożenia zamówienia i jeszcze dwie osoby czekające przy ladzie na odbiór kawy. Wujek uwijał się przy ekspresie, waląc utensyliami, jakby każdą z tych kaw musiał wyrzeźbić przy użyciu nadludzkiej siły.
– Nie wiem, czy da radę się wyrwać. – Hank przeniósł wzrok na mnie.
– Przed chwilą wciągnęłam cheeseburgera kingsize – powiedziałam mu. – Nie jestem głodna.
Zmierzył mnie wzrokiem. Miałam wrażenie, że zarumieniłam się po raz pierwszy od bardzo dawna.
– To może po prostu dotrzymasz mi towarzystwa?
– Mam potwornego kaca. Jeśli choć spojrzę na jedzenie, to na pewno mnie zemdli. I podejrzewam, że będzie mnie trzymać do kolacji. Nie narąbałam się tak od czasu rozgrywek futbolowych w maturalnej klasie.
– A więc w nocy też nie poszalejemy.
Czy on miał na wszystko gotową odpowiedź? Zanim zdążyłam zripostować, zapytał:
– Kibicowałaś czy byłaś cheerleaderką?
– Kibicka z urodzenia, cheerleaderka